„Vanya” Duke of York’s Theatre


Teatr jednego aktora

Spektakl: „Vanya”

Premiera: 15 września 2023

Autor: Anton Czechow

Reżyseria: Sam Yates

Adaptacja: Simon Stephens

Występuje: Andrew Scott

Tekst na podstawie nagrania National Theatre Live

oOo

Określenie „strzelba Czechowa” znane jest wielu miłośnikom teatru. Sprowadza się do twierdzenia, że jeśli wprowadzi się do sztuki jakiś element, trzeba go później wykorzystać. Jego twórca, Anton Czechow był słynnym rosyjskim dramaturgiem, a do jego największych dzieł zaliczają się takie sztuki jak „Mewa” czy właśnie „Wujaszek Wania”, który w adaptacji Sama Yatesa nosi po prostu tytuł „Vanya”.

Vanya całe życie spędził jako zarządca majątku swojej siostry i jej męża (Aleksander), słynnego scenarzysty, odkładając własne życie na później i wysyłając wszystkie pieniądze szwagrowi. Teraz, zawiedziony mieszka w tymże majątku ze swoją matką (Maria), siostrzenicą (Sonia), szwagrem (Aleksander), jego nową żoną (Helena) i gospodynią. Często odwiedza ich też lekarz Aleksandra, Michael i Liam, miejscowy, któremu pomagają od lat. Rozgoryczenie Vanyi w połączeniu z niechęcią do Aleksandra i faktem, że pożąda Heleny tworzą pełną napięcia sytuację, która musi prędzej czy później doprowadzić do punktu wrzenia, a strzelba nie pojawia się w sztuce bez powodu.

Koniec końców to bardzo gorzki spektakl o nieszczęśliwym człowieku, który popychany przez silne emocje próbuje dokonać drastycznej zmiany, ale koniec końców wraca do punktu wyjścia. Nie jest w tym jedyny. Żadna z postaci nie wychodzi z wydarzeń obronną ręką, większość po opadnięciu kurtyny znajduje się w jeszcze gorszym miejscu, niż gdy ta się uniosła.

„Vanya”, którego miałam okazję obejrzeć dzięki transmisji National Theatre Live, to sztuka niezwykła, choć nie do końca przez wzgląd na mistrzowsko napisanym tekstem Czechowa. Duke of York’s Theatre zrealizował ją bowiem w dość nietypowy sposób, we wszystkich ośmiu rolach obsadzając jednego aktora. Mowa tu o Andrew Scotcie, znanym z ról w takich serialach jak „Fleabag” czy „Sherlocku” BBC.

To właśnie Scott stanowi największą zaletę produkcji. Niby wciela się jednocześnie w aż osiem postaci, ale tak wybitnie gra ciałem, zmienia akcenty czy moduluje głos, że przez większość czasu naprawdę ciężko przeoczyć kiedy przeskakuje między jedną postacią, a drugą i która rolę odtwarza obecnie. Od pełnego wyższości Aleksandra, przez zatroskaną Sonię, zagniewanego Vanyę czy pijanego Michaela, Scott bez trudu wciela się w każdą z powierzonych mu postaci. Bez problemu odgrywa ludzi w różnym wieku, z różnym wykształceniem, ostatecznie udowadniając jak plastycznym jest aktorem.

Wielką zaletą nagrania National Theatre Live jest możliwość przyjrzenia się aktorowi z bliska i doświadczenie każdej, nawet najmniejszej emocji grającej na jego twarzy. A przecież to właśnie emocje królują w tym spektaklu.. Andrew Scott wypruwa sobie żyły, by pokazać nam je wszystkie, płynnie przeskakuje z jednej w drugą, bez względu na to, jakie dzieli je spektrum.

Jeśli chodzi o kwestie technicznie, „Vanya” dysponuje szczątkową scenografią, która wygląda jakby ktoś nie dokończył ustawiania jej na scenie, a jednocześnie zawiera wszystko, czego potrzeba, by oddać działanie w pełni funkcjonującego domu. Mamy kuchenkę, która sprawnie ustala miejsce akcji i drzwi, które staną się kluczowe w pewnej scenie. Scenografia nie zmienia się zbytnio, a jeśli już, to aktor musi też wziąć na siebie rolę maszynisty.

Kostium Andrew Scotta jest jednocześnie prosty, wygodny, jak i tak zaprojektowany, by ułatwić aktorowi przemianę z jednej postaci w drugą. Łańcuszek na szyi to atrybut Heleny, wyciągane z kieszeni okulary wskazują na Vanyę. Pojawiają się też inne rekwizyty dopasowane do pozostałych ról, jak na przykład ścierka, którą cały czas trzyma Sonia.

Niestety, spektakl ma kilka wad, które nieco zaburzają przyjemność czerpaną z oglądania. Chwilami ciężko się zorientować, gdzie znajdują się postaci, a obecność zaledwie jednego aktora sprawia, że można się pogubić, kto jest w pomieszczeniu. Doprowadza to do zarówno konfundujących, jak i zabawnych sytuacji. Szybkie zmiany między postaciami wprowadzają dodatkowy chaos. Brakuje też drugiego planu.

Najdziwniej jednak wypadają momenty, w których postaci powinny się dotykać, jak na przykład pocałunek Michaela i Heleny. A gdy na scenie pojawia się słynna strzelba, nie wiadomo ani w kogo jest wycelowana, ani czy strzał trafił w cel. To scena jednocześnie pełna napięcia jak i humoru.

Podsumowując, „Vanya” to spektakl bardzo ciekawy, warty obejrzenia, szczególnie dla Andrew Scotta. Posunęłabym się nawet to twierdzenia, że całe przedsięwzięcie to list miłosny do Scotta, pozwalający mu w pełni pokazać aktorskie mistrzostwo. Niestety, to też bardziej eksperyment niż sztuka. Tym, którzy chcą się skupić na dramacie Czechowa polecałabym bardziej klasyczną adaptację.

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.

Komentarze

Popularne posty