"Lekcja" Teatr Hybrydy Uniwersytetu Warszawskiego

Lekcja absurdu

Spektakl: "Lekcja"

Premiera: 21 lutego 2024

Scenariusz: Eugène Ionesco

Reżyseria: Katarzyna Bargiełowska

Występują: Julia Kwiatkowska, Michał Prus, Julia Pytlik, Patrycja Badosz, Bruno Skalski

Tekst pisany na podstawie spektaklu z 22 lutego 2024

oOo

Napisana w 1950 roku „Lekcja” Eugène Ionesco jest uważana za jedno z najważniejszych dzieł teatru absurdu. Opowiada o profesorze przyjmującym w swoim mieszkaniu uczennicę z dobrego domu i porusza tematykę ignorancji, wywierania presji i nadużywania władzy.

Z zasady w spektaklu grają trzy osoby, profesor, uczennica i służąca (Marysia). Teatr Hybrydy Uniwersytetu Warszawskiego podszedł do sztuki Ionesco w dość nietypowy sposób, dzieląc obie role (profesora i uczennicy) między dwoje aktorów, Julia Pytlik i Julia Kwiatkowska wcieliły się w rolę uczennicy, a Bruno Skalski i Michał Prus w rolę profesora. Marysię zagrała Patrycja Radosz. Podoba mi się ten podział, bo pozwala postrzegać postaci jako archetypy zamiast jako jednostki.

Obie Uczennice są grane dość podobnie, jako dobrze wychowane panienki z dobrego domu, które odebrały już pewne wykształcenie, wciąż nie radzą sobie z niektórymi tematami. Mam jednak wrażenie, że wersja Julii Pytlik sprawia wrażenie znacznie młodszej, co w kontekście zapewnień o zdanej maturze czyni z niej dziecięcego geniusza. Widać też u niej większy strach przed Profesorem. W porównaniu z nią Julia Kwiatkowska zagrała swoją postać trochę doroślej. Po jej postaci nie widać lęku, bardziej frustrację bólem uzębienia i tym, że Profesor ignoruje jej problemy.

Z kolei odtwórcy ról Profesora postanowili poprowadzić tę postać na dwa zupełnie różne sposoby, choć obaj przedstawiają go jako człowieka, który szybko się nakręca i ma skłonności do nie do końca jasnych wywodów, które niekoniecznie mają związek z rzeczywistością. Wywodami tymi przykrywa swoją własną ignorancję w wielu sprawach.

Pierwszy (Bruno Skalski) od samego początku wywołuje mieszane uczucia. Z pozoru nadmiernie miły i uczynny, ma w sobie jednak coś niepokojącego. Uporczywie próbuje przekazać Uczennicy Informacje, szczerze cieszy się z każdego jej sukcesu i równie szczerze frustruje się, gdy dziewczyna nie potrafi pojąć wydawać by się mogło prostych konceptów. Drugi profesor (Michał Prus) jest za to przerażający w swym chłodnym, profesjonalnym podejściu do lekcji. Przyznam, że jego rola jest o tyle ciekawsza, że ma też okazję zagrać Profesora podczas całkowitego załamania, zagrać niepewność, strach i błaganie. I radzi sobie z tym brawurowo.

Jednak show kradnie Patrycja Radosz jako Marysia. Wspaniale surowa przez większość spektaklu (zarówno w zachowaniu jak i wyglądzie), jednocześnie jasno pokazuje swoją troskę o profesora. Z jednej strony upomina go i próbuje go powstrzymać przed straceniem nad sobą kontroli, a jednak jest mu całkowicie oddana, pozwala mu powtarzać wciąż ten sam cykl, pomaga mu bez względu na wszystko, a nawet cieszy ją cały proces. Radosz odgrywa tę skomplikowaną rolę fenomenalnie, jej uśmiech, który zakańcza cały spektakl, uważam za jego najlepszy element. Na całkowicie beznamiętnej twarzy robi piorunujące wrażenie.

Teatr Hybrydy od samego początku spektaklu świetnie radzi sobie z tworzeniem atmosfery. Muzyka nie tylko pomaga ustalić czasy, w których rozgrywa się spektakl, ale i buduje uczucie niepokoju, które tylko wzmaga się za każdym razem, gdy ją słyszymy. W połączeniu z krwawymi śladami rąk na tablicy i zachlapanym krwią fartuchem Marysi, widownia pozostaje w ciągłym stanie napięcia od samego początku, aż do końca spektaklu.

Jeśli chodzi o ruch sceniczny, widać tu pewną zamierzoną dychotomię. Z jednej strony aktorzy poruszają się wyłącznie w linii prostej po dokładnie rozplanowanych i wyrysowanych kredą na początku spektaklu liniach. Z drugiej ruch jest często przerysowany, szczególnie gdy profesor rozpoczyna swoje wykłady i coraz bardziej zaplątuje się w wywodach. To powiedziawszy zachwycił mnie sposób pokazania różnic między językami. Ponieważ aktorzy wymawiają te samo zdanie, uprzednio zaznaczając, że będą je mówić w innym języku, tylko ruchem mogą pokazać różnicę i robią to w bardzo kreatywny i imponujący sposób.

W kwestii scenografii, postawiono na minimalizm. Spektakl rozgrywa się w jednej lokacji, w utrzymanym w ciemnych kolorach mieszkaniu profesora. Na czarnej scenie, przy czarnych ścianach umieszczono jedynie stół, dwa krzesła i tablicę.

W tę ciemną kolorystykę wpisują się też kostiumy obu profesorów (czarne eleganckie buty, czarne spodnie, czarna koszula i biała mucha) i Marysi (ciężkie czarne buty, czarna spódnica, czarna skórzana kurtka). W porównaniu z nimi, jasnowłosa, ubrana w białą bluzkę i granatową spódnicę uczennica wygląda jakby pochodziła z innego świata. Dominują trzy kolory, czarny, biały i czerwony, który choć jest obecny od samego początku, nabiera pełni znaczenia dopiero pod sam koniec spektaklu.

By dopasować się do preferowanego przez siebie formatu i nie przekroczyć godziny, Teatr Hybrydy poddał sztukę Ionesco pewnym skrótom, które z zasady działają dość skutecznie. Jednakże mam wrażenie, że zbyt wiele wycięto z lekcji arytmetyki, gubiąc tym samym wątek coraz większego zapętlania się w coraz trudniejszych działaniach.

Podsumowując, choć nie zgadzam się z niektórymi decyzjami kreatywnymi podjętymi przez Teatr Hybrydy, bardzo podobał mi się zamysł podzielenia ról. Jestem też po dużym wrażeniem młodych aktorów, których miałam przyjemność zobaczyć w zeszły czwartek i na pewno będę śledzić ich dalsze kariery.

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.

Komentarze

Popularne posty