Pyrkon 2025
Pyrkon 2025, czyli kiedyś to było
Pierwszy raz pojechałam na Pyrkon w 2016 roku. Był kwiecień, chłodno. Zabraliśmy ze sobą ciepłe bluzy i kurtki przeciwdeszczowe, bo w takim terminie wszystkiego można się spodziewać. To powiedziawszy postanowiliśmy zaryzykować i zdecydowaliśmy się na osławioną spalnię zamiast hotelu. Jak było? Po pierwszej nocy na betonowej podłodze, w sobotę rano w najbliższym sklepie kupowaliśmy dmuchany materac. Całe szczęście otwarto druga halę, bo zaduch i ścisk nie pozwalał spać, a o dostępie do łazienki można było tylko pomarzyć. Atmosfery nie dało się jednak porównać z niczym, a ja bardzo dobrze wspominam tamten Pyrkon, a także kolejne.
To trzy dni, gdy można było być po prostu sobą, pośród ludzi tak samo zakręconych jak ty. Trzy dni niekończących się prelekcji, wspaniałej atmosfery i widowiskowych cosplayów, które nauczyły mnie, introwertyczkę, podchodzić do ludzi z prośbą o zdjęcie. Trzy dni, w zupełnie innym świecie, po których powrót do domu budził w nas smutek, bo nic nie mogło się równać z tym co czuliśmy na terenie Targów Poznańskich.
Nocleg! Królestwo za nocleg!
Dziewięć lat i sporo Pyrkonów później mam wrażenie, że wyrosłam z tej imprezy. Spalni już nie ma. Sam w sobie ten fakt smuci mnie mniej niż innych, ale nie ma wątpliwości, że ta zmiana odbiła się na cenach. Zdesperowani konwentowicze muszą przecież gdzieś spać, a hotelarze szybko zwąchali pismo nosem. Ceny zakwaterowania podczas weekendu pyrkonowego utrzymują się na poziomie co najmniej trzy razy wyższym niż tydzień wcześniej lub później.
Odpowiedzią Pyrkonu było uruchomienie Pyrcampu. To położone na obrzeżach miasta pole namiotowe, na którym za wcale nie tak małą opłatą można wynająć domek czy namiot lub rozbić też własny, by w atmosferze podobnej do spalni dać się zjeść wszechobecnym owadom i poczuć nostalgię wystając w długich kolejkach do łazienki. Przyznam, że nie odważyłam się na tę przygodę, po części przez wzgląd na odległość od Targów Poznańskich, gdzie odbywa się konwent, a po części dlatego, że jestem po prostu za stara na kempingowe warunki i codzienne wycieczki busem lub pociągiem na sam konwent.
Nikt nie ma wpływu na pogodę. Ani na termin.
Zmienił się też termin imprezy. Koniec z kwietniem, który niewątpliwie irytował maturzystów i groził złą pogodą. Zamiast tego postawiono na środek czerwca, tym razem frustrując szykujących się do sesji studentów. Ponadto, jak wszyscy wiemy czerwiec to w Polsce słońce i żar lejący się z nieba. Niby fajnie, ale każdy kto choć raz miał na sobie cięższy cosplay wie, że taka pogoda to niekoniecznie zaleta. Pozostaje salwować się ucieczką do klimatyzowanych hali i mieć nadzieję, że różnica temperatur nie przyprawi nas o przeziębienie.
Na szczęście w tym roku Pyrkon nareszcie postanowił zadbać o nawodnienie konwentowiczów i zorganizował beczkowozy z wodą pitną, z których o każdej porze dnia i nocy można było uzupełnić sobie butelki. Inicjatywa cieszy, choć zaskakuje, że na ten krok zdecydowano się dopiero teraz. Trzeba się też oczywiście liczyć z faktem, że do wody ustawi się, a jakże, kolejka.
Latka lecą
Dobrze. gdy już upolujemy sensowny hotel lub zdecydujemy się na Pyrcamp, wmontujemy w przebranie wiatrak i przełożymy egzaminy, można jechać. Zaczyna się konwent i wraca magia... Ale nie do końca. Pyrkon się zmienia, co zupełnie mnie nie dziwi. Do Poznania przyjeżdżają coraz większe gwiazdy z Polski i z zagranicy (w tym roku gościliśmy między innymi Ginny z Harry'ego Pottera i dwóch polskich Wiedźminów), pojawiają się nowe atrakcje, część starych zostaje zepchnięta w cień.
To bardzo widoczne w rozkładzie sal. Prelekcje zniknęły z Sali Ziemi, zastąpione koncertami i spotkaniami z gwiazdami światowego formatu. Wykłady o komiksach praktycznie odeszły w niebyt. Prelekcje o filmach i serialach, niegdyś odbywające się w PCC (dawna hala numer 15) w jednych z największych sal prelekcyjnych, teraz znajdziemy po drugiej stronie targów, w dwóch maleńkich salkach wykładowych, do których prowadzi przypominająca szklarnię klatka schodowa. Kolejkowanie w niej nie należy delikatnie rzecz ujmując do najprzyjemniejszych. Ich miejsce w PCC zajmuje coraz większy segment naukowy. W innych halach natomiast pierwsze skrzypce zaczyna grać manga i anime. Nic w tym dziwnego, fantastyka, a szczególnie science fiction zawsze szło ręka w rękę z nauką, a spora część Pyrkonowiczów jest też zapamiętałymi fanami mangi i anime. Wielu konwentowiczów tęskni jednak za tym co było.
Inna sprawa, że, co bardzo mnie cieszy, na konwencie pojawia się coraz więcej fanów musicali, a nawet dedykowane dla nich koncerty. W tym roku Christine z “Upiora w Operze” zaprezentowała się nawet na słynnym konkursie cosplayowym Maskarada i odniosła widowiskowy sukces. Na terenie Pyrkonu można też spotkać Heatherki z musicalu “Heathers”, Elfabę i Galindę z “Wicked” i wiele innych postaci, które zwykle widujemy tylko na scenie.
Kolejkon wciąż żywy
Mimo to ci, którzy pokochali Pyrkon z dawnych lat mogą teraz poczuć się na nim obco. Znajome okażą się jednak kolejki, które zdają się rosnąć co roku. Nie bez powodu Pyrkon pieszczotliwie przezywa się “kolejkonem”, tu stoi się po wszystko, od odbioru biletów, przez wykłady, aż po jedzenie i picie. Kolejki są nieodrodną częścią Pyrkonu. O ile jednak ilość ludzi próbujących się dostać na prelekcje zdaje się maleć, coraz większe tłumy ustawiają się na ostatnim piętrze PCC czekając na koncerty czy autografy, a ogonek do piwa przybiera gargantualne wręcz rozmiary. O ile rozumiem konieczność odstania swojego by dostać się na upragnioną atrakcję, kilkugodzinne oczekiwanie może znużyć każdego.
Multum atrakcji
Co więc w tym momencie można robić na Pyrkonie? Więcej niż jesteśmy w stanie. Na konwencie znajdziemy niezmiernie szeroką gamę prelekcji przygotowanych przez specjalistów w swojej dziedzinie i jestem pewna, że każdy fan fantastyki znajdzie coś dla siebie. Do wcześniej wymienionej nauki, mangi i anime, czy filmów i seriali, dodajmy jeszcze literaturę, ogólnie pojętą kulturę czy sztukę. Skąd się takie prelekcje biorą? Przez konwentem chętni zgłaszają się do organizatorów z pomysłami, spośród których wybierane są najciekawsze i z nich układany jest plan wydarzenia.
Umówmy się jednak, przy tak ogromnej imprezie ilość zgłoszeń także jest ogromna. Wielu potencjalnych prelegentów nie dostanie swojej szansy, bo ich temat jest za mało medialny, a im samym brakuje doświadczenia. Zamiast tego pojawią się panele ze znanymi blogerami, pisarzami czy aktorami, których nazwiska niewątpliwie przyciągną słuchaczy i zapewnią pełne obłożenie sali.
Podobnie wygląda strefa autografów. Dobrze pamiętam, jak stałam w kilkuosobowej kolejce do polskiego pisarza, którego mało kto wtedy kojarzył. Teraz ten sam autor podpisuje książki na stanowisku wydawnictwa na Hali Wystawców, w strefie autografów dominują bardzo znane, często zagraniczne nazwiska, a kolejki po podpis ustawiają się już kilka godzin przed rozpoczęciem wydarzenia. To powiedziawszy, Pyrkon wciąż różni się od największych amerykańskich konwentów, kupując bilet na wydarzenie mamy w pakiecie wszystkie prelekcje, zdjęcia z gwiazdami czy ich autografy. W San Diego, gdzie odbywa się najsłynniejszy Comic Con, za każdą z tych rzeczy musielibyśmy dopłacić.
A tak w ramach Pyrkonu możemy na przykład wybrać się bezpłatnie na koncert ulubionego zespołu. Naprawdę duże występy mają miejsce w monumentalnej, świetnie nagłośnionej Sali Ziemi, gdzie podczas ostatniego Pyrkonu usłyszeć można było chociażby muzykę z gier “Wiedźmin”, piosenki Disneya w wykonaniu Marty Burdynowicz i Marcina Januszkiewicza czy hity z musicali zaśpiewane przez słynne Studio Accantus. Z kolei mniejsze występy mają miejsce na dwóch plenerowych scenach, gdzie cały czas coś się dzieje, a muzyka niesie się przez całe targi. Jeśli kochacie koncertową atmosferę, będziecie zachwyceni. Jeśli jednak wieczorem chcecie wypić pyrkonowe piwo i porozmawiać ze znajomymi, przygotujcie się na problemy z usłyszeniem tego co mówią.
Na Pyrkonie można też podziwiać liczne wystawy związane z ogólnie pojętą fantastyką. Znajdziemy tu imponującą strefę Lego, gdzie wystawiane są zarówno złożone zestawy jak i zachwycające kreatywnością autorskie projekty. Można spędzić godziny przyglądając się monumentalnym realizacjom scen ze znanych filmów i seriali, a dbałość o detale zapiera dech w piersiach. Co roku pojawiają się też wystawy figurek, a nawet kostiumów ze słynnych serii filmowych i serialowych jak chociażby “Gwiezdne Wojny”
Jednak Pyrkon to nie tylko podziwianie jak wysilają się inni. Szeroka gama warsztatów, dziesiątki dostępnych sesji RPG, rozstawione w oddzielnej hali komputery z grami retro, ale i nowościami na konsolach prosto z fabryki, czy ogromna pula planszówek, które można wypożyczyć i rozegrać w specjalnie udostępnionym do tego miejscu sprawia, że nie sposób się nudzić, niezależnie od zainteresowań. Choć w niektórych przypadkach trzeba pamiętać, by zapisać się na interesujący nas punkt programu z wyprzedzeniem.
Można też po prostu przechadzać się po terenie Targów Poznańskich, cieszyć się atmosferą, podziwiać cosplaye, poznawać nowych ludzi i po prostu być w tym niezwykłym tłumie pozytywnie zakręconych jednostek. Jako introwertyk nie przepadam jednak za tą opcją.
W trakcie przechadzki można też zrobić coś dobrego i dołączyć do szacownego grona Krewnych Pyrkonu, czyli po prostu dawców krwi. A przynajmniej w teorii istnieje taka szansa, bo z powodu zbyt dużego zainteresowania nie wszyscy będą w stanie rzeczywiście oddać krew. Autobus ma niestety ograniczoną przepustowość, a konwentowicze tłumnie zgłaszają się na ochotnika.
W tym roku nowością na konwencie była strefa tatuażu, umieszczona w hali wystawców. Ciężko mi wypowiadać się na ten temat, bo pozostaje on poza zakresem moich zainteresowań. Wspomnę jednak, że jeszcze miesiąc po Pyrkonie na grupie facebookowej toczyły się dyskusje o zasadności takiej strefy, jej umieszczenia, panujących tam warunków itp. Obie strony zgadzają się, że choć tegoroczny konwent miał większe problemy, przeniesienie tatuażystów w spokojniejsze miejsce wydaje się dobrym pomysłem.
Wybór spory, ale co z tą jakością?
Sala Wystawców od wielu lat jest nieodzowną częścią Pyrkonu. Kiedyś stanowiła najlepsze miejsce do zdobycia związanych z fantastyką bibelotów, ubrań czy nawet części cosplayów, o książkach czy komiksach nie mówiąc. Wystawiające się tam firmy kusiły znacznymi przecenami, a i jakość nie zawodziła. Wciąż mam kupioną przed laty na Pyrkonie koszulkę, poszewkę na poduszki czy podkładkę pod mysz.
Jednak, gdy konwent powrócił po pandemii zaszła jakaś zmiana. Rabaty już nie kuszą, na stronie producenta towar można kupić w podobnej, jeśli nie niższej cenie, a zalew produkowanej w Chinach tandety i generowanych przez AI obrazków odstręcza od zakupów. I choć zdarzają się oczywiście sprzedawcy oferujący prawdziwe rękodzieło czy firmy o nieposzlakowanej opinii, przepychanie się w tłumie i wyszukiwanie ich pośród dziesiątek stoisk z identycznym asortymentem nie należy do najprzyjemniejszych.
Biletowy zawrót głowy
Dochodzi też sprawa biletów. Tuż po zakończeniu Pyrkonu 2025 jak zwykle zapowiedziano kolejna edycję... A razem z nią nałożony po raz pierwszy limit biletów. Samo w sobie nie jest to oczywiście winą organizatorów. Co roku podbijany jest rekord frekwencji, a Targi Poznańskie mają swoje limity. Znalezienie większej lokalizacji z podobną infrastrukturą stanowi pewnie problem. Jednak sposób przeprowadzenia sprzedaży pierwszej, najtańszej puli biletów woła o pomstę do nieba.
Pomińmy tu fakt, że sprzedaż otwiera się w godzinach porannych, gdy większość kupujących znajduje się w szkole lub w pracy. Nie tylko Pyrkon ma ten problem. Ciężko mi jednak uwierzyć w to jak źle przygotowano tę pierwszą sprzedaż i nie chodzi tu tylko o fakt, że serwery Ebilet nie wytrzymały zainteresowania.
Biorąc pod uwagę reglamentowaną ilość biletów, nie tylko tych najtańszych, ale i wszystkich sumarycznie, można było założyć, że chętnych będzie więcej niż w poprzednich latach. Istniała też spora szansa, że jak przy wszystkich imprezach masowych, pojawią się nieuczciwi kupujący, którzy będą chcieli na biletach zarobić, bez względu na to, czy to legalne, czy też nie.
W takich sytuacjach dwie rzeczy pomagają zapobiec kupnu hurtowemu na odsprzedaż:
- Nałożenie limitu kupionych biletów
- Wprowadzenie biletów imiennych
Żaden z tych sposobów nie daje stuprocentowej ochrony przez oszustami. Do tego limity mogą irytować kupujących, a konieczność sprawdzenia biletów imiennych z dowodem tożsamości niewątpliwie spowolniłaby proces wchodzenia na teren Pyrkonu. Nic jednak nie dałoby rady zdenerwować Pyrkonowiczów bardziej niż brak obu tych metod.
Pierwsza transza biletów wyprzedała się w kilka minut, choć niektórym udało się zakupić bilety nawet pół godziny później, gdy wejściówki z niedokończonych rezerwacji wróciły do puli. Mimo to wielu sfrustrowanym fanom wypowiadającym się na fanpejdżu Pyrkonu nie udało się zdobyć upragnionego biletu. Nic dziwnego, skoro inni mogli ich kupić aż dziesięć, a sprzedaż przebiegała wręcz błyskawicznie. Według organizatorów portal Ebilet upewnił się, że żadne boty nie brały udziału w wyścigu po wejściówki, ale przyznacie, że cała sytuacja brzmi nieco podejrzanie. Szczególnie, że według Pyrkonowiczów w internecie już pojawiają się pierwsze oferty odsprzedaży. To wszystko sprawia, że trochę odechciewa się kupować, choć druga transza, która trafiła do sprzedaży w listopadzie cieszyła się już znacznie mniejszym zainteresowaniem. Wywołała z kolei kolejną dyskusję, tym razem na temat cen, szczególnie coraz biedniejszych pakietów specjalnych, czyli biletów VIP z większą ilością tokenów na prelekcje i pyrkonowymi gadżetami w zestawie).
Pyrkon to trzy dni frajdy, to prawda. Jeśli zestawimy sobie cenę biletu, nawet pochodzącego z najdroższej puli, z cenami koncertów odbywających się podczas wydarzenia, na które i tak chcielibyśmy iść, z pewnością wyjdziemy na plus. Jednak, jeśli dodamy do tego mocno zawyżone opłaty za hotel i podsumujemy, ile czasu spędzimy w niebotycznie długich kolejkach, możemy dojść do wniosków, które nam się nie spodobają. I zrodzi się pytanie, czy trzy dni przygasającej magii są tego warte?
Wojna o regulamin
Kończąc, trochę się cieszę, że nie udało mi się skończyć tego tekstu aż do listopada, bo dzięki temu mogę w nim ująć kontrowersję związaną z nowym regulaminem wydarzenia. 27 października na mediach społecznościowych Pyrkonu udostępniono post ze spisem zmian w regulaminie jakich można się spodziewać na następnej edycji. Chyba nikt, łącznie z organizatorami, nie spodziewał się, że taka prozaiczna sprawa wywoła tak szeroką dyskusję.
Na czym polega problem? Na Pyrkon 2026 nie wejdzie wiele osób, które bez problemu uczestniczyły w poprzednich edycjach. Zabroniono cosplayów podobnych do XX i XXI wiecznych mundurów i uzbrojenia wykonanego z ciężkich materiałów, szczególnie takiego, które da się pomylić z prawdziwą bronią palną. I choć w następnych dniach część opublikowanych w pierwotnym poście zasad została doprecyzowana lub zmieniona, niesmak pozostał.
Przyznam, że to trudny temat. Z jednej strony całkowicie rozumiem społeczność fanowską, która odczuwa frustrację tym, że nie będzie mogła pochwalić się efektami ciężkiej, często wielomiesięcznej pracy. W obliczu nowych regulacji na niektóre fandomy na Pyrkonie po prostu nie ma miejsca (mówimy tu na przykład o post-apo czy wielu grach komputerowych o podłożu wojskowym), a inne będą musiały wykazać się ogromną kreatywnością, by odpowiednio zmodyfikować swoje kostiumy.
Jednak z drugiej strony widzę też sens w samych regulacjach. Organizatorzy mają trochę racji podkreślając nietypowe czasy w jakich żyjemy i nieprzyjemne sytuacje z poprzednich edycji. Całkowicie rozumiem potrzebę zapewnienia bezpieczeństwa tysiącom uczestników zgromadzonych na Targach Poznańskich. Nie można też wykluczać, że część obostrzeń wymusza właściciel lokalizacji.
I choć po miesiącu organizatorzy przeprosili za błędy komunikacyjne popełnione podczas ogłaszania nowych zasad, a z niektórych zmian całkowicie się wycofali (dopuszczając chociażby historyczne mundury i broń w obrębie wiosek fanowskich, choć już nie na terenie całego festiwalu), niesmak pozostał, a część fanów zgromadzonych na fanpage’u Pyrkonu deklaruje, że w tym roku nie wybierze się do Poznania, licząc, że w ten sposób da organizatorom odczuć swoje niezadowolenie. Jak będzie w rzeczywistości dowiemy się dopiero w lecie następnego roku.
To powiedziawszy, wywołana nowym regulaminem dyskusja obnażyła wiele wad sfery fandomowej, o których wolimy nie myśleć. Pośród komentarzy wyrażających niezadowolenie w uprzejmy sposób, znalazło się wiele takich, które obrażają innych użytkowników, nie dodając nic do dyskusji. To powiedziawszy, znalazło się tam też sporo konstruktywnej krytyki, bazującej na doświadczeniach z podobnych konwentów organizowanych w innych krajach. Wygląda na to, że są dziesiątki sposobów, by skutecznie zabezpieczyć takie wydarzenie, nie zabraniając przy tym wstępu fanom wielu tekstów kultury. Mam nadzieję, że organizatorzy wezmą je pod uwagę w przyszłości.
Podsumowanie
Nie zrozumcie mnie źle, Pyrkon to wciąż niesamowita impreza, która przynosi radość tysiącom fanów z całego świata. Ale z każdym rokiem to wydarzenie coraz mniej dla mnie. Więc o ile zawsze będę ciepło wspominać edycje, w których uczestniczyłam i możliwe, że zdarzy mi się zachęcać innych do podróży do Poznania, na największą tego typu imprezę w Polsce... to sama raczej się już nie wybiorę i poszukam sobie innego, bardziej dostosowanego do moich potrzeb konwentu.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
oOo
Podobał ci się ten tekst? Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.
A może masz ochotę postawić mi kawę?





Komentarze
Prześlij komentarz