“Yellowface” Rebecca F. Kuang


Rzecz o subiektywnym spojrzeniu

Pojęcie blackface odnosi się do częstej na początku dwudziestego wieku praktyki malowania białych aktorów na czarno w celach „humorystycznych”. Z pewnością nawiązujący do niej tytuł najnowszej książki Rebeki Kuang nie wziął się znikąd.  

"Yellowface" opowiada historię June, młodej pisarki, której debiut nie osiągnął wymarzonego sukcesu. To tym bardziej bolesne, że bliska znajoma i rówieśniczka June, Athena to jedna z najbardziej znanych pisarek młodego pokolenia. Gdy jednak umiera na skutek tragicznego wypadku niedługo po ukończeniu swojej najnowszej powieści, a rękopis trafia w ręce June, ta postanawia dokończyć pracę nad książką. Wyzwanie pisarskie, szybko przeradza się w coś znacznie poważniejszego, co zaprowadzi June na szczyt branży, ale i przyniesie jej zgubę. 

Jak widać w swojej najnowszej książce Kuang sięgnęła po tematykę rynku wydawniczego i rasy, w których z pewnością czuje się jak ryba w wodzie. Oczywiście nie nam czytelnikom oceniać na ile przedstawiona w książce, przerażająco cyniczna wizja branży pokrywa się z rzeczywistością. 

Choć w powieści tak naprawdę niewiele się dzieje (autorka ze szczegółami opisuje mozolną pracę nad książką, wielomiesięczny proces przygotowań do publikacji i późniejszej promocji), ciężko się od niej oderwać. Narracja ma w sobie swoisty magnetyzm. Choć od początku spodziewamy się zakończenia, obserwowanie jak bohaterka coraz bardziej się pogrąża, przynosi niesamowitą satysfakcję. 

Wielu czytelników nie przepada za narracją pierwszoplanową1. Są jednak takie książki, w tym i „Yellowface”, które tylko zyskują na jej wykorzystaniu. To właśnie wgląd we wszystkie, nawet najbardziej intymne odczucia June czyni powieść tak niesamowitą. Mówi się, że czytelnikowi ciężko znielubić postać, przez której oczy poznaje świat przedstawiony. Kuang mistrzowsko bawi się tym założeniem. Zaczynamy lekturę utożsamiając się z June i wierząc w każde jej słowo, lecz z biegiem czasu nasze zdanie powoli się zmienia aż orientujemy się, że wprowadzono nas w błąd. 

To powiedziawszy, sama June jest szalenie ciekawą postacią. Czytając streszczenie można się spodziewać, że kobieta, która zrobiła karierę na kradzieży własności intelektualnej tragicznie zmarłej przyjaciółki, to prawdziwy potwór. Nic bardziej mylnego. Nawet, gdy wydarzenia odzierają nas z sympatii do głównej bohaterki, pozostaje świadomość, że to nie oderwany od rzeczywistości złoczyńca, lecz postać uderzająco podobna do każdego z nas: zwykłych ludzi, którzy uważają, że ich podejście do świata jest całkowicie usprawiedliwione, a wszyscy dookoła się na nich uwzięli.  

Książka porusza też temat zawłaszczenia kulturowego, pokazując białą autorkę, która przejmując książkę przyjaciółki, dokańcza ją bez świadomości kontekstu kulturowego czy więzi emocjonalnej z tematem, tym samym pozbawiając powieść dokładnie tych samych cech, które początkowo ją zafascynowały. Powieść krytykuje też branżę za upraszczanie niezwykłych tekstów, by uczynić je łatwiejszymi do zrozumienia i polubienia przez amerykańskich odbiorców, nawet jeśli nowa wersja przekłamuje historię. Podnosi także dyskusję między dwoma nurtami widocznymi też w tłumaczeniu: czy przybliżamy czytelnika do książki, zmuszając go do wyjścia poza strefę komfortu, czy też przybliżamy książkę do widza.  

W powieści dużą rolę odgrywa też rasizm. Ten codzienny, często ukryty, a może nawet nieświadomy, jak chociażby dziwienie się, że matka Atheny tak dobrze mówi po angielsku, choć przecież spędziła w USA jakieś 30 lat. Wybieranie jednego autora z danego kręgu kulturowego i odrzucanie pozostałych. Książka roi się od mniej lub bardziej oczywistych przykładów, które mogą szokować i skłonić do refleksji. 

Na koniec chciałabym zauważyć, że gdy po raz pierwszy bierze się "Yellowface" do ręki zdumiewa dość niecodzienny projekt okładki, z naniesionymi czerwonym pisakiem poprawkami edytorskimi i komentarzami. Im jednak dalej w lekturę tym ten zamysł staje się coraz bardziej sensowny, aż dochodzi się do wniosku, że to jedna z najciekawszych szat graficznych na rynku. 

Podsumowując, “Yellowface” to jedna z najlepszych książek jakie kiedykolwiek czytałam. Powieść wciągająca i nieoczywista, poruszająca trudne problemy w sposób, który zrozumie nawet osoba, która na co dzień widuje je tylko w internecie. Będę ją polecać każdemu, bez wyjątku.  

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 5 / 5

oOo

Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych książek i komiksów znajdziesz tutaj.

Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie. 

Komentarze

Popularne posty