"Cinder” Marissa Meyer
Cyborgi śnią o wolności
Człowiek wychowany w kulturze zachodniej prawdopodobnie słyszał kiedyś baśń o Kopciuszku. Może czytał oryginalną bajkę Perraulta, może oglądał film Disneya, ale pewnie zna historię pracującej dla złej macochy dziewczyny, która o północy uciekła z balu u księcia gubiąc pantofelek. Marissa Meyer postanowiła opowiedzieć tę historię na nowo, za czas akcji wybierając daleką przyszłość.
Cinder ma w życiu kilka problemów. Po pierwsze jest cyborgiem, a tych nie szanuje nikt w Nowym Pekinie. Po drugie choć całe miasto zna ją jako najlepszego mechanika w okolicy, wciąż pracuje dla swojej macochy Adrii i nie zapowiada się, by dała radę się od niej uwolnić. Po trzecie, nie potrafi się zachować, gdy przystojny książę Kai przychodzi do jej stoiska zlecić jej naprawę androida. A to dopiero czubek góry lodowej, dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, ile jeszcze niebezpieczeństw na nią czeka. Tymczasem Kai musi doprowadzić do podpisania traktatu pokojowego z Księżycem.
Marissa Meyer dba, by postaci w jej książce były jak najbardziej ludzkie. Cinder to świetny mechanik, osoba bardzo inteligentna i kompetentna, która poradzi sobie z każdym urządzeniem. A jednocześnie to młoda dziewczyna marząca o wolności i udająca przed samą sobą, że nie podoba jej się przystojny książę. Ma jasno postawione priorytety, o których nie zamierza zapominać i jest niesamowicie lojalna.
Biorąc pod uwagę rzesze uwielbiających go nastolatek książę Kaito przypomina bardziej hollywoodzkiego aktora czy gwiazdę muzyki niż przyszłego monarchę. Tak naprawdę jest jednak tylko młodym chłopakiem, na którym spoczywa ogromna odpowiedzialność. Dopiero przy Cinder na chwilę zapomina kim musi się stać dla swojego ludu. Niestety autorka nie unika niektórych klisz gatunku i Kai po prostu nie potrafi przyjąć “nie” za odpowiedź, co niestety wychodzi mu na dobre.
W większość adaptacji “Kopciuszka” to właśnie macocha pełni rolę głównej antagonistki. Linh Adrii przez większość czasu wpisuje się w ten trend, choć Marissa Mayer upewnia się, by przedstawić czytelnikowi dwa oblicza tej z pozoru oschłej, wymagającej kobiety. Choć wobec Cinder zachowuje się okrutnie, jest też kochającą matką, która chce dla swoich dzieci jak najlepiej i głęboko ukrywa prawdziwe emocje.
Rolę przeciwniczki dzieli z Królową Levaną, postacią stanowiącą o wiele bardziej globalne zagrożenie. Choć sama królowa pozostaje owiana tajemnicą, przeraża ogromem swojej władzy i tym jak wielce jest w stanie przewidzieć działania pozostałych bohaterów. Autorka sprawnie pokazuje potęgę Levany, jej bezwzględność i gotowość do wszystkiego. Choć w “Cinder” pojawia się zaledwie na moment, zapowiada się na wspaniałą antagonistkę całej sagi.
Każdy główny bohater potrzebuje wsparcia. Cinder ma Iko, androidkę z ‘popsutym’ czipem osobowości, który wyróżnia ją spośród podobnych modeli. Przyjacielska, troskliwa, ale i odrobinę zbyt zafascynowana ludzkością i wyglądem, Iko jest cudownie ciepłą postacią, wielokrotnie używaną jako przeciwwaga do poważnej, skupionej Cinder.
Paradoksalnie to właśnie, gdy poznajemy Peony i Pearl, przyrodnie siostry, po raz pierwszy zauważamy znaczące różnice między Cinder, a Kopciuszkiem. O ile Pearl perfekcyjnie wpisuje się w stereotyp wrednej, gnębiącej główną bohaterkę dziewczyny, Peony jest kwintesencją słodyczy i archetypem kochanej młodszej siostrzyczki.
W “Cinder” natychmiast zafascynował mnie bardzo rozwinięty świat przedstawiony. Autorka nie ogranicza podawanych czytelnikowi informacji do spraw dotyczących głównej bohaterki. Porusza też tematy geopolityczne, wprowadzając przywódców pozostałych krajów czy nawiązując do globalnej historii. Zagłębia się w relacje społeczne, zaznaczając podziały między ludźmi, mieszkańcami Księżyca, androidami czy cyborgami. Pochyla się też nad problemami świata przestawionego, wprowadzając temat litumozy, choroby pożerającej kolejne życia z przerażającą wręcz prędkością. Sprawnie miesza nowoczesność science fiction z tradycjami kultury, na której powstał opisywany przez nią świat. Nie unika też nowomowy i odpowiednio stylizuje tekst, unikając opisów tego co dla Cinder zwyczajne, by zaraz wejść w szczegóły elementów dla niej obcych, jak chociażby dobrze znany czytelnikowi samochód.
“Cinder” jest retellingiem baśni o Kopciuszku, więc biorąc książkę do ręki spodziewamy się, że pewnych wątków. Musi być książę, bal i pantofelek. Mimo to Marissie Mayer udaje się nie raz zaskoczyć czytelnika nietuzinkowym podejściem do wątków czy relacji. Ciekawi już sama Cinder, która skutecznie przyciąga uwagę czytelnika. Autorka unika popadnięcia w stereotyp i stworzyła złożoną postać, z którą łatwo się utożsamić. Jestem też przyjemnie zaskoczona tym jak niewielką rolę pełni w powieści sam wątek romansowy, który pozostaje tłem dla walki o niezależność, zmaganiami z epidemią czy rozgrywką polityczną.
Niestety, książka ma kilka wad, do których zaliczają się istotne dziury w przedstawieniu świata. O ile niechęć do mieszkańców Księżyca została wytłumaczona, chciałabym dowiedzieć się, dlaczego ludzkość tak nienawidzi cyborgów. Mam jednak nadzieję, że zostanie mi to wyjaśnione w kolejnych tomach. Drugim problemem jest też przewidywalny los księżniczki Selene, który większość czytelników odgadnie w try mi ga.
"Cinder” została bardzo sprawnie przetłumaczona na język polski przez Magdalenę Grajcar. To powiedziawszy, jej podejście do nazw własnych zostało szeroko skrytykowane przez fanów Sagi Księżycowej, którzy zwrócili szczególną uwagę na przekład nazwy mieszczącego się na Księżycu państwa i jego mieszkańców. Ich niezadowolenie doprowadziło do zmiany tłumaczenia w nowym wydaniu książki.
Na koniec chciałabym bardzo pochwalić audiobooka, który ukazał się nakładem Wydawnictwa SQN. Czytająca go Paulina Holz świetnie wczuwa się w poszczególne postaci i brawurowo radzi sobie z oddawaniem metalicznego głosu androidów, nie gubiąc przy tym ich osobowości, szczególnie widocznej w przypadku Iko.
“Cinder” oczarowała mnie od pierwszej sceny, to niesamowite, że tak dobrze znana historia wciąż potrafi zaskoczyć. Marissa Meyer nie tylko miała fenomenalny pomysł na przeniesienie baśni do realiów science fiction, ale i stworzyła bohaterów dzięki którym ciężko się oderwać od lektury. I choć książka nie jest pozbawiona wad, sprawiła, że zostałam fanką całej serii jeszcze zanim skończyłam pierwszy tom. 4 / 5
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
oOo
Podobało ci się? Recenzja drugiej części Sagi Księżycowej, "Scarlet" dostępna na blogu
Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.
Komentarze
Prześlij komentarz