"Targ Dusz" Marcin Mortka
Finał pełen chaosu
Zazwyczaj do końcówek serii pisanych przez Marcina Mortkę zasiadam z ciekawością, ale i smutkiem. Z jednej strony nie mogę się doczekać, jak pisarz zakończy całą opowieść, z drugiej jest mi przykro, że to już ostatnie spotkanie z tymi bohaterami. W przypadku cyklu maltańskiego miałam po prostu nadzieję, że “Targ Dusz” mnie oczaruje.
Minęły lata, odkąd Bruno Scozzi utracił ukochaną Soave. Rycerz postarzał się i zgorzkniał do tego stopnia, że nawet ratowanie dzieci z łap handlarzy niewolników, nie przynosi mu już radości. Tymczasem Turcy szykują kolejny, największy jak dotychczas atak na Maltę, gdzie wciąż znajduje się siostra Soave, Florese. Z kolei zakon maltański w końcu przypomina sobie o Brunonie i szantażuje go, grożąc dziewczynie. I jeszcze ta ponętna czarodziejka...
Bruno jako bohater bardzo różni się od zagubionego młodzieńca, którego poznaliśmy w “Maleficjum” czy zestresowanego mężczyzny z “Dżina”. Już nie szuka swojej tożsamości, przed niczym też nie ucieka, w jego sercu wciąż jednak jątrzy się dawna rana po stracie Soave. I choć pozostaje człowiekiem honorowym, który nie zawaha się rzucić na pomoc siostrze ukochanej, dopada go marazm.
Powieść zaskakuje już na samym początku, poruszając temat wypalenia, które odczuwa Bruno. Młodzika o płomiennym temperamencie dopadła świadomość bezcelowości heroicznych czynów. To bardzo ciekawy wątek, szczególnie, że pisarz dość szybko zderza podejście rycerza z postawą Hugona, dla którego ratowanie dzieci jest życiowym celem i chwalebną misją.
Hugo to swoją drogą duży plus tej książki. Postać, którą poznaliśmy jako rubasznego wojownika unikającego mieszania się w nie swoją walkę, już w “Dżinie” pokazała na czym jej tak naprawdę zależy. Jednak dopiero w “Targu dusz” widzimy pełnię jego oddania i szlachetności. Troskliwy wobec uratowanych dzieciaków, nie waha się potrząsnąć Brunonem, jeśli rycerz tego potrzebuje. Coraz bardziej przypomina mi też sienkiewiczowskiego Zagłobę, postać teoretycznie komiczną, która ma jednak w sobie ogromną mądrość i empatię.
W recenzji “Dżina” pisałam, że liczę na bliższe poznanie Claude’a. Niestety, to co od autora otrzymaliśmy, nieco mnie zawiodło. Bo o ile przyjmuję wizję samego siebie w jaką wierzy Claude, ciężko mi zrozumieć jak jego towarzysze mogli tego nie zakwestionować. Mimo to mężczyzna pozostaje fascynującą postacią, która raz po raz zaskakuje czytelnika. To też dobry, wierny przyjaciel i mój niekwestionowalny ulubieniec.
W powieści pojawia się nowa postać kobieca, intrygująca nieznajoma imieniem Sabina, która fascynuje Brunona od pierwszego spotkania. I choć sama koncepcja tej bohaterki bardzo mi się podoba, jej wątek został przeprowadzony dość topornie. To jak szybko i skutecznie owija sobie Brunona wokół palca może dziwić, a ilość scen intymnych która po tym następuje nie każdemu przypadnie do gustu. I choć w tym szaleństwie jest metoda, a autor nie robi nic bez powodu, cały wątek mógłby zostać przeprowadzony znacznie lepiej i bez zbytnich szczegółów.
Marcin Mortka sprawnie przeplata opowieść o swoich bohaterach z wydarzeniami historycznymi, planując ścieżkę Brunona, Hugona i Claude’a i Erhana w taki sposób by trafili na najważniejsze batalie tamtego okresu. Wprowadza oczywiście kosmetyczne zmiany, unika jednak stworzenia alternatywnej historii. Co ciekawe, oddanie prawdzie historycznej niefortunnie wpłynęło na jeden pojawiający się w powieści wątek. Mortka zdecydował się zatrzymać prawdziwy los pewnej postaci, po której spodziewalibyśmy się czegoś o wiele bardziej epickiego.
To powiedziawszy, opisy bitew są jedną z największych zalet “Targu dusz”. Mortka ponownie zachwyca barwnym, plastycznym stylem, dzięki któremu wydarzenia płyną wartko, a czytelnik z łatwością wyobraża sobie każdą scenę. A przy tym autor nie unika pokazywania realiów bitwy. Śmierć otacza bohaterów z każdej strony, czujemy ich zmęczenie, frustrację i strach. Tu nie ma miejsca na heroizm, walka toczy się o przetrwanie.
Problem polega na tym, że książka jest zbyt chaotyczna. Zaczynamy dobrze, ciekawym konfliktem, z którym zmaga się Bruno. Następnie autor informuje nas o niebezpieczeństwie grożącym Florese, wprowadzając potrzebę pośpiechu. Tylko po to, by zaraz całkowicie zatrzymać akcję na relacji Sabiny i Brunona, która zajmuje stanowczo za dużo czasu w kluczowym momencie książki. Gdy wydarzenia znów nabierają tempa, gnają na łeb na szyję i poza świetnie rozpisanymi scenami oblężenia, toczą się aż zbyt szybko. Mimo wytłumaczenia fabularnego, nie pomaga fakt, że bohaterowie przeskakują z jednego miejsca w drugie.
Ciężko mi zrozumieć zmianę lektora w ostatniej części cyklu, jednak realizatorzy zdecydowali się na zastąpienie Filipa Kosiora słynnym Krzysztofem Gosztyłą. I choć nowy lektor daje z siebie wszystko, na nowo interpretując każdą postać, wciąż tęskno mi do Brunona, Hugona i Claude’a, których poznałam w wersji Kosiora. Niektórym czytelnikom może też przeszkadzać dość wolne tempo czytania.
“Targ dusz” to nieco zbyt chaotyczna, ale dobrze napisana książka, której jednak wiele brakuje. Mimo wspaniałego stylu autora, obrazowych opisów bitew i brawurowych zwrotów akcji, nie sposób się w nią wciągnąć tak jak w pierwszy tom. Pozostaje jednak sprawnym zakończeniem serii maltańskiej, choć nie zachęca do ponownej lektury.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 3 / 5.
oOo
Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych książek i komiksów znajdziesz tutaj.
Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.
A może masz ochotę postawić mi kawę?






Komentarze
Prześlij komentarz