"Wicked" Teatr Roma

Uwaga! Wymagana lornetka

Spektakl: “Wicked” Teatr Roma 

Premiera: 5 kwietnia 2025

Muzyka i teksty piosenek: Stephen Schwartz 

Libretto: Winnie Holzman 

Na podstawie książki Gregory’ego Maguire’a [recenzja]

Reżyseria: Wojciech Kępczyński  

Scenografia: Mariusz Napierała 

Kostiumy: Martyna Kander 

Choreografia: Agnieszka Brańska 

Projekcje: Pagode Studio 

Fryzury: Jaga Hupało 

Charakteryzacja: Sergiusz Osmański 

Efekty specjalne: Tomasz Pałasz 

Efekty kaskaderskie: Andrzej Słomiński 

Tłumaczenie: Michał Wojnarowski 

Występują: Natalia Krakowiak, Zofia Nowakowska, Maria Tyszkiewicz, Anna Federowicz, Patrycja Mizerska, Agnieszka Przekupień, Marcin Franc, Janek Traczyk, Barbara Melzer, Katarzyna Walczak, Damian Aleksander, Tomasz Steciuk, Joanna Gorzała, Maria Juźwin, Maciej Dybowski, Karol Jankiewicz, Wojciech Dmochowski, Przemysław Redkowski, Klaudia Buczniewska, Aleksandra Idkowska, Katarzyna Kanabus, Ula Milewska, Julia Olejarczyk, Weronika Stawska, Mateusz Górecki, Patryk Maślach, Przemysław Niedzielski, Michał Piprowski, Andrzej Skorupa, Maciej Zaruski, Dominika Dąbkowska, Zofia Grażyńska, Agata Kuczyńska, Julia Ławrenowa, Piotr Jeznach, Łukasz Józefowicz, Jan Madej, Kacper Mucha, Małgorzata Kampa, Natalia Smagacka-Lorek, Robert Kampa, Tomasz Wojtan, Ewelina Kruk, Sara Sobieraj, Patryk Gładyś, Mateusz Sobczak

Tekst pisany na podstawie spektaklu z 8 kwietnia 2025 roku 

oOo 

Od swojej nowojorskiej premiery w 2003 roku napisany przez Stephena Schwarza i Winnie Holzman musical “Wicked” zdobył niezliczone rzesze fanów i doczekał się realizacji na całym świecie. Do Polski dotarł w najlepszym możliwym momencie: pół roku po premierze pierwszej części filmowej adaptacji i pół roku zanim cześć druga zawita do kin.  

Obdarzona niesamowitym talentem Elfaba (Zofia Nowakowska) razem ze swoją siostrą Nessarozą (Joanna Gorzała) rozpoczyna naukę na Uniwersytecie Sziz. Szybko ściąga na siebie uwagę dyrektorki, Madame Maskudnej (Katarzyna Walczak) i wdaje się w konflikt ze swoja współlokatorką, Galindą (Agnieszka Przekupień). Do Sziz przyjeżdża też Fijero (Janek Traczyk), osławiony książę Winków. Tymczasem nad Oz zbierają się czarne chmury, a Wielki i Potężny Czarodziej (Damian Aleksander) nie jest tym za kogo się podaje.  

Elfaba to postać, która na przestrzeni spektaklu przechodzi bardzo długą drogę. Miałam przyjemność oglądać jak Zofia Nowakowska robi to razem z nią, po raz pierwszy wcielając się w tę rolę przed publicznością. Ze sceny na scenę jej Elfaba pokazuje coraz więcej charakteru, szczególnie w towarzystwie ludzi, na których jej zależy. Nowakowska świetnie oddaje różnice między uczennicą z pierwszego aktu, a buntowniczką z drugiego, choćby przez zmianę postawy czy mimiki. Wspaniale wybrzmiewa jej “Defying Gravity”, a w “As Long As You’re Mine” wkłada całe serce. Jest też fenomenalna w “No Good Deed” mimo specyficznego ruchu scenicznego, który nieco psuje efekt.  

Agnieszka Przekupień jako Galinda/Glinda zachwyciła mnie już w pierwszym utworze, choć docenienie jej kunsztu w pełni wymagało lornetki teatralnej, by dostrzec emocje, które jej bohaterka próbuje ukryć przed Manczkinami. W scenach humorystycznych także sprawdza się perfekcyjnie, nadając Galindzie ten specyficzny urok i scena po scenie przekonując do siebie Elfabę i widza. W drugim akcie chwyta za serce w melancholijnych momentach i daje się poznać jako groźny przeciwnik. Co bardzo ważne w tym spektaklu, Przekupień ma wspaniałą dynamikę z grającą Elfabę Zofią Nowakowską, co sprawia, że ich “For Good” oddziałuje idealnie.  

Janek Traczyk jako Fijero jest oczywiście wspaniały wokalnie, lecz w swoim popisowym numerze “Dancing Through Life” mocno odstaje od towarzyszących mu tancerzy, choć choreografia ułatwia mu zadanie jak to tylko możliwe. O wiele lepiej wypada w drugim akcie, warto obserwować jego reakcje na plotki o Elfabie tuż po antrakcie czy stanowczość, gdy wchodzi w rolę kapitana straży. Z kolei duet “As Long as You’re Mine” wychodzi mu naprawdę uroczo.  

Damian Aleksander to perfekcyjny Czarodziej. Niesamowicie charyzmatyczny i nawykły do podbijania serc widowni brawurowo radzi sobie z rolą tajemniczego władcy Oz. Potrafi być czarujący, ale i odrażający zależnie od potrzeby, idealnie wyważając oba podejścia. To mistrz zachowywania pozorów, który paradoksalnie najgorzej wypada, gdy musi okazać prawdziwą rozpacz.  

Joanna Gorzała jako Nessaroza z początku wydaje się zwykłą, uroczą dziewczyną, lecz w drugim akcie zachwyca jako oschła i groźna gubernator Manczkinlandii. Perfekcyjnie kontroluje każdy ruch, przez co wierzymy w jej całkowitą władzę nad poddanymi. Nie zapomina jednak pokazać bardziej ludzką stronę swojej bohaterki.  

Madame Maskudna Katarzyny Walczak jest odpowiednio machiawelistyczna i złowieszcza, a jej głos jak zwykle robi wrażenie. Karol Jankiewicz robi co może z niewielką rolą Boqa, szczególnie dobrze wypadając w drugim akcie, zwłaszcza pod kątem ruchowym.  

Dużym problemem realizacji jest sama koncepcja uwspółcześnienia Oz. Zamiast steampunku dostajemy nowoczesne stroje i technologię. Tyle tylko, że Oz to pełna koloru, magiczna kraina, stanowiąca przeciwwagę do zwykłego, czarno-białego świata Dorotki, choć nie pozbawiona jego wad. Romowskiej realizacji brakuje zarówno tych kolorów, jak i magii. Kto wie, może ten pomysł lepiej by się sprawdził w innym spektaklu, tu jednak wygląda jakby realizatorzy zakochali się w ledach przy “We Will Rock You” i nie potrafili się z nimi pożegnać. I oczywiście można by powiedzieć, że tematyka “Wicked” wymaga nieco poważniejszego podejścia, tyle tylko, że te przesadnie radosne, kolorowe sceny mają na celu uwypuklenie mrocznych wydarzeń poprzez kontrast.   

Bardzo zawiodła mnie choreografia Agnieszki Brańskiej. W najlepszym razie niewidoczna, w najgorszym drażniąca, nie potrafi oddać energii tkwiącej w utworach takich jak “Dancing Through Life” czy “Popular”. Boli zmniejszenie roli Fijero w jego własnym utworze solowym. Śpiewając piosenkę o tańcu, książę sam prawie nie tańczy. Podobnie “Wonderful” aż się prosi o bardziej rozbudowaną choreografię Czarodzieja. Co gorsza, na praktycznie pozbawionej scenografii scenie staje się oczywiste jak niewielki jest zespół taneczny w “Wicked”, szczególnie jeśli z jakiegoś powodu trzeba go podzielić na dwie grupy. Zawodzi też ruch sceniczny, całkiem jakby realizatorom zabrakło pomysłu i zdecydowali się na stanie w miejscu i nerwową gestykulację.  

Kostiumy Martyny Kander nie prezentują się zbyt dobrze. Choć widać, że artystka miała pomysł na główne postaci, to wykonanie niektórych strojów pozostawia wiele do życzenia, szczególnie w kwestii doboru materiałów. Z kolei wygląd Zwierząt to po prostu nieporozumienie. Same stroje zostały zaprojektowane bardzo kreatywnie, warto docenić przypominającą futro marynarkę Doktora Dillamonda. Niestety zawodzi charakteryzacja. Sergiusz Osmański nie zdecydował się na zwierzęcy makijaż. W efekcie, gdyby nie libretto można by się nie zorientować, że Dillamond jest kozłem, a małpią naturę Chestera zdradza tylko sposób poruszania.   

Nie pomagają przygotowane przez Jagę Hupało fryzury. Dobrze wypadają Glinda i Czarodziej, ale jeśli wierzyć materiałom opublikowanym przez teatr, włosy Elfaby z pierwszego aktu prezentują się różnie zależnie od aktorki. Natomiast Madame Maskudna w swojej peruce przypomina postać z kreskówki. Nie potrafię też pojąć, dlaczego wszyscy mieszkańcy Manczkinlandi otrzymali identyczne stroje i bardzo nietwarzowe, sztucznie wyglądające fryzury.  

Fanom namacalnej scenografii nie spodoba się praca, którą wykonał Mariusz Napierała. Z wyjątkiem kilku mebli, spektakl korzysta wyłącznie z wizualizacji wyświetlanych na ekranach multimedialnych, które jeszcze powiększają scenę. Niestety, szkodzą tym realizacji, bo tylko bardziej podkreślają wszechobecną pustkę. Co gorsza, Teatr Roma raz na jakiś czas przypomina nam o swoich prawdziwych możliwościach wprowadzając ogromny, średnio wykonany rekwizyt, tylko po to by go nie wykorzystać.   

Zawodzą też kolory, dominuje czerń i zieleń, choć pojawia się też upiorna czerwień. I o ile w niektórych scenach to naprawdę dobra decyzja, inne wymagają nieco bardziej optymistycznej atmosfery, choćby po to by podkreślić kontrast między pozorami, a prawdziwym obliczem Oz. Dobrze sprawdzają się tylko przesłony, które pozwalają ograniczyć pole widzenia. Szkoda tylko, że tak rzadko się ich używa. Spektakl ma też kilka ciekawych rozwiązań technologicznych, choć odnoszę wrażenie, że można było je lepiej wykorzystać. 

Michał Wojnarowski miał przed sobą o tyle trudne zadanie, że przekładał Wicked po raz drugi w ciągu roku. Z tłumaczeniem piosenek poradził sobie bardzo sprawnie, umiejętnie oddając sens i w większości przypadków dobrze wpasowując się w muzykę, choć nie uniknął kilku częstochowskich rymów. Gorzej jest w dialogach, w których tłumacz pokusił się o kilka żartów z obecnych czasów czy literatury, a nawet podwójne nawiązanie do swoich poprzednich projektów.   

Od jakiegoś czasu chodzę do teatru z lornetką, co bardzo się przydaje, gdy ogląda się spektakl z dalszych rzędów. Moim zdaniem “Wicked” należy oglądać wyłącznie przez lornetkę, bo dzięki temu zawężonemu polu widzenia umyka nam przeraźliwa pustka na scenie i możemy skupić się na szczerej radości Elfaby na wiadomość o spotkaniu z Czarodziejem czy rozpaczy Glindy, która pośród rozbawionych mas opłakuje przyjaciółkę. A akurat to w romowskiej realizacji warto zobaczyć.  

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.  

Komentarze

Popularne posty