"To nie jest spektakl" Teatr Hybrydy
To jak najbardziej był spektakl
Spektakl: "To nie jest spektakl"
Premiera: 1 czerwca 2023
Reżyseria: Łukasz Krawczyński, Zuzanna Zazulin
Scenariusz: Łukasz Krawczyński
Choreografia: Zuzanna Zazulin
Występują: Sylwia Batóg, Kinga Błażejewicz, Katarzyna Fornalska, Julia Kwiatkowska, Aleksandra Piskorska, Agata Pokojska, Jagoda Skrętowska, Joanna Tabak, Michał Zieliński
Zdjęcia: Teatr Hybrydy
Tekst pisany na podstawie spektaklu z 1 czerwca 2023
oOo
„To nie jest spektakl” Teatru Hybrydy zaskakuje od samego początku i zaskakiwać nie przestaje. Na pierwszy rzut oka ukazuje historie grupy Aktorek szykujących się do premiery i relacje między nimi, Zastępcą Reżysera i Choreografką.
Mamy więc:
- Zadufaną w sobie Diwę, graną z niesamowitym rozmachem. Jest wyniosła i zimna, przekonana o własnym talencie i zawiedziona tym, że nie doprowadził ją na szczyt. A ponad wszystko przerażona upływem czasu.
- Kornelię, która jest zbyt miła by mogła być prawdziwa. W grającej ją aktorce jest ujmująca niewinność i szczerość, która sprawa, że wręcz nie sposób jej nie polubić.
- Desperatkę, która jaka jest każdy widzi. W tym przypadku najciekawsze są sceny, w których Desperatka gra w wystawianej przez Aktorki sztuce. Może to pokazać pełny zakres emocji, na zobojętnieniu począwszy, aż do totalnej rozpaczy.
- Mordercę, do której należą najzabawniejsze teksty w sztuce. Trzeba dodać, że teksty te nie wybrzmiałyby tak jak powinni gdyby nie świetne wyczucie komediowe aktorki i jej brawurowa kreacja.
- Siusiumajtka, której relacja z Babką to przeciekawe rozłożenie na czynniki pierwsze dawnej miłości. W tej scenie obie aktorki błyszczą. Jedna odgrywa rolę wiecznego dziecka, które nigdy nie dorosło, druga osoby przez to skrzywdzonej, nie mogącej jednak zamknąć tego rozdziału w życiu.
- I Marlenkę, Choreografkę, która musi znosić zarówno fochy obsady jak i zastępcy reżysera, Bambiego. Jest też najbardziej kompetentną osobą w tym teatrze, co widać już na pierwszy rzut oka. Grającej ją aktorce najlepiej wychodzi okazywanie Bambiemu pobłażania, szczególnie pod koniec spektaklu.
Każda z ról kobiecych jest do tego stopnia charakterystyczna, że po fakcie ciężko mi było powiedzieć która podobała mi się najbardziej. Żałuję tylko, że w przypadku niektórych postaci na scenie nigdy nie padły imiona albo chociaż przezwiska. To bardzo utrudnia późniejsze dyskusje. A podyskutować sobie można zarówno z obsada jak i reżyserem, którzy po spektaklu chętnie wychodzą do widzów. Jest to o tyle ciekawe, że reżyser spektaklu jest jednocześnie jego autorem, więc wszystkie odpowiedzi na powstałe podczas oglądania pytania można uzyskać z samego źródła.
Bambi to jedyna rola męska w tym spektaklu. Otacza go obsada bardzo charakternych pań, przy których niestety (a może i stety, bo to w końcu sztuką o kobietach) aktor grający Bambiego musi walczyć, by nie zniknąć (co mu się udaje, szczególny sukces odnosi w scenie histerycznego wołania Marlenki na pomoc i podczas ostatecznej konfrontacji). Jest to o tyle trudne, że od samego początku działa w opozycji do aktorek i jest przez nie traktowany z przymrużeniem oka. Jest trochę niekompetentny (problem z przywróceniem spokoju na scenie), trochę zagubiony (zapominanie, że już si wyrzuciło aktora), a większość jego władzy pochodzi właśnie od Reżysera.
Reżyser to postać wręcz mityczna, którego otacza wszechstronna części i poważaniem i którego nikt nie chce zawieść. Wszystkie jego polecenia przekazuje aktorkom Bambi i panie zgodnie przyznają, że nigdy nie miały z Reżyserem bezpośredniego kontaktu. Jego tożsamość jedna z największych tajemnic spektaklu. Autor podsuwa widowni kolejne podpowiedzi i tylko czeka aż złoży je w całość. Reżyser jest alegorią Boga do którego zmyślenia przyznaje się Bambi. Tylko po to by zaraz ktoś podrzucił spreparowany list od reżysera i prawda nie wychodzi na jaw.
Ale głównym tematem spektaklu wcale nie jest rozkładanie na czynniki pierwsze kościoła jako instytucji. Prawdziwy temat przewodni pojawia się już na samym początku, gdy jedna z aktorek frustruje się koniecznością grania ról męskich, których w branży jest więcej od aktorów. Powraca potem w scenie buntu aktorek przeciwko przedstawianiu cielesności Desperatki jako próby przykrycia traumy i jeszcze raz, gdy Bambi upiera się na wyuzdaną choreografię, a panie wyśmiewają jego pomysł i jego samego robiąc z układu parodię i protestują przeciwko takiemu traktowaniu kobiet. Wszystkie te epizody i cała masa pomniejszych scen, składają się na spektakl o kobietach w Teatrze, ale i na świecie. O tym jak się je postrzega i w jakie rolę chce się je wtłoczyć. I że koniec końców powinny się trzymać razem i razem stawiać czoła przeciwnościom choćby miały zrazić do siebie władze w postaci Bambiego i Reżysera. To ważne tematy, które „To nie jest spektakl” porusza w ciekawy, niebanalny sposób, bazując na doświadczeniach całego zespołu produkcyjnego.
Tu trzeba wspomnieć, że ogromnym plusem całej realizacji jest dynamika między reżyserem „To nie jest spektakl”, jego choreografką i aktorami, widoczna zarówno na scenie jak i poza nią. Widać że cały zespół szanuje się wzajemnie i po prostu się lubi.
Zachwyca choreografia, szczególnie w scenie tańca Diwy. Z łatwością ujęto w niej beztroskę i odprężenie kobiety tańczącej dla siebie i swojej przyjemności. Zupełnie inny jest późniejszy układ, który panie parodiują, by zakpić z Bambiego. Tu widać nawiązania do najsłynniejszych choreografii teatralnych i zgrabne przesunięcie akcentów, by z seksistowskiej choreografii zrobić coś zabawnego.
Kolejna sprawa to kostiumy. Wszystkie zostały starannie dobrane tak by pasowały do postaci. Poza tym, dawno nie widziałam tyłu ładnych ubrań na raz. Warto też wspomnieć o detalach. Począwszy od kostiumów po scenografię (fascynująca toaletka Diwy zastawiona ciekawymi przedmiotami, na których analizę niestety nie ma się czasu podczas spektaklu). Jeśli chodzi o ruch sceniczny, to niestety w wielu przypadkach tak dużo się dzieje, że nie wprost zwrócić uwagę na wszystko i niektóre elementy umykają widowni. Tym większa szkoda że spektaklu nie można już nigdzie zobaczyć.
Zagrano go tylko dwa razy i to bardzo krótkim okresie prób. I to się niestety czuje. Widać że materiał jest dla artystów wciąż nowy, że nie zdążyli okrzepnąć w swoich rolach. Co ciekawe spektakl był już wcześniej grany, choć przez inny zespół aktorski i z tego co wiem przechodził liczne zmiany. W przypadku sztuki tak wzorowanej na prawdziwym świcie, taka ewolucja jest o plusem, bo dzięki niej sztuka się nie starzeje i pozostaje aktualna.
Podsumowując, wbrew swojej nazwie najnowsza produkcja Teatru Hybrydy jest jak najbardziej spektaklem. I to spektaklem dobrze zagranym, przemyślanym i skłaniającym do dyskusji nad seksizmem w Teatrze i społeczeństwie. Szkoda tylko, że nie był w ogóle reklamowany i pojawiły się na nim głównie rodziny i znajomi twórców.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
oOo
Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych spektakli znajdziesz tutaj.
Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.





Komentarze
Prześlij komentarz