"Heathers” Teatr Syrena
Raz, dwa, trzy... giniesz ty
Spektakl: "Heathers”
Premiera: 7 września
Libretto, muzyka, słowa: Laurence O'Keefe, Kevin Murphy
Reżyseria: Agnieszka Płoszajska
Scenografia i kostiumy: Anna Chadaj
Choreografia: Michał Cyran
Tłumaczenie: Jacek Mikołajczyk
Występują: Natalia Kujawa, Małgorzata Majerska, Aleksandra Gotowicka, Karolina Gwóźdź, Joanna Gorzała, Patrycja Jurek, Maciej M. Tomaszewski, Bartosz Łyczek, Karol Ledwosiński, Jędrzej Czerwonogrodzki, Stefan Andruszko, Marta Burdynowicz, Klaudia Kuchtyk, Krystian Embradora, Jakub Cendrowski, Klaudia Duda, Michał Konarski, Agnieszka Rose, Beatrycze Łukaszewska, Albert Osik, Dominika Łysakowska, Marta Skrzypczyńska, Dominik Ochociński
Tekst pisany na podstawie spektaklu z 15 września 2024
oOo
Film “Heathers”, przetłumaczony na język polski jako “Śmiertelne zauroczenie” ukazał się w 1989 roku i choć okazał się klapą finansową, szybko zyskał oddanych fanów na całym świecie. Nic więc dziwnego, że na przestrzeni ostatnich trzydziestu sześciu lat doczekał się serialowego remake'u i adaptacji musicalowej, której realizację można od początku września oglądać w stołecznym Teatrze Syrena.
Nastoletnia Veronica (Natalia Kujawa) razem z przyjaciółką Martą (Marta Burdynowicz) próbuje przetrwać liceum. Skutkiem zbiegu okoliczności zaskarbia sobie sympatie najpopularniejszych dziewczyn w szkole: Heather Chandler (Aleksandra Gotowicka), Heather Duke (Joanna Gorzała) i Heather McNamary (Patrycja Jurek), które pozwalają jej dołączyć do swojej kliki. Lecz gdy w mieście pojawia się nowy uczeń, JD (Bartosz Łyczek), a Veronica podpada królowej pszczół, sytuacja zaczyna przyjmować niebezpieczny obrót. Jedno jest pewne, trup będzie słał się gęsto.
Natalia Kujawa w roli Veroniki zachwyca rockowym głosem, szczególne w utworze "Mówię nie". Po prawdzie w jej wykonaniu idealistyczna marzycielka z początku pierwszego aktu wypada nieco zbyt nierealistycznie, ale im bardziej jej postać dorasta, tym lepiej wypada Kujawa, by w reszcie olśnić widza pod koniec drugiego aktu.
Bartosz Łyczek w roli JD niepokoi od pierwszej sceny, idealnie wcielając się w badboya rodem z fantazji wielu nastolatek, by potem z każdą sceną pokazywać coraz bardziej przerażające oblicze swojej postaci. Sprawnie chwyta za serce opowiadając swoją historię i potrafi płynnie przeskoczyć od troskliwego chłopaka do potwora.
Aleksandra Gotowicka jako Heather Chandler wypada wprost perfekcyjnie, kradnąc każdą scenę, w której się pojawia. Gotowicka nie gra Chandler, ona się nią staje, zmieniając wszystko począwszy od tonu głosu, czy to jak się porusza. To nie tylko królowa szkoły, ale i sceny, niesamowicie władcza i przerażająca, ale i zachwycająca.
Ale to Joanna Gorzała jako Heather Duke wywołuje największe emocje. Powoduje nią frustracja i marzenie o wyjściu z cienia bardziej wpływowej koleżanki, a gdy w końcu zajmuje jej miejsce, upaja się władzą, całkiem jak Chandler. Gorzała wypada tu bardzo przekonywująco, a jej piosenka to prawdziwa petarda.
Patrycja Jurek ma chyba najtrudniejsze zadanie z całej obsady, bo zależnie od potrzeb wciela się w każdą z Heathers. Ja miałam przyjemność oglądać ją jako Heather McNamarę. Z całej grupy, to właśnie ją najprościej zrozumieć i polubić, szczególnie, że Jurek podchodzi do tej roli z ogromnym urokiem i delikatnością. Zachwyca też jej rozdzierająca “Szalupa”.
Marta Burdynowicz jako Marta zachowuje niesamowitą pogodę ducha, nawet w sytuacjach, które do tego nie skłaniają. Tym mocniej wybrzmiewa scena, w której nawet ona nie może się silić na optymizm. Nie będzie też zaskoczeniem, że śpiewa swoją solowa piosenka z typowym dla siebie mistrzostwem.
Karol Ledwosiński i Jędrzej Czerwonogrodzki wypadają cudownie obrzydliwie jako Kurt i Ram, a wspaniałe kreacje Alberta Osik i Michała Konarski jako ich ojców rzucają nieco światła na zachowanie synów. Natomiast Beatrycze Łukaszewska w roli pani Fleming bawi w każdej scenie.
Stanowiąca centrum scenografii metalowa krata bez wątpienia przypomni polskiemu widzowi szkolne lata, a jednocześnie w zestawieniu ze stylizowanymi na trybuny schodami, przywiedzie na myśl ogrodzenia amerykańskich boisk. Ogromne wrażenie robią zmieniające kolor ledy, co w tak skupionym na kolorach spektaklu, po prostu nie może być przypadkowe. Genialnym rozwiązaniem jest też hamak, który, choć z początku wzbudził moje obawy o bezpieczeństwo aktorów, idealnie spełnia swoje zadanie.
Kostiumy budziły ogromne zainteresowanie i niepokój fanów od samego początku. Niepotrzebnie. Anna Chadaj zaproponowała nowoczesne spojrzenie na ikoniczne stroje bohaterów, jednocześnie zachowując ducha lat 80. Zniknął po prawdzie prochowiec JD, ale zastępująca go skórzana kurtka, bardzo dobrze oddaje charakter postaci. Natomiast dżinsowy komplet Veroniki natychmiast przywodzi na myśl modę z dawnych lat. Co ciekawe, gdzie inne produkcje odróżniają Heathers głównie kolorami, Syrena dała każdej z nich inny kostium. Heather McNamara nosi typowy dla cheerleaderek sweter, Heather Duke ma pod marynarką krótki top i tylko Heather Chandler zachowała charakterystyczną spódniczką i marynarkę.
W choreografii Michała Cyrana widać inspirację układami cheerleaderek, co idealnie wpisuje się w konwencję. To niesamowite jak udało się stworzyć tak energetyczne i widowiskowe sceny zbiorowe przy dość niewielkim zespole aktorsko tanecznym. Nie mówiąc już o ciekwym wykorzystaniu rekwizytów i scenografii.
W "Heathers" Jacek Mikołajczyk ponownie zmierzył się z tekstem pełnym nawiązań do popkultury, slangu i co gorsza ikonicznych cytatów znanych fanom filmu. Nie dało się uniknąć kulturowej adaptacji, więc "Princess Bride" nie bez powodu zmieniło się w "Dirty Dancing", a “pep rally” w “mecz". Typowe dla tego tłumacza anglicyzmy, tu nie przeszkadzają aż tak, głównie dlatego, że wprawnie naśladują slang młodego pokolenia. Trzeba też pochwalić kreatywność polskiego tłumaczenia. I nie chodzi tu tylko o obłędne rymy w "Nie dziękuj" czy genialne gry słowne w "Ubóstwiam cię". “Dead Girl Walking” jako “Dziewczyna Zombie” to skojarzenie, które nigdy nie przyszłoby mi do głowy, ale po fakcje wydaje się wręcz oczywiste.
"Heathers" to przedziwne połączenie czarnej komedii z bardzo mądrym spektaklem o odrzuceniu i presji rówieśniczej. Zapewni nie tylko rozrywkę (a widz bawi się naprawdę niesamowicie), ale i temat do przemyśleń. Dzięki świetnym kreacjom aktorskim, świetnej muzyce i brawurowej realizacji z pewnością zapisze się w historii Teatru Syrena. Ja natomiast będę ponownie polować na bilety.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
Komentarze
Prześlij komentarz