„Siła Niższa” Marta Kisiel

Anioł jaki jest każdy widzi

„Siła Niższa” jest kontynuacją świetnego „Dożywocia”, książki, w której pisarz Konrad Romańczuk przybywa do odziedziczonego po dalekim krewnym domu i dowiaduje się, że razem z wiekową Lichotką dostał tez w spadku nietypowych Dożywotników w osobie miedzy innymi anioła z alergia na pierze i widma seryjnego samobójcy. A że, powtarzając po autorce, Konrad jak mało kto nadaje się na ofiarę przewrotnego losu, jego przeżyciami można by zapełnić więcej niż dwie książki. 

Tak więc w „Sile niższej” zmaga się głównie z prozą życia codziennego w postaci rachunków czy braku umiejętności gotowania i to one przysłaniają mu cały świat, w tym jego Dożywotników. 

Licho jest ponownie przeraźliwie urocze i nieporadne. Utopiec zgryźliwy i cwany. Zmora niebezpieczna. Rudolf Valentino i jej gromadka, puchata i przerażająca. Szczęsny niestety (dla czytelnika) nieobecny, a Konrad zarówno nieszczęśliwy jak i naburmuszony. Do tej kochanej zgrai dochodzą nam ponownie już znajome postaci jak Carmilla i zupełnie nowe, czyli Turu Brząszczyk, niemieckie widma w liczbie trzech i Tsadkiel. 

Widma są cudowne. Od momentu, gdy zostają przedstawione, przez trudy włączenia się do pokręconej rodziny Konrada, aż do stania się jej nieodłączną częścią, bawią do łez swoją skłonnością do kart, ‘tegesu’, „Dźwięków muzyki” i domowych napraw. 

Tsadkiel, do którego odnosi się cytat z okładki: „Szanuj anioła swojego, bo możesz mieć gorszego” jest przeciwieństwem Licha w dosłownie wszystkim. Posągowo piękny, całkowicie poważny, stereotypowo anielski, a przy tym niesamowicie akuratny i bardzo, ale to bardzo nieprzyjemny w obyciu, to Tsadkiel wprowadza główny konflikt do domu pokrzywdzonego przez los (i Siłę Niższą) Konrada Romańczuka. Wydawać by się mogło, że to jedna z takich postaci, których po prostu nie da się polubić i która w żaden sposób nie zasługuje na odkupienie. A jednak Kisiel znajduje coś bardzo ludzkiego w nieludzkim aniele i zapewnia mu może nie pełne wybaczenie u bohaterów i czytelnika, ale na pewno zrozumienie. 

I oczywiście Turu. Turu to postać cudowna, ciepła, troskliwa i jednocześnie mówiąca prawdę prosto w oczy. On jeden w całym domu rozumie, jak działają emocje i dobrze wie jak sobie z nimi radzić. A radzi sobie przy pomocy, ciast, czekolady, głośnego śpiewania i po prostu zwykłego zainteresowania innym człowiekiem (czy aniołem). Potrafi też solidnie potrząsnąć kimś kto tego potrzebuje by poradzić sobie ze sobą samym i wszystkim dookoła. 

Ale nie tylko postaciami i relacjami między nimi stoi „Siła Niższa”. Marta Kisiel jest taką autorką, która z najbardziej absurdalnego pomysłu potrafi zrobić realistyczny wątek. W książce pojawia się więc forum dla ludzi, którzy otrzymali Dożywotników czy pomysł założenia hotelu dla wszelkich istot nadprzyrodzonych, potraktowany z pełną powagą. Oba wypadają wspaniale. Ogromną zaletą „Siły niższej” jest też przezabawna narracja, najeżona nawiązaniami do kina czy literatury. Nie potrafię zliczyć, ile razy się uśmiałam czytając tę książkę. Jednocześnie, zdarzyło mi się też popłakać ze wzruszenia. Przeczytałam jednym tchem. 

Koniec końców „Siła niższa” jest książką o tym co w życiu ważne (spoiler: Nie zawsze to co mam się wydaje) i że nie wolno zapomnieć o tym kim jesteśmy, choćby częściowo. Bo każdy człowiek składa się z wielu aspektów i zredukowanie się do jednego (czy to bankomat czy matka) nikomu nie wyjdzie na zdrowie.  

I absolutnie każdy powinien mieć w swoim życiu Turu Brząszczyka. 

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 5 / 5

Komentarze

Popularne posty