“Elio” Adrian Molina
Reżyseria: Madeline Sharafian, Domee Shi, Adrian Molina
Scenariusz: Julia Cho, Mark Hammer, Mike Jones
Historia: Adrian Molina, Madeline Sharafian, Domee Shi, Julia Cho
Muzyka: Rob Simonsen
Zdjęcia: Derek Williams, Jordan Rempel
Występują: Yonas Kibreab, Jameela Jamil, Brad Garrett, Zoe Saldaña, Remy Edgerly, Shirley Henderson i inni
Dialogi polskie: Kuba Wecsile
W wersji polskiej udział wzięli: Tymon Bitkowski, Julia Pietrucha, Jakub Wieczorek, Maria Sobocińska, Jerzy Darocha, Borys Szyc i inni
oOo
Sporo serca i kiepski marketing
Dzień po premierze kinowej “Elio” został okrzyknięty filmem Pixara z najgorszym otwarciem, od razu zaczęła się też sypać krytyka. Ostatecznie animacja, z bardzo dobrym wynikiem 83% w serwisie Rotten Tomatoes wylądowała na 21 miejscu w rankingu filmów tej wytwórni i wywołała długą dyskusję o odbiorze nowych pomysłów w branży filmowej. Mało jednak mówiło się o jej jakości.
Elio (Tymon Bitkowski) to mieszkający z ciotką (Maria Sobocińska) chłopiec zafascynowany kosmosem. Czy może nie samym kosmosem, a raczej kosmitami, w których szuka ratunku od zwykłego życia na Ziemi, gdzie, jak sądzi, nikt go nie rozumie. Gdy jednak istoty pozaziemskie rzeczywiście odbierają jego sygnał i zabierają go ze sobą do gwiazd, chłopiec odkrywa, że nic nie jest tak proste jak mu się wydaje.
Elio to wspaniały bohater dziecięcy. Ciekawski, inteligentny chłopiec, który łatwo ulega emocjom i jest gotów na wiele, by spełnić swoje marzenia z łatwością zdobędzie sympatię swoich rówieśników. Natomiast starszego widza złapie za serce od pierwszej sceny. Twórcom udało się też uniknąć sytuacji budzących w dorosłych zażenowanie czy irytację. Elio rozczula, bawi czy budzi współczucie, ale nie denerwuje, jak to dzieci w animacjach czasem potrafią.
Glordon z kolei wpisuje się bardziej w sterepotyp disneyowskiego pomagiera. Scenarzystom udało się jednak poprowadzić tę postać na tyle umiejętnie, by szybko porzuciła wytyczone tory i wyewoluowała w samodzielnego bohatera, o własnych aspiracjach, ale i obawach. Pięknie przeprowadzono też relacja chłopców, budując ją na wspaniałej umiejętności do zawierania przyjaźni ponad podziałami, jaką charakteryzują się dzieci.
Cudowną postacią jest ciotka głównego bohatera, Olga. Choć nie miała w planach opieki nad bratankiem, film szybko i sprawnie zaznacza jak bardzo ta niedoszła astronautka stara się zapewnić Elio bezpieczne, szczęśliwe dzieciństwo. Od szczerych rozmów, po czytanie specjalistycznych książek, Olga próbuje wszystkiego, by dotrzeć do chłopca, nie waha się też przyznać, że nie miała racji, a gdy przychodzi co do czego udowadnia, że zna bratanka jak nikt inny i bez wahania skacze za nim w ogień.
Główny antagonista filmu, Lord Grigon to połączenie przerażającego złoczyńcy ze złotej ery animacji, z obecną wrażliwością. Z jednej strony to potężny przywódca rasy wojowników, który stanowczo zbyt szybko sięga po broń. Z drugiej pozostaje rodzicem, szukającym sposobu, by porozumieć się ze swoim dzieckiem, w czym uderzająco przypomina Olgę.
“Elio” to definitywnie film powstały na fali rodzinnych historii Pixara, skupiający się na relacjach dzieci z rodzicami. Bardzo realistycznie pokazuje konflikty i problemy z wzajemnym zrozumieniem. Kontynuując obecny trend nie gloryfikuje żadnej strony, zamiast tego promując otwartą komunikację. Elio powinien dać ciotce szansę, Glordon szczerze porozmawiać z ojcem, natomiast Olga i Grigon nauczyć się okazywać uczucia bez żadnych niedomówień.
Film przepięknie pokazuje rodzicielską miłość i oddanie i nie mam na myśli tylko występującej już na zwiastunach sceny, w której Olga wertuje książkę psychologiczną, by lepiej zrozumieć uczucia Elio. Jestem zachwycona tym jak przeprowadzono wątek Grigona i Glordona. Animacja sprawnie przedstawia zasady rządzące ich społeczeństwem, by widz mógł w pełni zrozumieć jak małe mają znaczenie w zderzeniu z ojcowską miłością.
Ale “Elio” to przede wszystkim film o samotności i szukaniu swojego miejsca na świecie. Bohaterem jest w końcu zagubione dziecko, które sądzi, że nie ma dla niego miejsca na Ziemi i tylko kosmos może mu zapewnić poczucie przynależności. Jak to często bywa musi się nauczyć, że trawa niekoniecznie jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu, a czasem by dostrzec kochających nas ludzi, musimy tylko uważnie popatrzeć. Twórcy przekazali to przesłanie bardzo wyraźnie, ale i wzruszająco.
A trzeba powiedzieć, że to właśnie emocje są jedną z największych zalet tego filmu. Od rozdzierającej sceny w restauracji, po wspaniale budowaną kulminację pełną triumfalnego katarsis, “Elio” bardzo dobrze radzi sobie z budzeniem ich w widzu, który zatapia się w historii małego chłopca i jego ciotki, by smucić się i cieszyć razem z nimi.
Internet aż huczy od plotek odnośnie tego jak film miał wyglądać przed zmianami scenariuszowymi i o ile ciężko mi się wypowiadać o nieistniejących wątkach, nawet ja zauważyłam, że pierwotnej wersji prawdopodobnie położono większy nacisk na pochodzenie Elio i Olgi. Szkoda, że finalnie zostało tylko znacząco wymawiane nazwisko Solis.
Nikogo nie zaskoczy, że to kolejny film Pixara, który zachwyca wizualnie. Animacja jest niesamowicie płynna i realistyczna, szczególnie jeśli chodzi o wodę czy piasek, a projekty postaci i pozaziemskich lokalizacji olśniewają kreatywnością. Pośród ambasadorów różnych planet znajdziemy dziesiątki niepowtarzalnych istot, a każda z nich została stworzona z niesamowitą dbałością o detale.
Etatowy tłumacz Disneya, Kuba Wecsile, po raz kolejny wykonał świetną robotę, wkładając w usta bohaterów naturalnie brzmiące frazy. Polski dubbing także stanął na wysokości zadania, a pamiętajmy, że w główną rolę wciela się bardzo młody aktor, Tymon Bitkowski. Partneruje mu plejada polskich gwiazd dubbingu, choć dzięki skutecznej modulacji głosu, nie jest to wcale takie oczywiste. Trzeba jednak wspomnieć, że w filmie pojawiają się też napisy, gdy postaci przechodzą na fikcyjny język autorstwa głównego bohatera, co sprawia, że młodszy widz może mieć problem z odbiorem.
Gdy animacja pojawiła się w kinach i media społecznościowe zaczęły informować o jego miernych zarobkach zauważyłam w internecie konsternację. Mało kto zdawał sobie sprawę, że “Elio” w ogóle istnieje. To wina kiepskiego marketingu. Jeśli przejedziemy się ulicami dużych polskich miast ciężko nam będzie znaleźć jakiekolwiek wzmianki "Elio”. Napotkamy natomiast wciąż wiszące plakaty “Lilo i Stitcha”. Z kolei zwiastuny w żaden sposób nie oddawały tego, co ostatecznie mogliśmy zobaczyć w kinie.
Mimo to zdecydowałam się na seans “Elio” i nie żałuję. Film oczarował mnie od pierwszej sceny. To kolejna animacja Pixara, która nie boi się odważnych decyzji i emocjonalnych ciosów, wzruszając widza raz po raz. Opowiedziana w nim historia jest w gruncie rzeczy dość prosta, ale nie wątpię, że trafi do serc wielu odbiorców. Innymi słowy, to kolejny świetny film wytwórni, która praktycznie się nie myli.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
oOo
Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych filmów i seriali znajdziesz tutaj.
Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.
Komentarze
Prześlij komentarz