“Tramwaj zwany pożądaniem” Young Vic Theatre
“Tramwaj zwany pożądaniem” Young Vic Theatre
Tytuł oryginału: The Streetcar Named Desire
Autor: Tennessee Williams
Reżyseria: Benedict Andrews
Scenografia: Magda Willi
Kostiumy: Victoria Behr Light, Jon Clark
Dźwięk: Paul Arditti
Muzyka: Alex Baranowski
Występują: Gillian Anderson, Clare Burt, Lachele Carl, Branwell Donaghey, Otto Farrant, Ben Foster, Nicholas Gecks, Troy Glasgow, Stephanie Jacob, Corey Johnson, Vanessa Kirby, Claire Prempeh
Tekst napisany na podstawie nagrania National Theatre Live.
oOo
W wirze emocji i złego montażu
Nazwisko Tennesseego Williamsa przewija się przez listy lektur zajęć z literatury amerykańskiej, a gwiazdorskie obsady jego sztuk sprawiają, że zna je praktycznie cały świat. Za “Tramwaj zwany pożądaniem” otrzymał natomiast swoją pierwszą nagrodę Pulitzera.
Blanche (Gillian Anderson) przyjeżdża w odwiedziny do swojej siostry Stelli (Vanessa Kirby) i jej męża Stanleya (Ben Foster). Elegancka kobieta z dobrego domu natychmiast ściera się z pochodzącym z innej sfery szwagrem, który podejrzewa ją o oszustwo. Z początku Stella staje za nią murem, lecz gdy kłamstwa Blanche zaczynają wychodzić na jaw, więź łącząca siostry zostaje wystawiona na próbę.
“Tramwaj zwany pożądaniem” to opowieść o zderzeniu światów, które zdają się dramatycznie różnić, a jednak uderzająco się przypominają, wchodząc w identyczną grę pozorów. Stella udaje sama przed sobą, że zachowanie męża jej nie przeszkadza, a znoszenie jego gniewu jest warte dobrych chwil, które z nim dzieli. Blanche z kolei próbuje wykorzystać przeprowadzkę, by stworzyć siebie na nowo. Ale to też historia o różnicach klasowych, hipokryzji, zagubieniu i desperacji, oraz jak sama nazwa wskazuje, pożądaniu.
Gillian Anderson to z pewnością największa gwiazda spektaklu. Jednak już po kilku scenach widać jak na dłoni, że nie zatrudniono jej tylko dzięki nazwisku. Aktorka daje z siebie wszystko, jest niesamowicie ekspresyjna, a jej akcent i specjalnie do tej roli modulowany głos idealnie pasują do Blanche. Potem jest jeszcze lepiej. Spod fasady bogatej dziedziczki z południa, która nie ukrywa pogardy dla każdego o niższym statusie społecznym od niej wyłania się zagubiona kobieta, wciąż walcząca z traumą z przeszłości. Anderson szczególnie chwyta za serce, gdy sytuacja zupełnie ją przerasta.
Vanessa Kirby jako Stella zachwyca urokiem i młodzieńczą energią. Rozdarta między siostrzaną lojalnością, a miłością do męża stara się wspierać Blanche i znosić jej humory, jednocześnie trwając z uporem u boku Stanleya, choć ślub z nim można uznać za mezalians. Łączące ich pożądanie nie bez powodu jest jednym z głównych motywów spektaklu, a Kirby brawurowo radzi sobie z odegraniem tego przyciągania. Naprawdę zachwycająca jest jednakże w ostatniej, rozdzierającej scenie dramatu.
Stanley Bena Fostera wręcz promieniuje pewnością siebie i męskością. Od sposobu poruszania, przez prezencję sceniczną, aż po wymowę pojedynczych głosek, aktor na scenie staje się człowiekiem świadomym swojej siły i władzy. Blanche, która zaburza ustalony w jego domu porządek to dla niego przeszkoda i nie zawaha się przed niczym, by ją usunąć. Ma też jednak łagodniejsze momenty, gdy pokazuje łagodniejszą, wręcz bezbronną stronę swojej postaci.
To powiedziawszy, mam wrażenie, że realizacja Benedicta Andrewsa bardzo wygładziła postać Stanleya. Choć mężczyzna pozostaje stereotypem burkliwego samca, który przeraża w gniewie, w scenie finałowej traktuje Blanche znacznie łagodniej niż wskazuje na to sam tekst. To ona pierwsza sięga po broń, choć jego reakcja pozostaje oczywiście bestialska.
Wspaniale prezentuje się też Corey Johnson w roli nieśmiałego Mitcha. Potrafi zarówno przekonywująco zagrać łatwego do pokochania dżentelmena zabiegającego o względy Blanche, jak i przerazić chłodem.
Geniusz Williamsa leży w szczegółach. Od samego początku misternie ujawnia kolejne wskazówki, dzięki którym tworzymy w głowie prawdziwy obraz Blanche, który kontrastuje z jej słowami i tym jak chce być postrzegana. Przez to spodziewamy się nadchodzącej katastrofy, lecz jej gwałtowny i okrutny przebieg wciąż nas zaskakuje.
Young Vic Theatre jest teatrem, którego scena znajduje się na środku audytorium, a widzowie siedzą w kole dookoła niej. By ułatwić im odbiór spektaklu scenografia obraca się dookoła własnej osi, wybudowane na środku mieszkanie Stelli i Stanleya nie ma ścian, a drzwi wejściowe zrobiono z prześwitującej siatki. Wybrano nawet łóżko bez wezgłowia. Mimo to sprzęty domowe czy drzwi do łazienki potrafią zasłonić część akcji.
Kostiumy Victorii Behr Light i Jona Clarka perfekcyjnie podkreślają różnicę między Blanche, a Stellą, Stanleyem i ich sąsiadami. Jednocześnie odzwierciedlają obecny status głównej bohaterki, po wspaniałych czasach zostały jej już tylko piękne ubrania, których wygląd wcale nie idzie w parze z ceną. Wygląd postaci zmienia się też zależnie od ich stanu psychicznego, przyjeżdżając do Nowego Orleanu Blanche wygląda jak stereotyp elegantki, a jej załamaniu nerwowemu towarzyszy niechlujny wygląd.
Muzyka Alexa Baranowskiego dobrze pasuje do każdej sceny, bez trudu budując przytłaczającą, pełną napięcia atmosferę. Również wykorzystane w spektaklu piosenki bez trudu wpasowują się w fabułę, choć odbiegają od stylistyki jakiej spodziewalibyśmy się po tym dramacie.
Wydawać by się mogło, że ta świetna sztuka uznanego dramatopisarza zagrana przez gwiazdorską obsadę, na pełnej detali scenografii z pięknymi i bardzo przemyślanymi kostiumami to oczywisty strzał w dziesiątkę. Niestety, “Tramwaj zwany pożądaniem” ma kilka trudnych do przeoczenia wad.
Po pierwsze w podziwianiu aktorstwa przeszkadza reżyseria świateł i cienie raz po raz rzucane na twarze aktorów. Natomiast obrotowa scena na nagraniu wręcz przeszkadza, głównie przez ruch kamery, która obraca się razem ze scenografią. W efekcie otrzymujemy długie ujęcia zbliżeń na mebel, podczas gdy w tle słychać podniesione głosy aktorów. Możemy się tylko domyślać, że artyści właśnie dają popis swoich umiejętności.
Przejmujący dramat Williamsa w wykonaniu Gillian Anderson i Vanessy Kirby powinien był mnie oczarować, szczególnie biorąc pod uwagę dbałość o detale kostiumowe i scenograficzne. Niestety niefortunne decyzje podjęte przy realizacji nagrania sprawiły, że po prostu nie potrafiłam się nim w pełni cieszyć.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
oOo
Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych spektakli znajdziesz tutaj.
Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.
A może masz ochotę postawić mi kawę?






Komentarze
Prześlij komentarz