"Dziewczyny jazzu" Teatr Syrena

Sing, Sing... czyli jazz w piwnicy

Spektakl: "Dziewczyny jazzu" Teatr Syrena

Scenariusz i reżyseria: Iza Natasza Czapska

Kierownictwo muzyczne: Tomasz Filipczak

Reżyseria światła: Gustaw Trzciński

Kostiumy: Paulina Huczyńska

Przestrzeń: Zuzanna Miladinović

Występują: Monika Mariotti, Justyna Gajczak, Izabela Perez

Tekst pisany na podstawie spektaklu z 27 lutego 2024

oOo

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że to nie będzie typowa recenzja, bo i „Dziewczyny jazzu nie są typowym spektaklem. To druga odsłona projektu „Mikromusical” realizowanego przez Teatr Syrena. To przeniesienie na polski grunt praktyki prosto ze Stanów Zjednoczonych, gdzie sztuka teatralna prezentowana jest widowni, by ocenić jej potencjał.

Bohaterkami „Dziewczyn jazzu” są trzy wspaniałe kobiety, które trafiły do powojennej Warszawy z różnych stron świata: Carmen Moreno (Monika Mariotti), Jeanne Johnstone (Justyna Gajczak) i Elizabeth Charles (Izabela Perez). Panie spotykają się w kawiarni i tam zastaje je zakaz słuchania jazzu wydany przez partię. To nie pierwszy raz, gdy Teatr Syrena bierze na tapet postaci historyczne, a poprzednie produkcje napełniają mnie optymizmem co do przyszłości i tego spektaklu. Jednakże, choć to bardzo ciekawy okres, nie jestem pewna czy da się na tym zbudować pełnoprawny musical. Bo niestety na ten moment „Dziewczyny jazzu” są po prostu za krótkie i zbyt pośpiesznie przebiegają po życiorysach swych nietypowych bohaterek.

To powiedziawszy, wszystkie panie zostały zagrane przez bardzo charyzmatyczne aktorki, które świetnie sobie poradziły zarówno aktorsko jak i muzycznie. Mam jednak wrażenie, że dano im za mało do zrobienia. Sztuce wyszłoby na dobre zagłębienie się w historię każdej z bohaterek i bardziej szczegółowe pokazanie relacji między nimi.

Jeśli chodzi o muzykę, to w spektaklu wykorzystano jazzowe klasyki z tego okresu, piosenki, które bohaterki z pewnością znały i śpiewały. To świetny sposób na stworzenie atmosfery i przeniesienie Bistra Syrena do lat czterdziestych. Cała sala świetnie się bawiła słuchając brawurowych, pełnych energii wykonań. Tyle tylko, że na atmosferze i dobrej zabawie wkład piosenek się kończy. Nie popychają fabuły do przodu i gdyby ich nie było narracja zbytnio by nie ucierpiała. Mam nadzieję, że przed oficjalną premierą powstaną oryginalne utwory, które powiedziałyby nam więcej o bohaterkach, jednocześnie zachowując jazzowy styl. W całym spektaklu najwięcej dowiedzieliśmy się o postaciach z narracji prowadzonej w ojczystym języku każdej z nich, z napisami wyświetlanymi na ekranie. W pełnoprawnym musicalu te momenty byłyby piosenkami i ich brak dało się odczuć.

 „Dziewczyny jazzu” to spektakl mocno osadzony w realiach wczesnego PRLu, co ma swoje odbicie w kostiumach i scenografii. Bohaterki i muzycy wyglądają jak wyjęte z podręcznika do historii, a połamane płyty winylowe zalegając na scenie sprawiają, że widz całkowicie rozumie ich irytację, gdy zdają sobie sprawę jakie bezpośrednie konsekwencje ma dla nich rządowy zakaz.

Bardzo mi się za to podobało zastosowanie uderzeń młotkiem jako przerywnika. Otóż przedstawiciel władz jest cały czas obecny na scenie, a jego jedynym zadaniem jest uderzanie młotkiem w płyty gramofonowe w kluczowych momentach spektaklu, całkowicie zmieniając wydźwięk sceny, wyrywając postaci i widownię z zamyślenia i przypominając im o wiecznym nadzorze jaki ma nad nimi państwo.

Jak na mój gust „Dziewczyny jazzu” świetnie pasują do Bistra Syrena. Aktorki wchodząc na scenę witają się z widownią jak ze starymi znajomymi, co tworzy niepowtarzalną atmosfer w połączeniu z ich interakcjami z akompaniującymi im muzykami. Całokształt daje widzom poczucie, że na to kilkadziesiąt minut cofnęli się w czasie i sami uczestniczyli w zakazanej sesji słuchania jazzu.

Ciężko jest oceniać „Dziewczyny jazzu” jeśli ma się świadomość jak krótko trwały prace i że to de facto nie ostateczna wersja musicalu. Jestem pełna podziwu dla całego zespołu kreatywnego odpowiedzialnego za ten projekt, wszyscy wykonali kawał świetnej roboty i to w tak krótkim czasie. Stworzyli spektakl rozrywkowy, ale i pełen prawdziwych emocji. Nie jestem pewna jak dokładnie Teatr Syrena zamierza ocenić reakcje publiczności, ale moim zdaniem „Dziewczyny jazzu” to sztuka z potencjałem i na pewno będę obserwować dalsze prace nad tym tytułem.

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.

Komentarze

Popularne posty