"Bar u Drenka" Teatr Dyletanci


„Bar u Drenka" Teatr Dyletanci  

Scenariusz i reżyseria: Łukasz Krawczyński  

Konsultacje artystyczne: Zuzanna Zazulin  

Muzyka: Katarzyna Kwiatkowska, Jan Rawa  

Teksty piosenek: Łukasz Krawczyński  

Ruch sceniczny: Szymon Kleszcz  

Występują: Filip Cwajna, Katarzyna Fornalska, Marysia Fornalska, Gabriela Głowacka, Izabela Jarosławska, Szymon Kleszcz, Filip Lisiecki, Małgorzata Popławska-Nonas, Jan Rawa, Magdalena Rossowska 

Tekst pisany na podstawie spektaklu z 11 czerwca 

oOo 
W pułapce symbolizmu

Są takie spektakle, których przesłanie jest oczywiste na pierwszy rzut oka. Są też takie po których całymi dniami zastanawiamy się co dokładnie chciał nam przekazać autor i jak głęboko musimy sięgać, by to znaczenie dostrzec. ”Bar u Drenka” należy do tej drugiej grupy. 

W barze prowadzonym przez Drenka (Jan Rawa) spotykają się ludzie, którzy utracili kontrole nad swoim życiem. Wykorzystuje to tajemnicza Dama w Zieleni (Izabela Jarosławska), która bawi się tymi nieszczęśnikami niczym mistrzyni kukiełek i wykorzystuje ich, by rozgrywać kolejne, coraz bardziej rozdzierające scenariusze. 

W przypadku “Baru u Drenka” sam autor jest jednocześnie reżyserem spektaklu, co wychodzi sztuce na dobre. Z pewnością nikt lepiej od Łukasza Krawczyńskiego nie zrealizuje jego własnej, dość skomplikowanej wizji. Bo niestety “Bar u Drenka” jest sztuką bardzo zawiłą, pełną niedomówień i poukrywanych detali. I o ile to samo w sobie nie jest błędem, zostały ukryte tak głęboko, że mało który widz je odszuka. Większość po prostu zmęczy się oglądanym spektaklem i wyjdzie z niego z mętlikiem w głowie. 

To powiedziawszy, na tyle na ile udało mi się zrozumieć zamysł towarzyszący sztuce, “Bar u Drenka” to emocjonalne spojrzenie na uzależnienia, które stawia sobie za punkt honoru jak najbardziej obrazowe pokazanie ogromnego wpływu jaki mają wszelakie używki (i nie tylko) na człowieka, który pozostaje w ich sidłach. I choć forma pozostaje abstrakcyjna, emocje są jak najbardziej prawdziwe.  

Izabela Jarosławska to wspaniale kapryśna Dama w Zieleni. Ma dość charyzmy, by uczynić tę postać interesującą, ale i wystarczająco wyrachowania i okrucieństwa, by dobrze sprawdzać się jako antagonistka. Jest w niej też coś pozaziemskiego, co mocno wpłynęło na moją interpretację spektaklu. 

Mam wrażenie, że Jan Rawa jako Drenek nie został wystarczająco wykorzystany. Choć to rola tytułowa, stanowczo za rzadko znajduje się w centrum wydarzeń i służy raczej jako cień Damy. Robi to jednak z cichą godnością i stoickim spokojem, który w dość chaotycznym spektaklu okazuje się zbawienny. 

Specyficzna forma spektaklu sprawia, że w przypadku większości obsady ciężko mówić o szczególnych rolach. Członkowie zespołu raz po raz wcielają się w coraz to inne postaci, zależnie od tego co zażyczy sobie Dama w Zieleni. Czasem nawet jedna rola przechodzi z rąk do rąk, a widownia może podziwiać różne kreacje.  

Na szczęście, każdy z aktorów otrzymał co najmniej jedną pamiętną, emocjonalną scenę, w której mógł pokazać pełnię swoich umiejętności. A naprawdę jest czym się chwalić, bo to naprawdę świetny zespół aktorski. Filip Cwajna zachwyca w przejmującym monologu nastolatka z depresją. Katarzyna Fornalska jest fenomenalna jako apodyktyczna matka. Marysia Fornalska brawurowo radzi sobie z rolą budzącego się rano alkoholika, a Szymon Kleszcz porusza w przemowie mężczyzny, który odchodzi od zaborczej dziewczyny. 

Ilość wplecionych w spektakl piosenek i ich znikomy wpływ na fabułę nie pozwala uznać “Baru i Drenka” za musical. To powiedziawszy teksty dobrze pasują do muzyki, a strategiczne umieszczenie piosenek na przestrzeni dramatu tworzy ciekawy efekt zaskoczenia. 

Kostiumy świetnie zarysowują różnice między postaciami. Drenek w stroju barmana z elegancką kamizelką i Dama w mocno zielonej sukience widocznie odróżniają się od ubranego w jasne, proste kostiumy zespołu, w oczywisty sposób pokazując kto ma w tym świecie władzę. Z kolei dość jednolite stroje pozostałych bohaterów ułatwiają płynne zamiany ról. 

W spektaklu wykorzystano minimalistyczną, modułową scenografię, dzięki której można przy niewielkim wysiłku stworzyć kilka różnych lokalizacji, począwszy od tytułowego baru, bo cmentarz. Tu też dominują jasne barwy, wyjątkiem jest ciemny drewniany kontuar i podwieszone pod sufitem krzesła tworzące pasujący do konwencji, abstrakcyjny klimat. 

Przygotowując ruch sceniczny do spektaklu Szymon Kleszcz kontynuował ogólny zamysł i postawił na symbolizm. Trzeba przyznać, że każdy krok został głęboko przemyślany i prezentuje się naprawdę wspaniale. Obawiam się jednak, że większość detali, choć niewątpliwie znaczących, umknie niewprawnemu oku. 

“Bar u Drenka” to poruszający spektakl o ludzkich tragediach, który dotyka bardzo poważnych tematów takich jak uzależnienie, depresja czy przemoc domowa. Precyzyjnie rozplanowany, pozwala lśnić wszystkim aktorom, który fenomenalnie radzą sobie z tak trudnymi emocjonalnie scenami. Niestety, zarówno tekst jak i realizacja wymagają jeszcze trochę pracy, bo w obecnej formie całokształt jest po prostu zbyt symboliczny. 

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 

oOo

Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych spektakli znajdziesz tutaj

Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.

Komentarze

Popularne posty