“Pokolenie Y” Teatr Rampa
oOo
Każde pokolenie zasługuje na Jacka Cygana
Gdy zaczynałam swoją przygodę z blogowaniem, postawiłam sobie za punkt honoru recenzowanie każdego spektaklu, na który się wybiorę. Nigdy nie pisałam natomiast o koncertach. Problem polega na tym, że “Pokolenie Y” balansuje na linii między jednym i drugim, a ja po długim namyśle uznałam, że warto o nim napisać.
Nawet ktoś, kto nigdy nie spotkał się z nazwiskiem Jacka Cygana, bez wątpienia słyszał którąś z jego piosenek, choć może nie zdawać sobie z tego sprawy. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że zarówno sam poeta jak i jego teksty stały się już ikoniczne. Teraz jednak Marcin Januszkiewicz postanowił nadać im nowe życie, prezentując je odbiorcom, którzy nie mieli jeszcze szansy w pełni ich docenić.
Januszkiewicz jest sercem całego projektu, jego reżyserem i gwiazdą. Nic dziwnego, od pierwszego utworu słychać, że rozumie ten materiał jak nikt inny. Wykonuje każdą piosenkę z pozorną łatwością, brzmiąc przy tym naprawdę fenomenalnie i w pełni zatracając się w muzyce. Żałuję tylko, że przez większość czasu jego twarz pozostaje ukryta czy to przez wizualizacje, cień rzucany przez czapkę z daszkiem czy dlatego jak daleko od widowni się znajduje. Forma wydarzenia sprawia, że tylko w jednym utworze artysta wychodzi do widzów i właśnie wtedy jego występ porusza najbardziej.
Za wszystkie aspekty wizualne “Pokolenia Y” odpowiada Ola Knedler, dzięki czemu wizja roztaczająca się przed odbiorami jest niezwykle spójna. Jeśli chodzi o scenografię postawiono na minimalizm. Scena pozostaje prawie pusta z wyjątkiem kilku czarnych brył różnej wysokości, po których wędruje artysta.
O wiele bardziej widowiskowo przedstawiają się nieco psychodeliczne, lecz świetnie wykonane wizualizacje, które perfekcyjnie tworzą klimat i nadają piosenkom dodatkowy kontekst. Każdy utwór otrzymał indywidualne podejście, dzięki czemu oprawa wizualna stała się niezwykle zróżnicowana.
Natomiast wykorzystany na scenie kostium jest idealnym połączeniem elementów garderoby kojarzonych z tytułowym pokoleniem Y. Szerokie spodnie, za duży t-shirt, czapka z daszkiem i prochowiec tworzą obraz może nieco stereotypowy, lecz skutecznie przywołujący na myśl określone czasy.
Z kolei aranżacje muzyczne są całkowicie nowoczesne, tworząc swego rodzaju most między piosenkami sprzed trzydziestu lat, a widzem, który słucha ich obecnie. I choć nie każdemu przypadną do gustu, nie da się ukryć, że bardzo dobrze pasują do koncepcji wydarzenia. To powiedziawszy, w “Pokoleniu Y” znajdzie się też moment nieco bardziej kameralny, specjalnie dla tradycjonalistów, którzy najlepiej czują się z lirycznymi, spokojnymi piosenkami.
Muszę jednak rozczarować każdego, kto oczekuje po wizycie w teatrze spójnej historii. W tym aspekcie “Pokolenie Y” przypomina bardziej koncert niż spektakl. Piosenki nie łączą się ze sobą, a występujące pomiędzy nimi kwestie mówione (ku mojemu zaskoczeniu puszczone z nagrania) nie dodają nic do ich interpretacji. Możemy doszukiwać się tu refleksji na temat tytułowego pokolenia, lecz została ona tak głęboko ukryta, że zadanie to może się okazać zbyt trudne.
“Pokolenie Y” oferuje nowe spojrzenie na teksty Jacka Cygana, nadając im brzmienie bliższe dzisiejszemu odbiorcy. W ten sposób sprawia, że przesłanie trafi do tych, którzy zawsze te piosenki znali, ale nigdy się nad nimi nie zastanawiali. W połączeniu z zachwycającymi wizualizacjami i świetnym głosem Marcina Januszkiewicza powstaje wydarzenie może nieco zbyt abstrakcyjne, ale warte uwagi.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
oOo
Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych spektakli znajdziesz tutaj.
Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.
A może masz ochotę postawić mi kawę?






Komentarze
Prześlij komentarz