“Moulin Rouge” Piccadilly Theatre
“Moulin Rouge” Piccadilly Theatre
Libretto: John Logan
Reżyseria: Alex Timbers
Choreografia: Sonya Tayeh
Scenografia: Derek McLane
Kostiumy: Catherine Zuber
Fryzury: David Brian Brown
Charakteryzacja: Sarah Cimino
Trener dialektu: Rachel Coffey
Koordynator intymności: Asha Jennings-Grant
Występują: Natalie Kassanga, Dom Simpson, Craig Ryder, Dex Lee, Ben Richards, Ivan De Freitas, Charlotte Gooch, Hannah Jay-Allan, Helen K Wint, Matteo Johnson, Bernadette Bangura, Angela Marie Hurst, Athena Collins, Dean Read, Gavin Ryan, Oliver Adam-Reynolds, Takaiyah Bailey, Erin Bell, Emily Bolland, Ross Chisari, James Davies-Williams, Katie Deacon, Serenar Douch, Rola Elliott, Calum Flynn, Myles Hart, Grace Hawksworth, Maiya Hikasa, Melvin LeBlanc, Tom Mather, Kira McPherson, Paul Mukembo, Ben Rutter, Mark Samaras, Jamie Shields, Catrin Thomas, Lindsey Tierney, Alex Tranter, Matt Trevorrow, Kevin Tristan, Ben Whitnall, Sasha Woodward
Tekst pisany na podstawie spektaklu z 13 września 2025
oOo
Wizualny triumf w rytmie muzycznych hitów
Jedyne co dziwi w powstaniu scenicznej wersji filmu Baza Luhrmanna “Moulin Rouge” to to, że na jej premierę trzeba było czekać aż siedemnaście lat. Ten spektakularny materiał, na którego ścieżkę dźwiękową składają się największe hity ostatnich dekad to gwarancja światowego sukcesu, a jego popularność zarówno w Nowym Jorku, jak i Londynie tylko to potwierdza.
Młody poeta Christian (Ben Whitnall) przybywa do Paryża i natychmiast zyskuje sobie przyjaźń członków francuskiej bohemy: malarza Toulouse-Lautreca (Dex Lee) i tancerza Santiago (Ivan De Freitas), którzy próbują napisać sztukę teatralną z piosenkami. Christian ma przekonać do ich pomysłu gwiazdę słynnego kabaretu Moulin Rouge, Satine (Natalie Kassanga). Lecz gdy wskutek nieporozumienia kobieta bierze go za bogatego księcia Monroth (Ben Richards), między parą zaczyna rodzić się skazane na niepowodzenie uczucie.
Choć Ben Whitnall niedawno zadebiutował jako trzeci odtwórca roli Christiana nie da się tego wywnioskować z jego gry aktorskiej. Jego bohater to kwintesencja romantyka, wrażliwy poeta, który kocha całym sercem i to na zabój. Whitnall jest w tej roli bardzo przekonywująco: uroczo odgrywa zakochanie i wzrusza swoim bólem. Brzmi też niesamowicie, szczególnie w balladach i dysponuje odpowiednią charyzmą, by oczarować całą widownię od pierwszej sceny.
Wspaniała jest Natalie Kassanga jako Satine, tajemnicza gwiazda Moulin Rouge i ukochana Christiana. Fenomenalna głosowo wokalistka brawurowo radzi sobie z każdym utworem, na czele z moim ulubionym “Firework”. Jest przy tym wręcz magnetyczna i majestatyczna, gdy wchodzi w rolę kabaretowej gwiazdy, ale i bardzo ciepła w kontaktach z koleżankami. Kassanga perfekcyjnie oddaje jej realistyczne podejście do życia i raz po raz łapie za serce. Udowadnia też swoje mistrzostwo robiąc z Satine fatalną aktorkę, gdy ta pojawia się w musicalu pisanym przez bohaterów.
Ben Richards jako książę Monroth to chyba największe zaskoczenie dla fanów filmowego oryginału, którzy mogą się spodziewać w tej roli aktora znacznie starszego i mniej charyzmatycznego. Na scenie Monroth stał się atrakcyjnym, choć wciąż niepokojąco kontrolującym arystokratą o szemranych koneksjach. Richards radzi sobie z tą rolą śpiewająco. Brzmi wyśmienicie, świetnie się prezentuje i porusza. Bez wysiłku kontroluje też każdą sytuację w jakiej się znajduje, co szczególnie widać w jego rozmowach z Zidlerem, a z minuty na minutę sprawnie buduje też narastające poczucie zagrożenia otaczające jego postać.
Choć dyrektor i impresario Moulin Rouge Harold Zidler jest postacią drugo- jeśli nie trzecioplanową, Craig Ryder z powodzeniem kradnie każdą scenę, w której się pojawia. Wspaniale przerysowany i dysponujący świetnym wyczuciem komediowym bawi bardziej niż można się tego spodziewać, choć potrafi też z łatwością odegrać emocjonalną, poruszającą scenę z Kassangą. Jednak jego popisowym momentem pozostaje cudowna scena z absyntem w tle.
Dex Lee wspaniale sprawdza się jako Toulouse-Lautrec, budując dookoła tej postaci aurę ciepła, mądrości i godności. Świetnie radzi sobie też z ciężkim francuskim akcentem. Jestem także pod wrażeniem oddania z jakim tworzy nietypowy sposób chodzenia swojej postaci. Równie ciekawa, choć zupełnie inna, jest rola Santiago, kreowana przez Ivana De Freitas, który z niesamowitą energią gra argentyńskiego tancerza, imponując przy tym fenomenalną kontrolą nad ciałem i trudną do opisania chemią sceniczną z aktorką grającą jego kochankę Nini.
Catherine Zuber zaprojektowała piękne, barwne kostiumy pełne zachwycających detali takich jak hafty czy koronki. To nowoczesne spojrzenie na stroje z epoki, nieco zbyt kolorowe i może trochę za wiele odsłaniające, ale z pewnością nadające spektaklowi rozmachu. Świetnie też spełniają swoją rolę, pokazując przemiany zachodzące w bohaterach i ich życiową sytuację. Szczególnie ciekawy jest moment przemiany Satine z kurtyzany w damę, gdy przy pomocy kostiumu produkcja wtłacza bohaterkę w ramy, które wymarzył sobie Monroth.
Choreografia Sonyi Tayeh od pierwszej sceny wręcz tętni energią. Mocno bazuje na francuskiej kulturze kabaretowej i prezentuje się zachwycająco, szczególnie w scenach zbiorowych, gdzie zachwyca tempem, ilością postaci i detalami. Szczególnie “Tango Roxanne” zapada w pamięć, wyróżniając się pulsującym napięciem, które przenosi się z muzyki na układ taneczny. Wspaniale wyglądają też zrealizowane ze smakiem, artystyczne sceny erotyczne, przy których, co warto docenić, pracować koordynator intymności.
Niesamowite wrażenie robi bardzo widowiskowa scenografia Dereka McLane’a. Twórcy raz po raz udowadniają, że nie mają żadnych ograniczeń: na scenie króluje kabaretowa scena, która dzięki pięknym przesłonom może się pojawić lub zniknąć wedle życzenia. Bez ostrzeżenia wjeżdża na nią też ukryty wewnątrz słonia buduar Satine, który zobaczymy zarówno z wewnątrz jak i z zewnątrz, o panoramie Paryża nie wspominając. Ta została nawisem mówiąc stworzona używając zwyczajnej perspektywy. Na scenie zbudowano coraz mniejsze budynki, by w dali, na tradycyjnym tle teatralnym, namalować te najbardziej odległe. A mimo to zmiany między scenami następują natychmiastowo, jakby wcale nie wymagały całkowitej przebudowy dekoracji.
Fenomenalnie sprawdzają się też światła, które momentu, gdy widz wchodzi na widownię budują atmosferę słynnego paryskiego kabaretu. W tym spektaklu lśni wszystko od młyna na proscenium, przez rozwieszone nad widzami lampki podświetlające udrapowany na suficie, bogaty materiał, aż po wjeżdżającą na scenę wieżę Eiffela.
Musical inteligentnie przeniósł na scenę fabułę filmu i poprawiając wątki, które raziły w oryginale. Szczególnie dużo zmian znajdziemy w drugim akcie, gdzie zamieniono kolejność niektórych scen, by jeszcze bardziej podkreślić cierpienie Christiana, a jednocześnie pokazać jego oddanie Satine. Dzięki takiemu podejściu nawet najbardziej zagorzali fani mogą zostać zaskoczeni przebiegiem wydarzeń. To jednak nie wszystko. Ciekawym pomysłem są kosmetyczne zmiany w postaci księcia, dobrze sprawdza się prorocza fabuła musicalu pisanego przez bohaterów, rozczulają sceny Satine z koleżankami, a finał spektaklu jest powiewem świeżości w zestawieniu z innymi podobnymi tekstami kultury.
Już ścieżka dźwiękowa filmu obfitowała w ponadczasowe hity. Wersja sceniczna została przystosowana do obecnych czasów, pojawiły się takie utwory jak “Chandelier” Sii, “Shut Up and Dance” zespołu Walk the Moon czy “Bad Romance” Lady Gagi, a także wiele innych piosenek, które tkwią w pamięci wielu widzów. Jednocześnie przewagą “Moulin Rouge” nad innymi musicalami typu jukebox jest to, że zamiast wtłaczać piosenki do swojej fabuły bez żadnych zmian i liczyć, że nikt nie zauważy niedopasowania, nie boi się ich modyfikować, ucinać czy łączyć, tak by jak najlepiej odzwierciedlały przeżycia postaci. Tak powstaje ścieżka dźwiękowa, w której hit goni hit, a ładunek emocjonalny tylko rośnie.
W recenzjach rozpływających się nas widowiskową oprawą wizualną spektaklu nie ma ani odrobiny przesady. Ale hit Piccaddily Theatre to nie tylko muzyka czy uczta dla oczu. Inteligentne zmiany fabularne względem filmu w połączeniu z niesamowicie wpadającą w ucho, pasującą do każdej sceny ścieżką dźwiękową, piękną scenografią, choreografią, kostiumami i wspaniałymi wokalistami tworzą naprawdę świetny spektakl, który bez trudu mnie oczarował.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
oOo
Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych spektakli znajdziesz tutaj.
Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.
A może masz ochotę postawić mi kawę?





Komentarze
Prześlij komentarz