"Dola i Los" Marcin Mortka
Tam dom twój, gdzie serce twoje
Każda szanująca się seria dąży do kulminacji. Marcin Mortka rozpoczął sagę o Kociołku od luźno związanych ze sobą przygód, które zabierały bohaterów w różne lokacje i stawiały im naprzeciw coraz to nowych wrogów. Jednak już od czwartego tomu nad Doliną wisi widmo wojny, które w “Doli i Losie” staje się jak najbardziej namacalne.
Zbliża się wiosna, a wraz z nią niechybny najazd wojsk księżny Nelii, najemników z Krzemyku i oddziałów Złego. Kociołek bierze na siebie obowiązek pogodzenia księcia Stefana z jego młodszym bratem Nikodemem i wyrusza na niebezpieczną misję wojenno-dyplomatyczną. Pozostawiona w Dymie Sara musi nie tylko zaopiekować się ściągającymi do karczmy oddziałami zjednoczonych sił Doliny, ale też stawić czoła Złemu. Na szczęście bohaterów chronią zarówno Dola jak i Los, którzy szczególnie upodobali sobie drużynę do zadań specjalnych.
Szósty tom serii o Kociołku jest z pewnością przełomowy, nie tylko dlatego, że do Doliny przybywa prawdziwa wojna, lecz i przez wzgląd na postaci, które podejmują wiekopomne decyzje. Niebezpieczeństwo zmusza Urgo do poradzenia sobie z poczuciem winy, Gramm odnajduje coś czego nie szukał, lecz czego zawsze pragnął w tajemnicy, a Salia z każdym rozdziałem staje się coraz bardziej dorosła.
Mortka ponownie zmaga się z poważnymi tematami takimi jak wojna i ciągłe życie w strachu. Na przykładzie Sary pokazuje, że wyparcie w niczym nie pomaga. Zaznacza też, że każdy inaczej radzi sobie z trudnymi sytuacjami, a wsparcie bliskich daje ogromną siłę. Porusza też temat odpowiedzialności za opuszczenie rodziny i to, że przyjście z odsieczą nie oznacza natychmiastowego wybaczenia. Co więcej, ku mojej radości, z tomu na tom rośnie rola kobiet i łączącej je przyjaźni.
"Dola i Los” to niewątpliwie kulminacja serii o Kociołku, choć nie jej zakończenie. Autor zbiera w niej postaci, które przewijały się przez każdy z tomów, więc jeśli tak jak ja pierwsze części czytaliście tuż po publikacji, polecałabym powtórkę, bo bez tego ani rusz. Warto przypomnieć sobie wątki rozpoczęte w poprzednich częściach, które w tej zostaną ostatecznie rozwiązane. Jestem też pod dużym wrażeniem tego jak perfekcyjnie zazębia się fabuła i jak ziarna zasiane lata temu, kiełkują teraz w bardzo interesujący sposób. Trzeba się też spodziewać epickich batalii i ogromnych emocji.
A to wszystko w typowym dla Marcina Mortki lekkim, barwnym stylu, który fenomenalnie sprawdza się w opisach działań bitewnych. Autor mistrzowsko wczuwa się też emocje swoich postaci i na kartach powieści oddaje ich niepokój, zmęczenie, wściekłość, rozpacz czy zwierzęcy strach. Szczególne wrażenie robi scena szarży ciężkiej kawalerii, czy moment, gdy życie Kociołka wisi na włosku.
Niestety, nie jest to książka idealna. Mam wrażenie, że mimo beznadziejnej sytuacji w jakiej znajdują się bohaterowie na początku powieści, wszystkie ich problemy rozwiązują się za szybko i relatywnie łatwo. Kociołek w mgnieniu oka łączy wskazówki, jego przyjaciele dokonując cudów bohaterstwa mierzą się z drastycznie przeważającymi siłami wroga, a pomoc przybywa z nieoczekiwanej strony.
Nie po raz pierwszy spotykam się z wątkiem magicznie wywoływanej agresji, która znika, gdy tylko jej powód zostaje usunięty. Choć nie dziwi, że Złe dysponuje bronią, która nastawia sojuszników przeciw sobie, taki wątek to swoiste pójście na łatwiznę. O ile bardziej realistyczny byłby konflikt wynikający po prostu z ludzkiej zawiści czy żądzy władzy.
Mimo to oceniam książkę na 4 / 5. To wciągająca historia, nie zwalniająca tempa ani na moment, pełna emocji, przygód i wspaniałych postaci, które ani przez chwilę nie przestają się nawzajem wspierać. Bez zastanowienia sięgnę po następny tom.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
Komentarze
Prześlij komentarz