“Wicked: Życie i Czasy Złej Czarownicy z Zachodu“ Gregory Maguire
Traktat o genezie zła z zielenią w tle
Adaptacje książek mają to do siebie, że po ich obejrzeniu często ma się ochotę na przeczytanie oryginału. Czasem oznacza to poznanie nowych szczegółów dotyczących historii, którą pokochaliśmy, lecz w przypadku “Wicked” Gregory’ego Maguire’a, to kontakt z pozornie podobną historią o odmiennym tonie i skierowaną do innego odbiorcy.
W odległej krainie Oz przychodzi na świat zielonoskóra Elfaba. Nawet w magicznym świecie jej kolor jest nietypowy. Dziewczynka budzi strach i odrazę wszystkich, którzy ją napotykają, a nieszczęścia prześladują ją od najmłodszych lat. Obserwujemy, jak dorasta, walczy o swoje przekonania, próbuje zadośćuczynić za winy, chronić swoich bliskich czy mścić się za krzywdy. I z każdą decyzją coraz bardziej zbliża się do zostania Złą Czarownicą z Zachodu.
Gregory Maguire napisał Wicked zafascynowany “Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz” L. Franka Bauma i rozważaniami skąd wzięło się zło, a tym samym Zła Czarownica z Zachodu. Poruszył przy tym wiele innych, porażająco realistycznych tematów takich jak wiara czy istnienie duszy. Problem polega na tym, że podszedł do nich w bardzo nieprzystępny sposób, każąc swoim bohaterom prowadzić długie, męczące dyskusje. O wiele lepiej wyszedł mu komentarz na temat spraw, o których nikt się nie wypowiada, a które wpisał w historię Oz jak na przykład kolonializm, fanatyzm religijny czy odbieranie praw mniejszościom.
Fabuła została rozciągnięta na kilkadziesiąt lat życia Czarownicy, co wymaga licznych przeskoków czasowych. Niestety, mam wrażenie, że w niektórych epizodach autor zadecydował się pominąć najciekawsze wątki, a rozpisać te najbardziej monotonne, przez co powieść stała się rozwlekła i przegadana. Nawet najciekawsza rozmowa na tematy filozoficzne robi się bowiem po jakimś czasie nużąca, a praktyczne pominięcie działalności wywrotowej, Elfaby potrafi doskwierać.
To powiedziawszy autor bardzo się postarał, by niejednoznacznie przedstawić bohaterów. Jego Oz zamieszkuje wiele realistycznie ludzkich postaci, których trudno polubić właśnie przez to człowieczeństwo. Trzeba docenić to oddanie realizmowi, szczególnie biorąc pod uwagę, ilość postaci w książce Maguiera. A przecież większość wymyślił sam, a nie zaczerpnął z książki Bauma.
Realizm “Wicked” to niestety miecz obusieczny. Z jednej strony dzięki temu książka staje się o wiele bardziej przejmująca. Z drugiej, w ten sposób powstają postaci bardzo ludzkie, ale i porażająco antypatyczne. Obserwując jak Elfaba traktuje Liira ze strony na stronę coraz bardziej traci się do niej szacunek i sympatię.
Elfaba to pełna gniewu dziewczyna, która przede wszystkim chce sprawiedliwości na świecie. Choć przeżycia z dzieciństwa uczyniły ją zgorzkniałą, nie przestaje wierzyć, że świat da się zmienić. Maguire bardzo realistycznie opisuje młodą osobę, która sarkazmem i uszczypliwościami ukrywa prawdziwą troskę, by w późniejszych latach życia zapomnieć o tym co ukryte i poprzestać na złośliwości. Jest przy tym po ludzku niekonsekwentna, zraża się po niepowodzeniach i ukrywa się na całe lata, by lizać rany.
Przy bezkompromisowej Elfabie, próbująca wtopić się w otoczenie Galinda wydaje się znacznie bliższa czytelnikowi. Pozostaje przy tym najbardziej dynamiczną postacią w książce. Ta zadufana w sobie panienka z dobrego domu uczy się samodzielnie myśleć i podąża drogą, której nikt się po niej nie spodziewa. Umiejętnie wykorzystuje swoją urodę i pozycję, by grać w szachy mieszkańcami Oz.
Pisząc „Wicked” Maguire zastosował bardzo specyficzny styl przypominający nieco opowiadanie baśni. Inteligentnie dobiera słowa, określając główną bohaterkę rzeczownikiem, który najlepiej pasuje do jej obecnego usposobienia czy stanu psychicznego. W Sziz będzie więc Elfabą, w towarzystwie Fijero stanie się Fae, a gdy jej życie się skomplikuje zostanie Czarownicą.
Niestety autor nie uniknął kilku pułapek dobierając punkt widzenia do poszczególnych segmentów. Części poświęconą pobytowi bohaterki w Szmaragdowym Mieście widzimy oczami Fijero, który postrzega tylko ułamek wydarzeń. Inna sprawa, że dzięki temu możemy poznać Elfabę z innej perspektywy w tak trudnym dla niej momencie.
Oprócz rozbudowanych dyskusji na tematy światopoglądowe, książka ma jeszcze kilka wad, które utrudniły mi przebrnięcie przez nią. Nie potrafię pojąć czemu znajdziemy w niej tyle nawiązań do stosunków płciowych. Autor zasugeruje na przykład całkowicie zbędną scenę orgii i nawet w opisie krajobrazu potrafi zawrzeć specyficzną przenośnię. Nie ominie nas też seksualizacja dziesięciolatki.
Na dodatek razi mnie odsetek kobiet przedstawionych w powieści karykaturalnie. Oprócz przeczących stereotypom Elfaby i Galindy, Oz Maguiera roi się od kiepskich postaci kobiecych. Siostry Sarimy nie otrzymują nawet własnych imion, a ich główny życiowy cel to znalezienie męża. Madame Dokropna mimo swojego geniuszu, pozostaje w cieniu Czarodzieja. Melena nie zazna szczęścia, póki w jej życiu nie znajdzie się odpowiedni mężczyzna, a wszystkie dziewczęta, które Elfaba poznaje w Sziz (z wyjątkiem Galindy) to trzpiotki.
Podsumowując, doceniam pomysł Gregory’ego Maguire’a, by z krótkiej, prostej książeczki Bauma stworzyć epopeję o Czarownicy. Niestety sposób napisania tej opowieści pozostawia wiele do życzenia. “Wicked” porusza bardzo poważne, mądre tematy, niestety robi to w taki sposób, że wielu czytelników zrazi się do lektury jeszcze zanim Elfaba opuści Sziz. To w połączeniu z trudnymi do polubienia postaciami daje nam książkę tak specyficzną, że można ją albo pokochać, albo znienawidzić. U mnie to zasługuje na mocne 3 / 5. Głównie za koncepcję i bardzo realistyczne przedstawienie bohaterów.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
oOo
Moją recenzję musicalowej adaptacji "Wicked" w realizacji Teatru Roma znajdziecie tutaj
Komentarze
Prześlij komentarz