“Cierń” T. Kingfisher
Baśń inna niż wszystkie
Retellingi baśni są ostatnio w modzie. Jednak, gdy za tego typu historię bierze się słynna T. Kingfisher, od razu wiadomo, że to będzie tekst nieporównywalny z niczym innym. Ja sięgnęłam po “Cierń” trochę przez przypadek i natychmiast się zakochałam.
W ciernistych zaroślach obrastających rozpadający się, uwieńczony wieżą kasztel mieszka Ropuszka, wróżka o niewielkiej mocy, która potrafi przeobrazić się w ropuchę właśnie. Ze swojej kryjówki obserwuje, jak zmieniają się losy świata i raz na jakiś czas odgania przejeżdżających rycerzy. Aż do dnia, gdy w pobliżu jej domu pojawia się Halim, który w pogoni za opowieścią o uwięzionej w wieży księżniczce zatrzymuje się by porozmawiać z ropuchą.
Historię poznajemy oczami Ropuszki, magicznej istoty, która pilnuje zaczarowanej wieży i dba, by nie podjechał do niej żaden rycerz czy książę. Początkowo w jej narracji dominuje smutek, wróżka jest rozpaczliwie wręcz samotna. W miarę rozwoju opowieści dowiadujemy się coraz więcej o jej pochodzeniu i położeniu, z każdą stroną coraz lepiej ją rozumiejąc. Autorka przedstawiła ją bardzo realistycznie i przejmująco, dzięki czemu Ropuszka jawi nam się jako ktoś prawdziwy, a nie baśniowy archetyp.
Halim to rycerz, który w odróżnieniu od swoich poprzedników poświęcił czas by poznać strażniczkę wieży. Daje się poznać jako honorowy, uprzejmy mężczyzna, o nieposkromionej ciekawości. Szybko oferuje, że pokaże Ropuszce świat, a dowiedziawszy się, że wróżka nie może opuścić wieży, postanawia ją uwolnić. Z tego co mówi o swojej przeszłości tworzy się obraz kogoś, który kocha swoją matkę i potrafi dogadać się z każdym, bez względu na dzielące ich różnice. Halim nie jest może zbyt kompetentnym rycerzem, ale pozostaje dobrym człowiekiem. To postać tak ciepła i miła, że aż nierealistyczna.
Relacja Ropuszki i Halima została nakreślona wręcz rozczulająco. Zaczynamy od ciekawości Halima i wrogości Ropuszki, która rozpaczliwie chce się go pozbyć spod swojego kasztelu. Jednak ujęta jego uprzejmością i zaintrygowana nietypowym sposobem bycia, pozwala mu się zbliżyć. Kingfisher nieśpiesznie buduje rodzące się między nimi zaufanie, dzięki czemu staje się ono tym prawdziwsze. Co ciekawe, mimo baśniowej formy unika stereotypowego zakończenia, stawiając na coś o wiele bardziej poruszającego.
"Cierń” przybiera formę dwóch, przeplatających się narracji. Pierwsza to wątek relacji Ropuszki i Halima, którzy poznają się coraz lepiej i próbują uwolnić wróżkę z wieży. Druga to opowieść Ropuszki, która rozpoczyna się od jej narodzin i tłumaczy jakie decyzje doprowadziły ją tam, gdzie się znalazła. W narracji łączą się różne baśniowe schematy, lecz autorka sprawnie opowiada je na nowo, raz po raz zaskakując czytelnika.
T. Kingfisher udowadnia, że potrafi dostosować swój styl do potrzeb każdego tekstu. Snuje opowieść o Ropuszce dokładnie tak, jak spodziewalibyśmy się po baśniopisarce i choć sama historia drastycznie różni się od “Śpiącej królewny”, odnosimy wrażenie, że wracamy do czasów dzieciństwa. Autorka nie śpieszy się, pozwala wydarzeniom toczyć się w ich własnym tempie, powoli snując fascynującą opowieść. To zdumiewające jak bardzo przytulne wrażenie robi “Cierń”. Choć Kingfisher nie raz opowiada o ponurych, pełnych brutalności i smutku wydarzeniach, robi to w taki sposób, że baśń otula czytelnika niczym ciepły koc.
A przecież światu przedstawionemu w “Cierniu” bliżej do ponurych, krwawych baśni z dawnych wieków niż do ich cukierkowych wersji pojawiających się obecnie w popkulturze. Złośliwe istoty magiczne porywają dzieci, by zastąpić je odmieńcami, bawią się ludzkim życiem i zabijają bez wahania. Królowie bywają nieudolni, królowe zaślepione, a księżniczki... cóż, jakie są księżniczki autorka opowiada ze szczegółami, choćby najbardziej drastycznymi.
Wiedząc, że “Cierń” to retelling baśni od początku spodziewałam się zwrotu akcji, który wywróciłby to co wiem o tym gatunku literackim do góry nogami. Podczas słuchania miałam różne teorie, nic jednak nie przygotowało mnie na zakończenie książki. Jestem nim po prostu zachwycona. Od samej tajemnicy, która szczerze mnie zaskoczyła, po emocjonalny finał, Kingfisher otarła się o perfekcję. Jeśli już musiałabym się do czegoś przyczepić to tylko do wydarzeń z wieży, które zbyt wcześnie rozwiązały pewien dylemat moralny.
Duża tu zasługa tłumaczki i lektora. Dominika Schimscheiner wykonała kawał dobrej roboty, przekładając książkę w sposób płynny i naturalny, a przecież miała o tyle trudne zadanie, że w tekście roi się od terminów rodem prosto z mitów i legend. Audiobook czyta natomiast Filip Kosior, lektor o ciepłym głosie idealnym do opowiadania baśni i ogromnym doświadczeniu w zawodzie, co słychać w każdej frazie.
Podsumowując, “Cierń” T. Kingfisher oczarował mnie od pierwszej minuty i choć nie planowałam się śpieszyć ze słuchaniem, nie byłam w stanie się powstrzymać przed dokończeniem go w ciągu doby. Zachwyca atmosfera i styl pisarki, nie mówiąc już o nietuzinkowych postaciach i zaskakujących zwrotach akcji. To wszystko w połączeniu z wzruszającym zakończeniem sprawia, że stawiam 5 / 5.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
oOo
Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych książek i komiksów znajdziesz tutaj.
Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.





Komentarze
Prześlij komentarz