"Tik... Tik... BUM" Teatr Roma

Tik, tik... WOW!

Spektakl: "Tik... Tik... BUM"

Premiera: 18 listopada 2023 

Libretto, muzyka i teksty piosenek: Jonathan Larson 

Reżyseria: Wojciech Kępczyński 

Przekład: Michał Wojnarowski 

Kierownictwo muzyczne, dyrygent: Jakub Lubowicz  

Scenografia i reżyseria światła: Mariusz Napierała 

Kostiumy: Anna Waś 

Choreografia / asystent reżysera: Agnieszka Brańska 

Występują: Marcin Franc, Maciej Pawlak, Maria Tyszkiewicz, Anastazja Simińska, Maciej Dybowski, Piotr Janusz 

Tekst pisany na podstawie spektaklu z 22 listopada 2023 roku. 

oOo 

Jonathan Larson nie jest raczej kompozytorem znanym szerokiej publiczności. Jeśli już kojarzy się jego nazwisko, to pewnie w kontekście musicalu „Rent”, za który Larson dostał nagrody Pulizera i Tony. Dopiero wyprodukowany przez Netflix film rozsławił wcześniejsze dzieło Larsona, kameralne „Tik Tik Bum”, które od listopada możemy podziwiać w stołecznym Teatrze Muzycznym Roma. Nad całym musicalem unosi się duch „Rentu”, widz doszukuje się w nim przemyśleń, które potem odmienią oblicze amerykańskiej sceny musicalowej. 

Musical jest autobiografią Larsona i opowiada o młodym kompozytorze Jonie (Maciej Pawlak), który tydzień przed trzydziestymi urodzinami orientuje się, że w odróżnieniu od swojej rodziny i znajomych, nic jeszcze w życiu nie osiągnął. Przerażony nieuniknionym biegiem czasu, odsuwa się od swojej pragnącej przenieść się za miasto dziewczyny Susan (Maria Tyszkiewicz) i najlepszego przyjaciela Michaela (Maciej Dybowski), który porzucił marzenia o aktorstwie na rzecz bezpiecznej posady w firmie marketingowej. Jon jednak wciąż niecierpliwie wyczekuje swojej wielkiej szansy. Od pięciu lat pisze rockowy musical, licząc na to, że ktoś go dostrzeże. W międzyczasie pracuje jako kelner i próbuje utrzymać się w Nowym Jorku, stolicy amerykańskiego teatru. I wciąż pamięta jak ktoś kiedyś nazwał go obiecującym kompozytorem.  

Największa zaletą “Tik Tik Bum” jest intymność. Siedząc na niewielkiej sali ma się wrażenie, że wymawiając kolejne kwestie aktor patrzy prosto na nas. I to nie przebiega wzrokiem po widowni, ale patrzy i naprawdę widzi każdego z osobna. To niesamowite doświadczenie, które nie byłoby możliwe na żadnej innej scenie. Dzięki tej bliskości można też dostrzec każdą, nawet najmniejszą emocję przebiegającą przez twarz aktorów, a “Tik Tik Bum” to prawdziwa uczta dla fanów dobrego aktorstwa. Warto jednak zauważyć, że przez rozplanowanie sali wybór miejsca może zaważyć na tym na kogo w którym momencie będziemy mieć widok, a co przegapimy. Co tylko zachęca do udania się na spektakl ponownie. 

Maciej Pawlak w mig nawiązuje więź z widzami. Wystarczy, że wejdzie na scenę i wypowie pierwszą kwestię, a już wszyscy czują się jak bliscy znajomi Jona, a nie widownia oglądająca jego perypetie. Jego Jon, choć zbliża się do trzydziestki, jest wciąż zagubionym chłopcem, którego przerasta sytuacja w jakiej się znalazł. Pogrążony we własnych problemach, nie dostrzega co dręczy bliskich mu ludzi i potrzeba czegoś naprawdę szokującego, by zszedł na ziemię i zdał sobie sprawę, że nie tylko on ma kłopoty, a w życiu istnieją rzeczy ważniejsze niż gonitwa za sukcesem w ukochanej dziedzinie.  

“Tik Tik Bum” to spektakl wyczerpujący, aktor grający rolę Jona ani na chwilę nie schodzi ze sceny. Mimo to po Pawlaku nie widać zmęczenia. Zarówno taniec jak i śpiew przychodzą mu z pozorną łatwością, choć zarówno zawrotnie szybkie piosenki Larsona jak i zachwycająca choreografia Agnieszki Brańskiej wymagają ogromnych umiejętności i talentu. Aktor dysponuje też niesamowitą umiejętnością patrzenia na każdego widza tak, by czuł się dostrzeżony. 

Michael to swoiste przeciwieństwo Jona, artysta, który się przekwalifikował i teraz stara się cieszyć z małych rzeczy. Podchodzi do życia o wiele bardziej pragmatycznie i próbuje skłonić Jona do podobnego podejścia. Maciej Dybowski jest wspaniałym Michaelem. To rola wymagająca zarówno sporego talentu komediowego jak i umiejętności dramatycznych, a Dybowski perfekcyjnie oddaje zarówno wesołe usposobienie Michaela, jak i jego frustrację i ostatecznie rozpacz.  

Dziewczyna Jona, Susan to postać zmęczona, zarówno trudami życia w Nowym Jorku, jak i zachowaniem swojego chłopaka. Maria Tyszkiewicz gra ją bardzo delikatnie, choć pokazuje pazury w świetnych duetach jak “Zielony sen” czy “Terapia”. 

Dybowski i Tyszkiewicz mają o tyle trudniejsze zadanie, że ich rola nie ogranicza się do jednej postaci. Ze sceny na scenę przeobrażają się w kolejnych bohaterów, które Jon napotyka na swojej drodze, czy to praktykanta w firmie marketingowej, panią dyrektor, sprzedawcę w sklepie, agentkę Jona czy jego rodziców. Każdej tej metamorfozie towarzyszy kompletna zmiana sposobu poruszania się i mówienia, a aktorzy radzą sobie z nimi brawurowo. Warto wymienić Marię Tyszkiewicz jako Rosę. 

Tego typu zmiany to też wyzwanie dla kostiumologa, który musi tak dobrać stroje, by łatwo dało się rozpoznać postaci, a jednocześnie, by aktorzy mogli szybko przemienić się w kogo innego. Anna Waś podołała zadaniu i zaprezentowała widzom ubrania nawiązujące do czasów, w których dzieje się spektakl, a jednocześnie na tyle współczesne, by postaci nie odstawały za bardzo od ludzi na ulicy. Szczególnie zielona sukienka znajdująca się w centrum wydarzeń zachwyca krojem i barwą. 

Warto też zwrócić uwagę na wspaniałą scenografię Mariusza Napierały, której każdy widz może przyjrzeć się z bliska w drodze na swoje miejsce. Na Novej Scenie stworzono minimalistyczne mieszkanie żywcem wyjęte z lat 90tych, które bez trudu gra kilka innych lokacji. Dodatkowo Teatr Roma sprawnie buduje atmosferę jeszcze zanim aktorzy pojawią się na scenie. Nieustanne tykanie zegara, które towarzyszy widowni, od momentu wejścia na salę, bardzo dobrze pomaga zrozumieć odczucia Jona. 

Musical aż kipi energią i świetnie oddaje to choreografia Agnieszki Brańskiej. Najbardziej imponująco wypadają oczywiście sceny, w których udział bierze cała obsada, czyli na przykład zabójczo energetyczny utwór “Koniec” albo duety, jak na przykład “Terapia” gdzie aktorzy przyśpieszają ze zwrotki na zwrotkę, jednocześnie zachowując perfekcyjną synchronizację.  

“Tik Tik Bum” to spektakl różnorodny, pełen śmiechu, ale i refleksji. Na początku tych wesołych segmentów jest stanowczo więcej, ale już od pierwszej sceny widz czeka aż wydarzy się coś dramatycznego, co ostatecznie zachwieje Jonem. Napięcie rośnie z każdą sceną, elementy humorystyczne stają się coraz rzadsze i przechodzimy do emocjonalnego finału, który wybrzmiewa wprost perfekcyjnie. 

Jonathan Larson miał bardzo charakterystyczny styl, którego po prostu nie da się podrobić. Spod jego pióra wychodziły zarówno wzruszające ballady (w samym “Tik Tik Bum” można wymienić chociażby “Dlaczego” czy “Zmysły odzyskaj”) jak i zawrotnie szybkie utwory rockowe (“Trójka z przodu” czy “Koniec”). Jego spektakle aż kipią od energii, a silne brzmienia czuć w kościach. 

Michał Wojnarowski bezbłędnie przełożył błyskotliwe teksty Larsona na polski, zachowując ich znaczenie, humor i niesamowite tempo. A przecież miał o tyle trudną rolę, że twórca nawiązywał w swoich utworach do innych piosenek, co trzeba było zachować. I chociaż cytatu z “Krainy Lodu” można było jednak uniknąć, całokształt prezentuje się naprawdę fenomenalnie. 

Zaryzykuje twierdzenie, że „Tik Tik Bum” w Teatrze Roma jest obecnie jednym z najlepszych spektakli na polskiej scenie musicalowej, który przemawia do wielu widzów na bardzo osobistym poziomie. Fenomenalnie zagrana i zaśpiewana sztuka budzi multum emocji i sprawia, że wielu widzów jeszcze przed wyjściem z teatru będzie planować kolejną wizytę. 

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 

Komentarze

Popularne posty