“In The Heights” Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina

“In The Heights” Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina 

Libretto: Quiara Alegría Hudes 

Muzyka i słowa: Lin-Manuel Miranda 

Reżyseria i tłumaczenie: Jacek Mikołajczyk 

Choreografia: Jacek Wazelin 

Scenografia i kostiumy: Mateusz Karolczuk 

Przygotowanie wokalne: Agnieszka Piotrowska-Hajduk 

Występuja: Wojciech Bieleń, Natalia Kłodnicka, Karolina Kochańska, Alicja Wejer, Łukasz Czyż, Elżbieta Węgrzynowska, Karolina Kochańska, Ringo Todorović, Kamil Kruger, Alicja Dziurdziak, Anna Kowalewska, Stefan Andruszko, Mikołaj Kurtas, Antonina Grupińska, Krzysztof Omieczyński, Mateusz Stachowiak 

Tekst pisany na podstawie spektaklu z 24 czerwca 2025 

oOo 

Karnawał na Pradze

Niewiele jest musicali, które nieodmiennie napełniają mnie radością życia, jednocześnie pozwalając przeżyć katharsis, jednak “In the Heights” Lina-Manuela Mirandy niewątpliwie zalicza się do tego grona. To perfekcyjny letni musical, pełen pasji i młodzieńczej energii, tym bardziej więc cieszy fakt, że w jeszcze niedawno można go było obejrzeć w wykonaniu absolwentów Wydziału Wokalno-Aktorskiego Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina.

Usnavi (Wojciech Bieleń) razem z kuzynem Sonnym (Kamil Kruger) prowadzi odziedziczony po rodzicach sklep na Washington Heights, zamieszkałej przez mniejszość latynoską dzielnicy Nowego Jorku. Tymczasem obiekt jego westchnień, ambitna Vanessa (Alicja Wejer) marzy o ucieczce do centrum, a przyjaciel Benny (Łukasz Czyż) snuje plany wielkiej kariery. Lecz oto kończy się rok akademicki i do domu wraca Nina (Natalia Kłodnicka), pracowita studentka, która czuje na sobie ciężar oczekiwań całej społeczności.

Wojciech Bieleń wspaniale poradził sobie z oszałamiająco szybką partią Usnaviego, a nerwowa energia jaką nadał tej postaci dobrze oddaje usposobienie zabieganego sklepikarza. Włożył w tę rolę dość charyzmy, by dobrze się go oglądało, lecz pozostał wierny charakterowi postaci. Był też wręcz niesamowity ruchowo.

Alicja Wejer jako marząca o ucieczce ze złej sytuacji Vanessa wypadła niestety dość nierówno, fenomenalnie dając sobie radę z jedną sceną, by w kolejnej wydać się zbyt wyniosła i oschła. To powiedziawszy, była przy tym niewątpliwe świetna głosowo. Niestety, szczególnie na początku spektaklu, ciężko uwierzyć w jej uczucie do Usnaviego, szczególnie jeśli porównało się je z drugą parą musicalu.

Jestem zachwycona Natalią Kłodnicką w roli Niny, młodej dziewczyny, która mimo pokładanych w niej nadziei, wraca do domu zawiódłszy swoich bliskich. Kłodnicka dysponuje nie tylko anielskim głosem, ale i umiejętnościami, które czynią z jej Niny niezapomnianą kreację aktorską, pełną wrażliwości, rozpaczy, ale i młodzieńczego uroku. Zarówno “Breathe”, jak i “Everything I Know” były w jej wykonaniu po prostu wspaniałe.

Łukasz Czyż to świetny Benny: energiczny, pełny zapału, ale i gniewu chłopak, który w każdej scenie walczy o swoją pozycję w barrio i względy Niny. Jednak najlepiej wypadał w duecie z Kłodnicką, dzięki czemu ich wspólne sceny prezentowały się naprawdę cudownie, a tworząca się między ich postaciami chemia zapierała dech w piersiach, szczególnie pod koniec pierwszego aktu.

Mimo bardzo dobrego głosu, Elżbieta Węgrzynowska jako Abuela Claudia niezbyt przypomina staruszkę. Zabrakło zmiany sposobu poruszania się czy modulacji głosu i choć artystka brzmiała bardzo dobrze w swojej piosence solowej, a w każdą scenę z Usnavim i Niną włożyła ogrom ciepła, jej kreacja pozostawiała pewien niedosyt.

Karolina Kochańska brawurowo zmierzyła się z postacią Camili, a jej pełna frustracji partia “Enough” zrobiła na mnie ogromne wrażenie, szczególnie dzięki kontrastowi z wcześniejszym opanowaniem tej postaci. Ringo Todorović natomiast włożył w rolę Kevina więcej gniewu niż można by się spodziewać, co nie w każdej scenie przynosiło odpowiedni skutek. Wspaniale poradził sobie jednak ze swoim przepięknym solo “Inútil”.

Kamil Kruger to wspaniale charyzmatyczny, zabawny Sonny. Alicja Dziurdziak świetnie poradziła sobie z asertywną Danielą, a Anna Kowalewska dobrze towarzyszyła jej jako Carla. Stefan Andruszko bawił w każdej scenie jako Piragüero, zachwycając wyczuciem komediowym, a Mikołaj Kurtas wypadł bardzo dobrze jako zblazowany Graffiti Pete.

Nie oszukujmy się, po spektaklach dyplomowych nie spodziewamy się widowiskowej scenografii. Mimo to Mateusz Karolczuk postanowił stworzyć na scenie kawałek Washington Heights i podołał temu zadaniu. Co ciekawe, zagorzali fani Teatru Syrena mogli też dostrzec znajomy element. Wózek Piragüero grał już wcześniej tytułową rolę na scenie przy Litewskiej.

Przygotowane również przez Karolczuka kostiumy były wspaniale realistyczne, łącząc ponadczasowość ze sprawnym oddaniem pozycji społecznej i wieku każdej postaci. To ogromny atut, bez tego trudno by było odróżnić Abuelę Claudię od pozostałych bohaterów. W tym bowiem przypadku zawiodła charakteryzacja i gdyby nie ‘babciny’ kostium tylko tekst wskazywałby na różnicę pokoleniową.

Choreografia Jacka Wazelina najlepiej sprawdza się w scenach zbiorowych, choć przyznam, że mogłaby nieść w sobie więcej energii, szczególnie podczas wspaniałego utworu jakim jest “Carnaval del Barrio”. Z kolei scena w klubie jest zbyt chaotyczna, by dało się nadążyć za rozwojem sytuacji. Pochwały należą się za to za wspaniałe “When You’re Home” bo sensowne pokazanie przechadzki na niewielkiej scenie, bez zmian scenografii to prawdziwe wyzwanie.

Jednak moje serce podbił fenomenalnie zrealizowany finał pierwszego aktu, w którym perfekcyjnie wykorzystano rozkład audytorium i zagrano telefonicznymi latarkami zamiast teatralnego oświetlenia, by oddać chaos i przerażenie towarzyszące nagłej utracie prądu. To kreatywne podejście godne prawdziwych profesjonalistów.

Każdy kto choć raz słyszał efekty pracy Lina-Manuela Mirandy zdaje sobie sprawę, że poradzenie sobie z zabójczym tempem i mnogością znaczeń ukrytych w jego tekstach to nie byle jakie wyzwanie. Jacek Mikołajczyk stworzył tekst bardzo dynamiczny, świetnie oddający znaczenie oryginału i zachowujący element obcości wprowadzany przez liczne wtrącenia w trzecim języku. Co ciekawe, zapewne przez wzgląd na licencjodawcę zachowano starszą wersję tekstu, a w niej nawiązania do Donalda Trumpa, które usunięto z nowszej, filmowej.

Podsumowując, “In the Heights” w wykonaniu UMFC to dynamiczny, świetnie zrealizowany spektakl, dzięki któremu wiem już jakie nazwiska oglądać będziemy niedługo na afiszach. Żałuję tylko, że można go było zobaczyć tylko kilka razy, bo to realizacja godna wystawienia na deskach profesjonalnego teatru. 

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 

oOo

Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych spektakli znajdziesz tutaj

Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.

Komentarze

Popularne posty