„Maleficjum” Marcin Mortka
Pod słońcem Malty
Choć za oknem deszcze i zimny wiatr, dzięki „Maleficjum” Marcina Mortki spędziłam ostatnie kilka dni na upalnej Malcie, czując gorąc śródziemnomorskiego powietrza, wdychając zapach kwiatów i słuchając cykad. Mniejsza, że w rzeczywistości nie ruszyłam się ze swojej kanapy.
Młody joannita, Bruno Calazzo stacjonuje na Malcie, gdzie codziennie mierzy się z niechęcią innych zakonników i posądzeniami o bycie synem wiedźmy. Gdy wyspę atakują Turcy, a ich generał zdaje się znać ojca Bruna lepiej niż on sam, rycerz wyrusza w niebezpieczną podróż, która pomoże mu odkryć prawdę i poznać prawdziwe znaczenie słowa przyjaźń. Młodzieniec będzie się jednak musiał zmierzyć z siłami zła.
Bruno jest jedną z moich ulubionych postaci stworzonych przez Marcina Mortkę. Niezwykle odważny, zagubiony młody rycerz, który wciąż szuka swojego miejsca na ziemi i stale pakuje się w kłopoty przez swoje porywcze usposobienie to nie tylko świetny bohater awanturniczej powieści, ale i ktoś kto wypada bardzo prawdziwie. A jego tendencja do mówienia tego co mu ślina na język przyniesie, doprowadza do najzabawniejszych scen w książce.
Zaryzykuję stwierdzenie, że powieść ma dwóch głównych bohaterów. Pierwszym jest oczywiście Bruno. Drugi to Malta. Każde zdanie to przejaw miłości jaką autor darzy wyspy, a także jego szczegółowej wiedzy o jej geografii i historii. Dzięki realistycznym opisom możemy ją poczuć i mieć wrażenie, że podróżujemy po niej razem z bohaterami. Ale „Maleficjum” nie jest tylko książką historyczną, to powieść w której pojawiają się elementy nadnaturalne, a fabułę napędzają tytułowe maleficja.
Drugi plan zaludniają postaci równie interesujące co Bruno. Posiadający tajemnicze zdolności, gadatliwy Hugo, który daje same dobre rady, a także niezwykle charyzmatyczny choć bardzo roztrzepany Claude, co wiecznie zmienia zawody, nie tylko szybko zdobywają sympatię czytelnika, ale i idealnie pasują do porywczego Bruna. Ich interakcje i rodząca się między nimi przyjaźń to duża zaleta powieści.
To powiedziawszy, jestem zachwycona intrygą „Maleficjum”. Wciągająca i ciekawie poprowadzona historia sprawiła, że nie chciałam odłożyć książki choćby na moment. Choć byłam w stanie przewidzieć część rozwiązania, pojawiły się też elementy całkowicie zaskakujące.
Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić to tylko do prowadzenia postaci drugoplanowych. Choć łatwo je polubić, po przeczytaniu pierwszego tomu, wciąż wiem o nich stanowczo za mało. Szczególnie Soave, która na stałe pojawia się w fabule dopiero pod sam koniec „Maleficjum”. Mam jednak nadzieję, że Mortka rozwinie jej wątek, a także historie Hugona i Claude’a w kolejnych częściach.
„Maleficjum” Marcina Mortki to wciągająca, pełna akcji książka umiejscowiona w fascynujących realiach historycznej Malty. Zawiera wszystko to co najważniejsze w powieści awanturniczej: ciekawych bohaterów, przygody, magię i tajemnice, których rozwikłania nie można się doczekać. Na szczęście drugi tom jest już na rynku, bo nie wyobrażam sobie czekania na dalszy ciąg.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 4 / 5





Komentarze
Prześlij komentarz