"Cztery pory magii" Różni
Bo do (tego) tanga trzeba czterech
Szykując antologię należy dobrze dobrać nie tylko tematykę, ale i osoby autorskie publikowanych tekstów. W przypadku “Czterech pór magii” padło na cztery pisarki o ogromnym doświadczeniu, znane z inteligentnych, przemyślanych tekstów umieszczonych w świecie bliźniaczo podobnym do naszego, choć nieco bardziej magicznym.
Cicha Woda (Milena Wójtowicz)
Milena Wójtowicz opowiada ponadczasową historię panny młodej, która ma problem z rodziną swojego przyszłego ślubnego i wspierającej ją organizatorki wesela. A że wyżej wspomniana rodzina to wije, które postanawiają pozbyć się wybranki krewnego, a organizatorka nie zawaha się przed niczym, by doprowadzić młodą parę do ołtarza, ceremonia zapowiada się morderczo.
Największą zaletą opowiadania Wójtowicz jest fenomenalny pomysł na fabułę połączony z fascynującą budową świata przedstawionego. Autorka osadziła opowiadanie w uniwersum, z którego już wcześniej korzystała i widać, że sprawnie się po nim porusza. Jednocześnie nie wymaga od czytelnika znajomości swojej twórczości.
Bohaterki są interesujące, intryga wciągająca i bardzo życiowa (choć szyta nieco zbyt grubymi nićmi), więc byłabym naprawdę zachwycona, gdyby nie zgrzytał mi styl jakim zostało napisane opowiadanie. Autorka rozpaczliwie unika powtórzeń, sięgając w tym celu po oklepane epitety, a niektóre zdania wypadają nieco zbyt koślawo, by dało się do przykryć świetnym przecież, abstrakcyjnym humorem.
Żar i wicher (Magdalena Kubasiewicz)
Wiekowa, acz młodo wyglądająca czarownica Sara podróżuje z latawcem Boreaszem, potężnym powietrznym bytem o złej sławie, a na ich ścieżce staje pewna południca i tajemnica ukryta w idyllicznej zdawać by się mogło wiosce.
Tekst Magdaleny Kubasiewicz to literacka uczta. Pisarka ma barwny, kunsztowny styl, co podkreśla świetny wybór lektora czytającego audiobooka. Autorka stwarza realistyczny obraz wsi w środku lata. Czujemy palące słońce i wyczerpanie bohaterki, frustrujemy się razem z nią, gdy coś idzie nie po jej myśli. I ogarnia nas ta sama wściekłość, gdy czytamy o niesprawiedliwości.
Fascynują mnie też zasady magii obowiązujące w jej uniwersum i chętnie poczytałabym jeszcze tej alternatywnej wizji świata, a której czary nigdy nie zostały zakazane. Intrygują też inteligentne nawiązania do polskiej literatury takiej jak “Balladyna” czy “Chłopi”. W porównaniu z poprzednim opowiadaniem to wybrzmiewa też znacznie dojrzalej i mroczniej.
Listopadowe dzieci (Aneta Jadowska)
Zaczynam dochodzić do wniosku, że Aneta Jadowska tak upodobała sobie Dorę Wilk, że wszystkie pisane przez nią opowiadania po prostu muszą dotyczyć rudowłosej wiedźmy-policjantki. Na szczęście, tym razem miała pomysł na intrygę kryminalną, więc mogłam przypomnieć sobie co zachwyciło mnie w pierwszym tomie heksalogii.
Niestety, choć z początku prowadzona przez Dorę sprawa wydaje się skomplikowana i nieoczywista, autorka szybko ucina niektóre tropy, drastycznie wszystko upraszczając i pozbawiając czytelnika dylematów.
Podobnym lenistwem wykazuje się w wątku Mirona i Salci, których najpierw odsyła na kilka tygodni, by zapewnić Dorze swobodę działania, by zaraz ściągnąć z powrotem po kilku zaledwie dniach, gdy stają się potrzebni do wspólnego świętowania.
Doceniam za to słodko-gorzkie zakończenie opowiadania, dzięki któremu historia staje się nieco bardziej realistyczna, zamiast skręcać na całkiem cukierkowe tory. To powiedziawszy nie polecam "Listopadowych dzieci” czytelnikom, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z Dorą Wilk, choć sama sprawa nie powinna stanowić problemu wątki poboczne mogą się okazać niemożliwe do zrozumienia.
Jak długo trawi lew (Marta Kisiel)
Przyznam, że spośród wszystkich autorek tej antologii Martę Kisiel lubię najbardziej, a napisane przez nią opowiadanie perfekcyjnie pasuje do jej pozostałych książek. Poznajemy trzy przyjaciółki: Tomirę, Kirę i Filomenę, które połączone wspólną tajemnicą i wieloletnią znajomością postanawiają upozorować śmierć Tomiry, dla dobra jej samej i jej przytłoczonego życiem męża, Hubercika.
U Kisiel zachwyca jak zawsze lekki, humorystyczny styl, dzięki któremu nawet najbardziej prozaiczne czynności stają się zabawne. Fabuła zaskakuje od pierwszej sceny, zarówno swym absurdem jak i szalenie życiowym podejściem do zdawać by się mogło zupełnie nierealistycznych sytuacji. Urzeka też szczątkowe, lecz bardzo ciekawe budowanie świata, w którym to co zwyczajne miesza się z tym co magiczne.
Niestety, mam też dwa zastrzeżenia. Po pierwsze, zastanawia mnie, dlaczego Hubercik jest kolejnym (po Andrzeju Trawnym) mężem w tekście Kisiel, który sam w sobie nie jest w stanie podjąć ani jednej sensownej decyzji czy poradzić sobie z przeciwnościami. Po drugie, odrobinę razi mnie dość oklepany wątek wprowadzenia znajomych Hubercika jako potencjalnych partnerów dla koleżanek Tomiry.
Podsumowanie
Niestety “Cztery Pory Magii” to nierówna antologia, zawierająca zarówno teksty bardzo ciekawe, lecz pozostawiające wiele do życzenia w kwestii stylistycznej, jak i opowiadania o fenomenalnym warsztacie, które jednak zawodzą fabularnie. Choć wszystkich słuchało mi się naprawdę dobrze, raczej nie będę do nich wracać i poważnie się zastanowię, czy sięgać po twórczość niektórych autorek.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 3 / 5 za całokształt.
Komentarze
Prześlij komentarz