[U Źródła] "We Will Rock You" Ben Elton

Z pustego… czyli o historii, fabule i odbiorze musicalu „We Will Rock You”

Gdy w zeszłym sezonie Teatr Muzyczny Roma ogłosił, że po uwielbianej przez wielu „Aidzie” weźmie na tapet musical „We Will Rock You” wielu fanów teatru muzycznego jęknęło z rozpaczy. Sama nie wiedziałam o nim zbyt wiele, ale wystarczyło jedno spojrzenie na libretto, by zrozumieć, że to nie będzie coś dla mnie. Szybko też zorientowałam się, że pisanie jednej recenzji nie ma sensu, bo moja frustracja z pewnością wpłynie na wydźwięk tekstu. 

„We Will Rock You”, znane też na fandomie jako WWRY zalicza się do lubianego rodzaju musicalu jakim są jukeboxy. To spektakl, który powstaje w sposób odwrotny niż większość musicali, bo to nie piosenki pisze się tak, by opowiadały jakąś historię, ale historię tak by dało się w niej wykorzystać znane i lubiane utwory. Nic więc dziwnego, że z zasady jukeboxy świetnie się sprzedają. Nawet ludzie nie zainteresowani musicalami wybiorą się na spektakl używający muzyki, którą znają i kochają. 

A jak wiemy, dobra sprzedaż to dobra droga do filmowej ekranizacji i statusu kultowego dzieła. Widzieliśmy to już przy okazji „Mamma Mia”, które swoją drogą święciło triumfy w Romie kilka lat temu. Ale to nie jedyny taki przypadek. „Rock of Ages” używający muzyki lat osiemdziesiątych grano najpierw w Teatrze Syrena, a teraz do premiery szykuje się Teatr Adria w Koszalinie, gdzie można też zobaczyć „MJ: The Musical”, musical na podstawie utworów Michaela Jacksona. Jukeboxy są wszędzie, choć ich jakość często pozostawia wiele do życzenia. Najczęstsze zarzuty dotyczą szczątkowej fabuły, piosenek, które średnio pasują do kontekstu. Nielicznym udaje się wybronić i otrzymać chwalebną opinię dobrego jukeboxa (chociażby „Moulin Rouge” czy „& Juliet”). 

Ale od początku. Twórcą „We Will Rock You” jest Ben Elton, osławiony angielski dramaturg i librecista. Elton jest też komikiem, pisarzem, aktorem i reżyserem, ale w przypadku brytyjskiej premiery „We Will Rock You” odpowiada jedynie za libretto. W teorii zatrudnienie Eltona powinno być świetną decyzją. W 2000 roku miał już na koncie kultowe sitcomy („Czarna Żmija”), sztuki wystawiane na West Endzie, książki i nagrodzony Critics' Circle Theatre Awards musical „The Beautiful Game”. Według wszelkich prawideł był dobrą osoba na dobrym miejscu. Z perspektywy czasu jednak widać, że Ben Elton ma na koncie równą ilość produkcji świetnych co słabych, szczególnie jeśli chodzi o teatr muzyczny („We Will Rock You”, “Love Never Dies”). 

Co ciekawe, podobno pomysł musicalu na bazie piosenek Queen pojawił się już w latach 90tych. Początkowo miał się opierać na życiu Freddiego Mercury’ego, pomysł jednak zarzucono, gdy Elton dołączył do projektu w 2000 roku. To on zainspirowany kultowym filmem „Matrix” postanowił umieścić musical w dystopijnej przyszłości. Moda na jukeboxy wykorzystujące muzykę artysty by opowiedzieć o jego życiu miała dopiero nadejść. 

„We Will Rock You” miało swoją premierę na West Endzie w 2002 roku. Spektakl został wyreżyserowany przez Christophera Renshawa, z choreografią Arlene Philips. Przed WWRY Renshaw pracował przy jedynie przy musicalu „Taboo”, potem zajmował się jeszcze „Zorro”, „Carmen La Cubana” i „A Wonderful World”. „We Will Rock You” to definitywnie jego najbardziej znana produkcja. Philips ma za sobą znacznie bardziej rozbudowaną karierę, obejmującą zarówno choreografię teledysków („Private Dancer” Tiny Turner) i musicali („Guys and Dolls”, „Annie”, The Wizard of Oz”, „Starlight Express”, „Grease” etc.), ale też rolę jurora w Strictly Come Dancing, protoplaście Tańca z Gwiazdami. 

Mamy więc uznanego librecistę, świetną choreografkę i początkującego reżysera, którzy stają przed wyzwaniem dostarczenia brytyjskiej publice musicalu używającego muzyki kultowego zespołu. Musical zadebiutował w Londynie w maju 2002 roku, a brytyjscy krytycy nie byli, delikatnie mówiąc, specjalnie zachwyceni. The Guardian dał spektaklowi dwie gwiazdki na pięć możliwych, a w recenzji padły takie słowa jak: „droga, acz tandetna estetyka prosto z gry wideo”, „dokładnie tak szczeniackie jak wam się wydaje”, czy „ciężko brać na poważnie opowieść o indywidualizmie, którą upakowano w tak bezlitośnie sztuczną otoczkę”. The Telegraph był jeszcze bardziej okrutny, krytykując zarówno pełne klisz dialogi, żenująco słabe dialogi, jak i słabą inscenizację. Dostało się też głównym postaciom, które określono jako pozbawione osobowości. Recenzent chwalił za to aktorów grających parę głównych antagonistów, którym „udało się nadać spektaklowi coś w rodzaju życia.”  

Polscy recenzenci byli delikatniejsi i nie brak tekstów, które wychwalają spektakl pod niebiosa, podkreślając rzetelność wykonania, imponującą scenografię, fenomenalne głosy wokalistów czy świetną rozrywkę. Niektórzy chwalą też przesłanie sztuki. Inni jednak otwarcie krytykują nowy tytuł Romy, szczególnie za fabułę. „Libretto […] jest scenariuszem dramaturgicznie słabym, nie dającym szansy aktorom stworzenia pełnokrwistych postaci. Historia stworzona na potrzeby musicalu jest nudna, powierzchowna i schematyczna. Zwroty akcji w tej historii nie eskalują żadnego napięcia u widzów, a są tak naprawdę tylko pretekstem do zaprezentowania kolejnego przeboju Queen.” pisze Maciej Łukomski w Strefie Lifestyle. Piotr Sobierski w czasopiśmie Teatr dokłada” „[musical] rozpada się pod naporem absurdalnie naszkicowanych wątków.” Angieszka Kledzik z Dziennika Teatralnego wypomina mocno przeseksualizowany humor. Kinga Senczyk z Nowej Siły Krytycznej krytykuje kostiumy: „dzisiejszy futuryzm jest zupełnie inny niż ten sprzed dwudziestu lat, kiedy miała miejsce prapremiera musicalu. W polskiej wersji na tamtych czasach i tamtejszym spojrzeniu się zatrzymał.” 

Mimo to „We Will Rock You” odniosło spektakularny sukces pośród widzów i szybko stało się musicalem kultowym pośród brytyjskiej widowni. Zostało zdjęte z afisza dopiero w 2014 roku, po zagraniu 4600 spektakli. Zeszły rok przyniósł nam powrót WWRY na Londyńską scenę. Nieco poprawiony musical pojawił się w London Coliseum na zaledwie 12 tygodni, tym razem w reżyserii samego Bena Eltona, który wcielił się także w jedną z postaci. Ponownie, recenzje nie były zbyt dobre. 

Zdaje się jednak, że widowni to nie przeszkadza, w końcu wciąż pojawiają się jego nowe wersje, czy to w postaci tak częstych na zachodzie objazdów czy realizacji na licencji granych dookoła świata, chociażby w Australii, Hiszpanii, Ameryce (choć musical nigdy nie był regularnie wystawiany na Broadway’u), Rosji, Niemczech, Szwajcarii, Austrii, Republice Południowej Afryki czy Kanadzie. I oczywiście od kwietnia 2023 roku w Polsce. Jednak żadna z tych produkcji nie osiągnęła choć w połowie takiego sukcesu co oryginalna Londyńska produkcja. W większości przypadków spektakl znikał z afisza po kilku miesiącach, może jednym sezonie. 

Czego więc możemy się spodziewać po „We Will Rock You”? Zacznijmy od fabuły (uwaga będą spoilery). W świecie przyszłości, kontrolowanym przez złowieszczą korporację, gdzie sztuki nie tworzą już ludzie lecz maszyny, wszyscy wyglądają i zachowują się jednakowo, a instrumenty są zakazane, jeden chłopak najbardziej na świecie pragnie sam tworzyć muzykę. To samozwańczy Galileo Figaro, nastolatek, który swoimi nietypowymi zainteresowaniami ściąga na siebie uwagę władz, złowieszczej Killer Queen i jej pomagiera, Khashoggiego. Pojmany przez władze Galileo spotyka dziewczynę, która tak jak on odstaje od rówieśników i nadaje jej imię Scaramouche. Razem uciekają z niewoli i ruszają w podróż, która ma doprowadzić do upadku Killer Queen i całej korporacji, dzięki rockowej muzyce, a dokładnie utworom, które Galileo słyszy w głowie. 

W założeniu libretto brzmi bardzo ciekawie. Mamy dwoje młodych protagonistów mierzących się z bezduszną korporację w walce o wolność, prawo do autoregresji i kreatywności. Sztuka jest aktualizowana, w wersji z 2023 roku pojawiły się wzmianki o Instagramie, AI czy czatbotach. To dobry pomysł, w dzisiejszych czasach to temat szczególnie aktualny, może nawet bardziej niż gdy Ben Elton pisał WWRY na początku lat 2000. Problem polega na tym, że wykonanie pozostawia wiele do życzenia. 

WWRY zostało umiejscowione w dystopijnej przyszłości, gdy nad całą ziemią (przemianowaną na iPlanetę) włada złowieszcza korporacja GlobalSoft. Streszczenie na Wikipedii sugeruje 300 lat, ale nowsze produkcje zwykle nie używają dokładnej cyfry. Dość, że świat, który znamy już nie istnieje, ludzie niczym się od siebie nie różnią, a całą sztukę produkują komputery. Pisanie czy wykonywanie muzyki na żywo, jest surowo zabronione, a instrumentu muzycznego nie widziano od wielu, wielu lat. Za próbę zbudowania takowego grozi aresztowanie przez samego szefa policji. Bo najwyraźniej nastolatek, który na technice próbował zrobić gitarę zagraża reżimowi. To wiele mówi o tym reżimie, czyż nie? Co ciekawe postaciom wciąż znany jest koncept boga i religii (wnosząc po tekstach piosenek i zawołaniach), który to motyw rzadko pojawia się w dystopiach o reżimie faszystowskim. 

Prezeską korporacji i twarzą opresyjnego reżimu, który tępi kreatywność i dąży do ujednolicenia całego społeczeństwa jest złowieszcza acz majestatyczna Killer Queen, która w związku z tym włada całą planetą. Ma to znikomy sens logistyczny, nie dowiadujemy się też, czy to jednak Killer Queen rządzi odkąd GlobalSoft przejęło władzę (czy raczej odkąd ludzie oddali władzę w jej ręce) czy też może stanowisko się tak nazywa. Spędza masę czasu na krzyczeniu na swoich podwładnych, zachwycaniu się samą sobą i patrzeniu jak seksowne tancerki wyginają się w rytm „Fat Bottomed Girls” 

Jak zdradza nam w ekspozycyjnym monologu, Killer Queen jest po części programem komputerowym, a dokładnie postacią z gry komputerowej dla dorosłych, która wgrała się w swoją programistkę i przejęła kontrolę nad jej ciałem. Ja tego nie zmyślam, to naprawdę jest aż tak dziwne. Jej pochodzenie jest z resztą powodem żartów o podtekście seksualnym, bo w końcu antagonistka pochodzi z gry 18+. To postać tragicznie przerysowana, do poziomu złowieszczego śmiechu i długich monologów, nie posiadająca żadnej motywacji. Ma jednak w sobie charyzmę i koloryt, które sprawiają, że dobrze ogląda się jej sceny. Niestety, jest też naprawdę fatalną szefową, bo jej reakcją na pojedyncze potknięcie i to dość niewielkie jest skazanie tego kto ją zawiódł na śmierć, mimo wielu lat wiernej służby. W efekcie oddany jej Khashoggi ginie za to, że wymknęła mu się para nastolatków i co z tego, że jednocześnie pojmał cały ruch oporu 

O samym komandorze (czy kapitanie) Khashoggim nie wiemy zbyt wiele. To oddany sługus Killer Queen, który zrobi dla niej wszystko jeśli będzie trzeba, uwielbia brzmienie własnego głosu i jest bardzo dokładny w swojej pracy. Sprawdza każdą, nawet najgłupszą pogłoskę, co posyła go w długą pogoń za starą legendą i przepowiednią o Marzycielu. Większość informacji na temat Khashoggiego dostarcza nam sama Killer Queen, gdy zirytowana zaczyna go krytykować. Niestety, jeśli aktor go grający nie pokaże nam najpierw cech, o które oskarża go szefowa, scena sprowadzi się do antytezy ‘show don’t tell’[1]. Z jej opisu Khashoggi jest puszącym się pozerem, który uwielbia zwracać na siebie uwagę nosząc wymyślne płaszcze i przyciemniane okulary w pomieszczeniu. Co ciekawe to też ulubieniec szczątkowego fandomu WWRY. 

Musical cierpi na wiele problemów swoich czasów. Najbardziej widoczną z nich jest postać głównego bohatera. Galileo Figaro idealnie wpisuje się w bardzo baśniowy model postaci znikąd, która została przeznaczona do większych rzeczy. To naiwny, niezbyt bystry chłopak o mentalności i poczuciu humoru gimnazjalisty, który zdaje się myśleć tylko o dwóch rzeczach, nigdy w tym samym czasie. Jest postacią w najlepszym razie infantylną, w najgorszym irytującą i porażająco wręcz głupią, co nie umyka uwadze innych bohaterów. 

Tworząc Galileo zastosowano też jeden z najprostszych wytrychów fabularnych jakie w życiu słyszałam. Nie dość, że chłopak jest wybrańcem, który według przepowiedni ma przywrócić rocka (i wolność), ale jeszcze słyszy w głowie poszatkowane fragmenty tekstów popkultury i miewa profetyczne sny. 

Sytuację mogłaby uratować główna postać żeńska, czyli Scaramouche, której twórcy powierzyli najlepsze i najmocniejsze utwory i riposty. Problem polega na tym, że w życiu tej charakternej, kompetentnej dziewczyny wszystko kręci się wokół chłopaka i to jeszcze tak denerwującego jak Galileo. Naprawdę ciężko zrozumieć co ona w nim widzi, dość, że po spędzeniu z nim nocy cały jej charakter, cele czy plany znikają jak sen, a ona skupia się głównie na tym, by ponownie dobrać się Galileo do majtek. 

Relacja Galileo i Scaramouche jest jedną z najbardziej irytujących w historii teatru muzycznego i to do tego stopnia, że zatęskniłam za Aidą i Radamesem. Od pierwszego spotkania nastolatki przyznają, że są do siebie podobne, bo oboje nie pasują do rówieśników. To dobry początek relacji, mają coś wspólnego, a Galileo jest zbyt głupi by brać do siebie przytyki Scaramouche (chyba, że dotyczą jego imienia).  

Galileo z resztą od początku reaguje na dziewczynę podziwem i próbuje nawiązać jakąkolwiek relację. Gniew Scaramouche, która dopatruje się w jego nerwach podtekstów seksualnych[2] sprawia, że decyduje się na przyjaźń i taki status quo trwa do spotkania z Bohemą, kiedy to nie wiadomo dlaczego, Brit zakłada, że nastolatki są w sobie zakochane. Prawdopodobnie chodzi o wprowadzenie piosenki „Crazy Little Thing Called Love”.  

Temat powraca po ucieczce od Khashoggiego, gdy Galileo niespodziewanie wyznaje Scaramouche miłość. I to byłoby jeszcze zrozumiałe, Galileo jest postacią, do której pasuje zakochiwanie się ot tak i otwarte mówienie o swoich uczuciach. Zdumiewa za to pozytywna reakcja Scaramouche, tej złośliwej, cynicznej dziewczyny, która przez większość spektaklu szydziła z chłopaka jak tylko mogła. Zaraz jednak libretto odwraca całą sytuację do góry nogami, bo w piosence „Who Wants to Live Forever” to Galileo się wycofuje, a Scaramouche chce walczyć o ich miłość. Imperatyw fabularny jednak działa i zaraz para ląduje w swoich objęciach. W polskiej realizacji to scena szczególnie kuriozalna, bo mająca miejsce na wysypisku śmieci. Może się nie znam, ale jak na mnie to niezbyt dobre miejsce na pierwszy raz.  

I tu zaczynają się problemy, bo o poranku Galileo opowiada Scaramouche o swoich profetycznych snach, które każą mu odszukać Bohemę i informuje ją, że jako dziewczyna powinna zostać w bezpiecznym miejscu. Następuje iście szczeniacka kłótnia podczas której oboje zachowują się w najlepszym razie jak pięciolatki, w najgorszym jak para manipulantów. Koniec końców zrywają ze sobą i ruszają w drogę śmiertelnie pokłóceni, by pogodzić się głównie po to, by Galileo miał dla kogo walczyć podczas finału. Wszystko to rozgrywa się na przestrzeni góra dwóch dni. 

Oprócz Galileo i Scaramouche do grona protagonistów zaliczają się jeszcze członkowie Bohemy, czyli ruchu oporu. To głównie młodzi ludzie, którzy swoje imiona i stylizacje wywodzą od gwiazd sceny z lat minionych. I nie ukrywajmy tego, są chyba najbardziej nieudolnymi buntownikami w historii. Z tego co pokazuje musical zajmują się głównie zbieraniem śmieci w tunelach metra i próbami robienia z nich instrumentów, co utrudnia im fakt, że nigdy żadnego nie widzieli na oczy. Ich informacje pochodzą ze świętego zwoju, w którym większość widzów rozpozna kasetę VHS. To znaczy pochodziłoby gdyby potrafili tę kasetę odtworzyć, do tego jednak potrzebna im jest Scaramouche, która jako pierwsza wpada na włożenie kasety do dziury pod telewizorem, która zdaje się do tego stworzona. To naprawdę zdumiewające, że Khashoggiemu jeszcze nie udało się ich pokonać. Szczerze powiedziawszy nie najlepiej to o nim świadczy. Bardziej ciekawi mnie to czemu w ogóle bierze ich na poważnie, w końcu nie stanowią żadnego zagrożenia. 

W innym musicalu członkowie Bohemy byliby faworytami fandomu niczym studenci z „Les Miserables”. Niestety, WWRY nie dostarcza wystarczających informacji na ich temat. Tak naprawdę tylko troje się wyróżnia: Buddy, Brit i Oz.  

Buddy to przywódca Bohemy, erotoman gawędziarz, który zachowuje się jakby pozjadał wszystkie rozumy, ale w rzeczywistości potrafi tylko rzucać kiepskimi żartami i przystawiać się do każdej postaci jaka się nadarzy na coraz bardziej odrażające sposoby. Ma po prawdzie piękną piosenkę o tęsknocie za czasem, który minął, ale zupełnie nie pasuje ona do jego zachowania we wszystkich pozostałych scenach. 

Oprócz Buddy’ego z szeregów Bohemy wyróżnia się jeszcze Brit, pewny siebie buntownik, który święcie wierzy w przepowiednię i w nadejście Marzyciela. To bodajże najbardziej charyzmatyczna postać w całym spektaklu, wręcz emanująca radością życia i pasją, zarówno do muzyki jak wobec swojej ukochanej Oz. 

Oz jest szaloną dziewczyną, która z uporem próbuje pokazać, że jest równie silna i kompetentna co Brit i którą denerwuje jego opiekuńczość. Jest głośna, nieprzewidywalna, ale i czuła. To ona śpiewa najlepszą i najbardziej emocjonalną piosenkę, będącą jednocześnie hołdem składanym wszystkim rockmenom z dawnych dni. 

Jak wspominałam musicale jukebox nie słyną z perfekcyjnie pasujących piosenek. Jednakże mam wrażenie, że w „We Will Rock You” sytuacja przedstawia się wyjątkowo źle. O ile inne musicale poradziły sobie z tym problemem tnąc utwory na kawałki i łącząc ze sobą, tak by trafiały w sedno sytuacji, WWRY nawet nie próbuje tego sposobu. Część piosenek została wprowadzona tylko dlatego, że pierwsza fraza pasuje do kontekstu, a reszta pojawia się już z rozpędu. Dla innych po prostu nie ma żadnego wytłumaczenia (sztandarowy przykład „Fat Bottomed Girls”). Z jeszcze innych pozostał tylko motyw muzyczny i urwane zdanie czy dwa. 

Dodatkowo libretto raz po raz próbuje podkreślać różnicę między sztuczną muzyką produkowaną przez korporację, a prawdziwą muzyką czyli rockiem. Problem polega na tym, że wszystkie utwory wykorzystane w spektaklu to piosenki Queen, więc w rzeczywistości nic nie odróżnia od siebie języka, którym posługują się protagoniści i antagoniści, czy kontrolowani przez nich obywatele. Dobry musical użyłby dwóch rodzajów muzyki, by podkreślić barierę między nimi. 

Kolejny problem polega na tym, że w odróżnieniu od innych jukeboxów, WWRY jasno i wyraźnie daje widzowi do zrozumienia, że to nie byle jakie piosenki, ale utwory Queen, zespołu, który istnieje w tym uniwersum. I gdyby śpiewał jej tylko Galileo (który słyszy piosenki z dawnych lat w głowie) albo Bohema (która dysponuje historycznymi nagraniami) to miałoby sens. Ale czemu utwory zakazanego zespołu śpiewa Killer Queen, Khashoggi, ich wojsko czy zwykli obywatele iPlanety? I czemu ich imiona do nich nawiązują? To niezbyt dobry pomysł, jeśli się próbuje wymazać pamięć o Queen z ludzkiej świadomości. 

Źle przedstawia się też struktura spektaklu. Na samym początku jeszcze jakiś czas temu witał widza długi monolog ekspozycyjny, który na szczęście został mocno skrócony w nowszych wersjach spektaklu. Chronologia relacji głównych bohaterów nie odpowiada zwykłym schematom jakie widuje się w teatrze muzycznym. Nie mówiąc już o tym, że protagonista nigdy nie spotyka głównej antagonistki, a i z jej pomagierem widzi się tylko dwa razy i to przelotnie. 

Jeśli chodzi o humor to angielskie recenzje powinny mnie przygotować na poziom żartów, a mimo to oglądając spektakl w Teatrze Roma byłam zaskoczona jak bardzo jest nieśmieszny. W spektaklu pojawiają się dwa rodzaje żartów.  

Pierwszy to napychanie każdego możliwego dialogu jak największą ilością nawiązań do kultowych utworów muzycznych. Do pewnego momentu zabieg ten działa bardzo dobrze, wkrótce jednak pojawia się przesyt. Bo umówmy się, ile fragmentów piosenek można wpisać do jednego zdania zanim zrobi się nużące i całkiem straci sens?  

Poza tym dostajemy też naprawdę dużo szczeniackiego humoru o podtekście seksualnym. Prym wiedzie tu Buddy, który nie przeoczy żadnej szansy by rzucić żartem kojarzonym bardziej z pijanym wujkiem z wesela niż z teatralną sceną. Dochodzi do tego, że inne postaci komentują żarty Buddy’ego i każą mu ich zaprzestać. Czyli twórcy byli świadomi poziomu humoru, a mimo to zdecydowali się go zastosować. 

W ogóle seksu jest w tym spektaklu bardzo dużo. Już w pierwszej scenie nauczycielka Galileo jasno i wyraźnie daje do zrozumienia, że ma ochotę na Khashoggiego, potem dostajemy dyskusję na temat upodobań Killer Queen, Buddy’ego, który podrywa wszystko co się rusza, wspomniane już „Fat Bottomed Girls” i ostatecznie scenę miłosną między Scaramouche i Galileo Figaro, przepraszam Kopuleo Żigolo, jak nazywa go dziewczyna następnego ranka. 

Najbardziej jednak boli finał spektaklu. Po takiej podbudowie można, by się spodziewać epickiej konfrontacji między bohaterami, a Killer Queen i jej armią. Skomplikowanego planu mającego na celu obalenie tyranii i przywrócenie obywatelom świata wolnej woli. A przynajmniej to miał chyba na myśli Ben Elton pisząc podróż na legendarny stadion Wembley, gdzie Galileo zaczyna śpiewać tytułowe We Will Rock You, a Buddy kilkoma kliknięciami włamuje się do systemu, by muzykę usłyszeli wszyscy na planecie. Biorąc pod uwagę, że ten temat pojawia się i znika w jednym zdaniu, mam wrażenie, że dopisano go po fakcie, gdy twórcy zorientowali się, że czas im się skończył, a trzeba by jakoś zakończyć główny wątek fabuły. I tyle, Killer Queen została pokonana. Po pierwszej piosence pojawia się druga, a potem trzecia i spektakl przeradza się w koncert z coverami piosenek Queen, zapominając, że w ogóle miał jakąś fabułę. Wydaje mi się, że takie podejście nie raziłoby tak bardzo, gdyby libretto dotyczyło błahostek. Ale gdy gra toczy się o tak ważne sprawy, takie zakończenie po prostu nie wystarcza. 

Dodatkowo boli też wymazanie prawie wszystkich złych wydarzeń, które miały wcześniej miejsce. Nikt nie wskrzesza po prawdzie jedynej postaci, która poświęciła życie, by ratować Galileo, ale Bohema, którą reżim mechanicznie pozbawił umiejętności indywidualnego myślenia, wraca do pełni sił na dźwięk pierwszych taktów tytułowej piosenki. Oczywiście, większość ludzi, w tym ja, lubi szczęśliwe zakończenia. Są jednak historie, w których doprowadzenie do niego po prostu nie wybrzmiewa realistycznie i spłyca wydźwięk emocjonalny. WWRY jest jedną z nich. 

W założeniu „We Will Rock You” miało być musicalem o tym jak technologia i chęć zysku niszczą prawdziwą kreatywność i prowadzą do zmiany sztuki w bezduszny produkt dla mas. O potędze muzyki granej na żywo (co bardzo pasuje do teatru muzycznego), która potrafi porwać tysiące ludzi, a także o sile marzeń i tym jak ważne jest mieć dla kogo walczyć. 

W założeniu, bo z każdą wzmianką o starych dobrych czasach (a Buddy wspomina o tym wyjątkowo często i ma całą piosenkę na ten temat), coraz bardziej dochodziłam do wniosku, że spektakl nie skupia się na zagrożeniach związanych z postępem technologicznym, tylko na tym jak to kiedyś było i jak obecna kultura nie dorasta do pięt rockowi z młodości Buddy’ego. I Bena Eltona. Ryzykując kliszę, to najbardziej boomerskie przesłanie jakie kiedykolwiek widziałam. 

To jednak najwyraźniej nie przeszkadza ani większości polskich krytyków, ani fanom na całym świecie. WWRY jest musicalem kultowym, który wypełniał widownię w Londynie przez dziesięć lat, a na którego powrót czekało wielu. O jego popularności świadczy też wciąż rosnąca ilość zagranicznych teatrów, które podjęły się realizacji spektaklu. Ale jest też musicalem o właściwie nieistniejącym fandomie. Jeśli sprawdzimy strony zwykle zrzeszające grupy fanowskie, będziemy zaskoczeni jak niewielkie zainteresowanie wywołuje WWRY w porównaniu z innymi musicalami z podobnego okresu. Na przykład, na największej stronie do publikacji fanfiction, archiveofourown.org znajdziemy 32 opowiadania pod tagiem We Will Rock You. Dla porównania, na tej samej stronie musical „Wicked” z 2003 roku ma aż 1580 opowiadań. Z kolei na tumblr.com większość treści dotyczących musicalu odnosi się raczej do piosenki Queen niż do musicalu, gdy już je odsiejemy zostanie nam trochę nostalgicznych postów dotyczących powrotu spektaklu na scenę w 2023 czy kilka fanartów dotyczących postaci, w większości drugo, czy trzecioplanowych.  

To doprowadza mnie do wniosku, że choć spektakl bez trudu wypełnia widownię, to nie podbija serc widzów do tego stopnia, by utworzyć fandom z prawdziwego zdarzenia. Może mieć też na to wpływ fakt, że jak powtarzają recenzenci, spektakl jest skierowany głównie do fanów Queen, którzy traktują wizytę w teatrze jako szanse na usłyszenie hitów swojej młodości na żywo. Fabuła niespecjalnie ma dla nich znaczenie, dość, że bawią się jak na niezłym koncercie, o imponującym nagłośnieniu czy imponujących efektach wizualnych. W ten sposób fenomen zespołu Queen napędza sprzedaż biletów na musical. 

Dlatego też, gdy rozplanowywałam ten tekst w czerwcu 2023, zamierzałam przyznać, że wybór „We Will Rock You” okazał się dla Teatru Roma genialną decyzją finansową. Bazowałam swoje wnioski na zdjęciach monstrualnych kolejek, które ustawiały się do kasy tuż po rozpoczęciu sprzedaży biletów. Teraz sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej. Dziesiątki, jeśli nie setki wolnych miejsc na spektaklach granych w trakcie tygodnia, nie wróżą musicalowi zbyt dobrze, a pamiętajmy, że jeśli Roma zamierza podążać utartym szlakiem, WWRY nie powinno zejść z afisza aż do czerwca 2025. Nie mnie rozstrzygać co zawiniło, czy sam materiał źródłowy, czy może kiepski marketing. Podejrzewam jednak, że niska jakość tekstu źródłowego nie ułatwiła zespołowi z Romy pracy. 

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.  

oOo

Recenzja "We Will Rock You" w Teatrze Roma jest dostępna tutaj.

oOo

[1] Z języka angielskiego: „Nie mów, pokaż”, technika prowadzenia narracji polegająca na pokazywaniu zachować postaci zamiast używania epitetów

[2] Co niekoniecznie mnie dziwi, w tym spektaklu prawie wszystko ma podtekst seksualny


Źródła: 

#We Will Rock You musical “Tumblr” online: https://www.tumblr.com/search/we%20will%20rock%20you%20musical?src=typed_query, dostęp 02.04.2023 

Agnieszka Kledzik Rockowy szał w Warszawie „Dziennik Teatralny” 20.04.2023, online: http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/rockowy-szal-w-warszawie.html, dostęp 02.04.2023 

Alina Ert-Eberdt We will rock you w Teatrze Roma „Segregator Aliny Ert-Eberdt” online: https://www.segregatoraliny.pl/we-will-rock-you-w-teatrze-roma/, dostęp 02.04.2023 

Arifa Akbar, Review: We Will Rock You review – Ben Elton stars as royally ridiculous Queen musical returns, “The Guardian” 8.06.2002, online: https://www.theguardian.com/stage/2023/jun/08/we-will-rock-you-review-ben-elton-stars-in-the-return-of-queen-musical-london-coliseum, dostęp 02.04.2023 

Arlene Phillips, “Wikipedia” https://en.wikipedia.org/wiki/Arlene_Phillips, dostęp 02.04.2023  

Benjamin Paschalski UCIECZKA DO ROCKOWEJ WOLNOŚCI – „WE WILL ROCK YOU” – TEATR MUZYCZNY ROMA W WARSZAWIE „Kulturalny cham” 4.05.2023, online: https://kulturalnycham.com.pl/aktualne/ucieczka-do-rockowej-wolnosci-we-will-rock-you-teatr-muzyczny-roma-w-warszawie/, dostęp 02.04.2023 

Brian Logan, Review: We Will Rock You, “The Guardian” 15.05.2002, online: https://www.theguardian.com/stage/2002/may/15/theatre.artsfeatures1, dostęp 02.04.2023, fragment w tłumaczeniu Darii Zielińskiej  

Charles Spencer, It’s a killer, Queen, “The Telegraph” 15.05.2002, online: https://www.telegraph.co.uk/culture/4727831/Its-a-killer-Queen.html, dostęp 02.04.2023 

Christopher Renshaw, “Wikipedia” https://en.wikipedia.org/wiki/Christopher_Renshaw, dostęp 02.04.2023 

Dominic Cavendish, We Will Rock You: Ben Elton singing Queen? It’s a kinda tragic, “The Telegraph”  7.06.2002, online: https://www.telegraph.co.uk/theatre/what-to-see/we-will-rock-you-london-coliseum-review-a-kind-of-tragic/, dostęp 02.04.2023, fragment w tłumaczeniu Darii Zielińskiej 

Jacek Cieślak "We will rock you" w Teatrze Roma: Freddie Mercury w szkole ministra Czarnka „Rzeczpospolita” 16.04.2024, online: https://www.rp.pl/muzyka-popularna/art38327161-we-will-rock-you-w-teatrze-roma-freddie-mercury-w-szkole-ministra-czarnka, dostęp 02.04.2023 

Jacek Marczyński Musical lepszy niż w Londynie „Ruch Muzyczny” 20.04.2023, online: https://ruchmuzyczny.pl/article/3186-musical-lepszy-niz-w-londynie, dostęp 02.04.2023 

Jakub Panek “We Will Rock You” w Teatrze Muzycznym Roma. Tak się wygrywa [RECENZJA] „Wirtualna Polska” 16.04.2023, online: https://gwiazdy.wp.pl/we-will-rock-you-w-teatrze-muzycznym-roma-tak-sie-wygrywa-recenzja-6887654320733120a, dostęp 02.04.2023 

Joanna Tulo „We Will Rock You” – (anty)Barbieland w teatrze ROMA [RECENZJA] „KĄCIK POPKULTURY” 15.04.2023, online: https://kacikpopkultury.pl/we-will-rock-you-w-teatrze-roma/, dostęp 02.04.2023 

Kinga Senczyk Co nam zostało z rocka? „Nowa Siła Krytyczna” 20.04.2023 online: https://e-teatr.pl/co-nam-zostalo-z-rocka-36367, dostęp 02.04.2023 

kulturoNIEznawczyni "Uwolnić się chcę!" Rock w potrzasku, a na ratunek przychodzi Roma -"We Will Rock You" 17.06.2023, online: https://www.kulturonieznawczyni.com/post/uwolni%C4%87-si%C4%99-chc%C4%99-rock-w-potrzasku-a-na-ratunek-przychodzi-roma-we-will-rock-you, dostęp 02.04.2023 

Łukasz Zarzeczny We Will Rock You czyli czy uratuje nas marzyciel „Queen.pl” 19.04.2023, online: https://queen.pl/we-will-rock-you-czyli-czy-uratuje-nas-marzyciel/, dostęp 02.04.2023 

Maciej Łukomski „We Will Rock You” w Teatrze Muzycznym Roma. Recenzja “Strefa lifestyle“ online: http://strefalifestyle.pl/we-will-rock-you-w-teatrze-muzycznym-roma-recenzja/ 

Małgorzata Jęczmyk-Głodkowska Tak się robi rocka (w ROMIE!) „Z pierwszego rzędu” 19.04.2023 online: https://e-teatr.pl/tak-sie-robi-rocka-w-romie-36313, dostęp 02.04.2023 

Marek Zajdler Musical przez duże Q - "We Will Rock You" w Teatrze Muzycznym Roma, recenzja „Nasz Teatr” online: https://www.naszteatr.pl/zdjecia/grupa/00133398/musical-przez-duze-q-recenzja-teatr-roma, dostęp 02.04.2023 

Marta Rogacewicz Tylko rock nas uratuje. Teatr Muzyczny Roma z nowym porywającym musicalem "We Will Rock You" „Twój Styl” 19.04.2023, online: https://twojstyl.pl/artykul/tylko-rock-nas-uratuje-teatr-roma-z-nowym-porywajacym-musicalem-we-will-rock-you,aid,5659,mk?preview=UR154jzoMmhj51DT3qOTQnBa9atYbuPR, dostęp 02.04.2023 

Mickey-Jo, REVIEW: We Will Rock You (London Coliseum) | Queen and Ben Elton jukebox musical “mickeyjotheatre“ 08.06.2023, online: https://www.youtube.com/watch?v=QQ9yYrGIgVc, dostęp 02.04.2023  

Natalia Zoń „We Will Rock You” w Teatrze Muzycznym ROMA [RECENZJA] „Poinformowani.pl” 16.04.2023, online: https://kultura.poinformowani.pl/artykul/64243-we-will-rock-you-w-teatrze-muzycznym-roma-recenzja, dostęp 02.04.2023 

Oficjalna strona musicalu We Will Rock You, online: https://wewillrockyoulondon.co.uk/, dostęp 02.04.2023  

Piotr Sobierski Rock ma tę moc „Teatr” 11.04.2023 online: https://teatr-pismo.pl/20809-rock-ma-te-moc/, dostęp 02.04.2023 

Tomasz Mlącki Królewska symfonia wolności „Dziennik Teatralny” 22.04.2023 online http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/krolewska-symfonia-wolnosci.html, dostęp 02.04.2023 

We Will Rock You “Archive of our own”, online: https://archiveofourown.org/works/search?work_search%5Bquery%5D=We+Will+Rock+You, dostęp 02.04.2023 

We Will Rock You, “Wikipedia”, online: https://en.wikipedia.org/wiki/We_Will_Rock_You_(musical), dostęp 02.04.2023 

Wicked “Archive of our own”, online: https://archiveofourown.org/tags/Wicked%20-%20All%20Media%20Types/works, dostęp 02.04.2023 

Wojciech Kępczyński „We Will Rock You”, Teatr Muzyczny Roma, spektakl z 4 kwietnia 2024 roku

Komentarze

Popularne posty