“Six” Teatr Variete

“Six” Teatr Variete

Premiera: 26 i 27 kwietnia 2025 

Autorzy: Toby Marlow, Lucy Moss

Reżyseria: Katarzyna Chlebny

Choreografia: Barbara Olech

Kierownictwo muzyczne: Ignacy Matuszewski 

Przygotowanie wokalne: Justyna Motylska 

Kostiumy i scenografia: Łukasz Błażejewski 

Reżyseria światła: Wojciech Wąs

Tłumaczenie: Jacek Mikołajczyk

Występują: Karolina Szeptycka, Klaudia Duda, Katarzyna Miednik, Emilia Fałowska, Sylwia Banasik-Smulska, Dominika Kozak, Dagny Mikoś, Irena Michalska, Julia Roman, Anastazja Simińska, Żaneta Rus

Tekst pisany na podstawie spektaklu z 9 listopada 2025

oOo 

Więcej, mocniej, lepiej...(?) 

Sprowadzając na swoją scenę tytuł licencyjny, który pozostaje na afiszu innego teatru należałoby zaproponować widzom inne spojrzenie na znany im już tekst. W przypadku tak prostej w gruncie rzeczy produkcji jak “Six” ciężko to sobie wyobrazić. Tymczasem opowiadając o swoich planach na MusicalOnie, reżyserka Katarzyna Chlebny zapowiadała musical jeszcze bardziej niż przewidziano to w libretcie podkreślający kobiecą solidarność i moc.

W łamiącym czwartą ścianę koncercie zebrało się sześć żon Henryka VIII, by opowiedzieć o swoim życiu i rywalizować o rolę królowej zamku. Jednak Katarzyna Aragońska (Klaudia Duda), Anna Boleyn (Katarzyna Miednik), Jane Seymour (Sylwia Banasik-Smulska), Anna z Kleve (Karolina Szeptycka), Katarzyna Howard (Irena Michalska) i Katarzyna Parr (Żaneta Rus) prędzej czy później zorientują się, że walcząc nic nie osiągną.

Niestety, w większości przypadków decyzje reżyserskie dotyczące podejścia do poszczególnych postaci nie przypadły mi do gustu, a królowe mimo wysiłku aktorek, nie potrafiły w pełni mnie oczarować.

Klaudia Duda podchodzi do Katarzyny Aragońskiej bardziej jak do zdradzonej, upokorzonej kobiety niż królowej. Żywiołowa i świetna wokalnie, z łatwością daje sobie radę ze śpiewaniem przy jednoczesnym wykonywaniu szybkiego układu choreograficznego, świetnie się przy tym prezentując.

Anna Boleyn Katarzyny Miednik to krzykliwa, harpia, którą łatwo znielubić. Niestety, w jej wykonaniu żarty, które bawiły mnie przy poprzednim spotkaniu z tym tekstem, odniosły zupełnie inny skutek. Brzmi natomiast naprawdę wspaniale, świetnie się rusza i aż kipi młodzieńczą energią.

Sylwia Banasik-Smulska jako Jane Seymour wspaniale radzi sobie wokalnie z jakże trudną piosenką solową. Sprawnie też oddaje rozpacz swojej postaci pod sam koniec utworu. Niestety, poza tą sceną to jednopoziomowa rola pozbawiona charyzmy i dynamiki, a ruchowo Banasik-Smulska wypada znacznie słabiej od koleżanek.

Karolina Szeptycka w roli Anny z Kleve promieniuje wręcz pewnością siebie i bezczelnością. Jest niesamowicie charyzmatyczna, a z choreografią radzi sobie wręcz brawurowo, brzmiąc przy tym naprawdę świetnie. To istny wulkan energii, który przejmuje kontrolę nad całą sceną i udowadnia, że to ona jest tu prawdziwą królową. Nie rozumiem tylko decyzji reżyserki, by przez sporą część spektaklu udawała konia.

Katarzyna Howard Ireny Michalskiej to młodziutka, lekko zahukana dziewczyna, co choć jest w pełni zrozumiałe, nie pasuje do wielu wypowiadanych przez nią kwestii. Jednak z każdą kolejną zwrotką swojej piosenki coraz bardziej chwyta za serce, by ostatecznie dać popis umiejętności aktorskich pod sam jej koniec. Jej pełen bólu wrzask i płacz, pozostaną ze mną na długo.

Katarzyna Parr w wykonaniu Żanety Rus to uosobienie królewskości. Majestatyczna i pełna godności, przechadza się za kłócącymi się koleżankami w aurze autorytetu. To ona je godzi, to jej słuchają. Rus jest też świetna głosowo, choć jej partia mówiona zyskałaby na większej ilości emocji.

Choreografia Barbary Olech, choć żywiołowa, składa się z kilku podstawowych kroków, które nie niosą ze sobą żadnego głębszego znaczenia. Wielokrotnie opiera się też wyłącznie na podskokach czy sugestywnych ruchach biodrami. Bardzo zyskuje natomiast na umiejętnościach aktorek jak chociażby Karolina Szeptycka, które potrafią sprawić, że nawet tak okrojone układy wydają się widowiskowe.

Kostiumy Łukasza Błażejewskiego zostały wykonane z ogromną starannością i dbałością o efekt końcowy. Ich pojedyncze elementy ciekawie nawiązują też do kostiumów z epoki co ładnie wpisuje się w konwencje. Nie potrafię natomiast zrozumieć tego jak wyzywające stroje zaprojektowano dla większości królowych, z wyjątkiem tylko Seymour i Parr. O ile głębokie dekolty u uwodzącej króla Boleyn, pewnej siebie Kleve czy nieco przewrotnie napisanej Howard zupełnie mi nie przeszkadzają, uważam, że strój perfekcyjnej królowej, Katarzyny Aragońskiej powinien się od nich różnić.

Ubierając ją jeszcze skąpiej niż Boleyn tracimy cały humor ze sceny, w której młodsza rywalka nazywa ją ‘ciotką’. Jeszcze gorzej prezentują się tylko świecące elementy kostiumów pojawiające się podczas “House of Holbein”, które choć pasują do niemieckiego techno użytego w piosence, są po prostu niesmaczne.

Scenografia Łukasza Błażejewskiego wygląda fenomenalnie. Ogromna podświetlana gwiazda z tyłu sceny została połączona z instalacją przywodzącą na myśl okno witrażowe, co bardzo pasuje do tematyki spektaklu. Z kolei ciekawy wizualnie tron, który szybko stał się symbolem krakowskiej realizacji nie raz i nie dwa zaskakuje widza. To powiedziawszy, zastanawia mnie zasadność tych niespodzianek, bo większość z nich, choć kreatywna, wydaje się w spektaklu całkowicie zbędna.

Wyżej wspomniana gwiazda została natomiast sprawnie wykorzystana przy planowaniu oświetlenia. Wojciech Wąs raz po raz podświetla ją na kolor odpowiedniej królowej, gdy ta przejmuje scenę na czas swojego numeru. Niestety nie jest to spójne. Gwiazda zbyt często przyjmuje zły kolor, burząc całą strukturę. Poza tym oświetlenie zostało rozplanowane perfekcyjnie, światła są dynamiczne, barwne i wyglądają naprawdę dobrze.

O tłumaczeniu Jacka Mikołajczyka pisałam już przy okazji recenzji “Six” w Teatrze Syrena. Realizacja krakowska wprowadziła do przekładu kosmetyczne zmiany, zmniejszając siłę niektórych przekleństw, dostosowując slang i zmieniając część żartów. Choć nie z wszystkimi modyfikacjami się zgadzam, muszę przyznać, że nowa wersja brzmi odrobinę bardziej naturalnie.

Niestety, to co zobaczyłam na scenie Teatru Variete nijak nie pasuje mi do wizji, którą roztaczała swego czasu reżyserka. Seksualizujące postaci kostiumy razem z wyzywającą choreografią czy sceną, gdy Anna Boleyn wydaje z siebie dość charakterystyczne jęki na kanapie, tworzą spektakl, w którym ostatnie co mi przychodzi do głowy to przepisywanie historii i oddawanie królowym godności, którą odebrał im Henryk. A jeśli dodamy do tego ośmieszanie każdej damy uwiecznionej na portretach Holbeina (poprzez pokazanie jej zeza czy skupienie się tylko na piersiach) powstanie musical, w którym walka między kobietami, wcale nie kończy się wtedy, gdy nakazuje libretto.

Podsumowując, krakowskie “Six” to spektakl, po którym widać znaczący budżet i dbałość wykonania. A jednocześnie, cały ten blichtr zdołał zasłonić część humoru i przesłania niesionego przez tekst źródłowy. I choć usłyszymy tu wiele fenomenalnych głosów, decyzje reżyserskie skutecznie odwracają uwagę od wysiłku aktorek i utrudniają im pracę.

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.  

oOo

Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych spektakli znajdziesz tutaj

Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.

A może masz ochotę postawić mi kawę?

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Komentarze

Popularne posty