„Diabelski Młyn” Aneta Jadowska
Diabelski Młyn i inne sidequesty
Trzeci tom serii Nikity przypomina mi scenariusz gry komputerowej. Jest główna oś fabuły, która zostaję zarysowana na samym początku. Zaraz jednak okazuje się, że by podjąć zadanie z głównej osi fabuły bohaterowie potrzebują czyjejś pomocy (tu Cygański Książę znany też jaki CK). Pomocy tej jednak nie otrzymają, jeśli czegoś dla niego nie zrobią (tu uruchomienie Lunaparku i Diabelskiego Młyna). Po drodze pojawiają się też misję poboczne zlecone Nikicie i Robinowi przez postaci trzecioplanowe. To wszystko sprawia, że to co z początku wydawało się głównym tematem książki i co wprowadzane było od pierwszego tomu (odkrycie prawdziwego pochodzenia Robina) zajmuje koło 70 stron tej prawie 400 stronicowej książki. Sama tajemnica może 2.
Mam wrażenie, że Aneta Jadowska nie potrafi pisać serii. W Nikicie, tak samo jak w serii o Dorze Wilk, pierwszy tom podobał mi się najbardziej. Następne coraz bardziej obniżają poziom do tego stopnia, że po kilku tygodniach za nic w świecie nie można sobie przypomnieć fabuły. To tak jakby na pierwszy tom miała pomysł, a kolejne pisała już z przymusu, z obowiązku odhaczając kolejne punkty konieczne do zamknięcia wątków.
Ciekawym zabiegiem jest tu wprowadzenie punktu widzenia Robina. W dwóch poprzednich książkach Nikita była jedyną narratorką, tym razem możemy też posłuchać co dzieje się w głowie jej partnera. I szczerze powiedziawszy nie dowiadujemy się wiele. Robin jest dokładnie tak miły i prostoduszny jak wynika z relacji Nikity, a większość wydarzeń, na które patrzymy jego oczami, szczególnie z pierwszej połowy książki, mógłby streścić Nikicie w kilku zdaniach. To sprawia, że zastanawiam się po co w ogóle jego rozdziały znalazły się w książce. Czyta się je miło, bo Robin to po prostu fajny facet, ale nie pełnią za dużej roli. Wrażenie jest trochę takie jakby czytało się fanfika napisanego przez autorkę i dodanego do książki.
Wątek Nikity i berserka dochodzących do porozumienia zostaje rozwiązany stanowczo za szybko I po łebkach. Wydaje się też wtórny, bo przecież w poprzednim tomie też pracowali nad nawiązaniem współpracy. Szczerze powiedziawszy, żeby to poprzedni tom zarysował początki relacji rozwijanej tutaj, a „Diabelski Młyn” tylko go pogłębiał. I nie rozwiązywał ostatecznie, bo dochodzenie do ładu z istotą, którą jeszcze niedawno uważało się za potwora powinno zająć miesiące, może lata, a nie kilka dni.
Podobał mi się za to wątek Kosmy i to jak był rozwijany w poprzednich tomach, by tu dojść do swojej kulminacji. Trochę tylko szkoda, że wszystko rozegrało się z boku i zarówno Nikita, jak i czytelnik tylko o tym usłyszał w rozmowie. Była szansa dodać mocną emocjonalną scenę między rodzeństwem, ale jak raz jakaś scena przydałaby się z punktu widzenia Nikity, to właśnie autorka wybrała inne wyjście. Kosma jest w ogóle najbardziej pokrzywdzoną osobą w tych książkach i jak na mój gust zasługuje na największe współczucie.
Idąc dalej, może to ja jestem przewrażliwiona, a może społeczeństwo Niespokojnych szyte jest tak grubymi nićmi, że aż głowa boli. To koczowniczy lud przemierzający Bezdroża w rządzonych drakońskimi prawami taborach. Dzieci są porzucane na drodze, bo za dużo jedzą i ściągają niebezpieczeństwa, kobiety uważane za nieczyste i porywane, żeby przemocą zmuszać je do ślubu. Tabor Cygańskiego Księcia, znajomego Nikity jest po prawdzie bardziej postępowy, przygarnia wszystkie sieroty i bierze w obronę staruszków, a sam przywódca ceni kobiety i powierza im ważne stanowiska… jednocześnie odstraszając od nich innych mężczyzn i uznając je za swoją własność.
Może by mnie to nawet nie irytowało (w końcu autorka ma prawo wprowadzać tego typu postaci do swojej książki i nie każdy musi być kryształowy) gdyby nie używała przy tym słów ‘tabor’ i ‘Cygański Książę’ i nie odwoływała się w ten sposób do istniejącej grupy etnicznej, która i tak okryta jest złą sławą i o której istnieje masa krzywdzących stereotypów. Im dalej się zastanawiałam pisząc ten tekst, tym więcej irytujących rzeczy do opisania znajdowałam. I tak z książki, która w miarę przyjemnie mi się czytało i która wielokrotnie wywołała u mnie uśmiech wyszedł tekst dość niepochlebny i równie niepochlebna ocena. Wychodzi na to, że książki Jadowskiej czyta się na zasadzie: “a teraz szybko zanim do mnie dotrze, że to bez sensu”.
Cieszę się, że seria Nikity oficjalnie kończy się na trzecim tomie. Nie zdążyła mnie tak zdenerwować jak heksalogia Dory Wilk, przy której to czwarty tom ostatecznie mnie zniechęcił. Bohaterka też nie dała rady dotrzeć do takiego poziomu zajebistości jak Dora, choć była na dobrej drodze, skoro bóstwa ze skandynawskiego panteonu zapraszają ją do siebie na podwieczorki i upewniają się, że nic jej się nie stanie, nawet jeśli z głupoty zrobi komuś niewyobrażalną krzywdę.
Podsumowując, trzeci tom Nikity czytało się względnie łatwo i dość przyjemnie, ważne tylko by za długo się nad nimi nie zastanawiać. Sceny akcji, jak już się pojawiają, są sprawnie napisane i bardzo dynamiczne, a narracja Jadowskiej nie traci humorystycznego wydźwięku. Robin jest postacią wspaniałą, a jego relacja z Heniem to jedna z większych zalet tej książki. Nikita pod koniec tomu trzeciego jest zupełnie inną osobą niż na początku pierwszego i akurat ta przemiana się autorce udała, szczególnie, że w głębi serca Nikita pozostała Nikitą. Nie zamierza porzucać awanturniczego życia, nie doznała też całkowitego przeszczepu osobowości. Po prostu wielu rzeczy się nauczyła i choć wolałabym, by niektóre z tych procesów pozostały niesfinalizowane pod koniec książki, sama ewolucja postaci została przedstawiona sensownie. Niestety, masa wątków pobocznych, które rozpraszają od głównej osi fabuły i potraktowanie jej po macoszemu sprawiają, że książka jest gorsza od poprzedniczek.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 2 / 5





Komentarze
Prześlij komentarz