“Dzień Próby Doli” Marcin Mortka

Święta, święta i po świętach 

Raz na jakiś czas Marcin Mortka publikuje kolejne opowiadanie ze świata Kociołka. Zwykle są to króciutkie, zabawne winiety, w których znani i lubiani bohaterowie przeżywają przygody utrzymane w znacznie weselszym tonie niż najnowsze powieści z tej serii. Do takich właśnie tekstów należy “Dzień Próby Doli”. 

Zbliża się Dzień Próby Doli, święto religijne, którego Edmund zwany Kociołkiem szczególnie nie znosi. Umyka więc pod byle pretekstem do lasu, by tam spokojnie spędzić czas z przyjaciółmi, przy kieliszku czegoś mocniejszego. Sielankę przerywa nadejście jego żony Sary i informacja o zdumiewających wydarzeniach, które wymagają ekspertyzy Drużyny do Zadań Specjalnych.

Ponieważ opowiadanie ma miejsce przed “Nie ma tego Złego”, czyli pierwszym tomem serii o Kociołku, autor może pobawić się światem przedstawionym, zapominając o ciężkiej tematyce. Nie pojawią się w niej więc potwory Złego, co wcale nie znaczy, że zabraknie magii. Mortka sprawnie wplata w tekst nowe informacje na temat Doliny, jednocześnie mrugając okiem do czytelnika, świadomego następnych wydarzeń.

Co ciekawe, Mortka nie pozwala nam zapomnieć o wielu twarzach Kociołka. Seria pełna jest zarówno scen, w których główny bohater układa szalone plany, jak i tych, gdy gotuje czy zarządza swoją karczmą. Rzadziej pojawiają się wątki podkreślające, że Edmund jest przede wszystkim ojcem, a jego troska, empatia i umiejętność zrozumienia dziecięcych potrzeb nie ma sobie równych. Cieszę się, że w “Dniu Próby Doli” autor zdecydował się na tym skupić.

Niestety, choć zwykle świetnie się bawię przy lekturze książek Marcina Mortki, tym razem humor mnie nie zachwycił. Co gorsza, chwilami przypominał mi kiepski kabareton, w którym mężczyźni chowają się przed kobietami, by uniknąć obowiązków rodzinnych, a kobiety ściągają ich z powrotem do domu niczym niegrzeczne dzieci. To o tyle bolesne, że pełna szacunku i czułości relacja Edmunda i Sary to jeden z moich ulubionych elementów serii.

Opowiadanie jest też dość proste i przewidywalne, a choć pozwala przyjrzeć się postaciom w zupełnie nowych sytuacjach, koniec końców nie wprowadza nic nowego ani specjalnie ciekawego do świata Kociołka. O ile poleciłabym ją fanom serii jako ponowne spotkanie z bohaterami, spokojnie można kontynuować lekturę kolejnych tomów bez jej znajomości.

Ogromną zaletą audiobooka jest czytający go Filip Kosior, który jak zwykle zachwyca nie tylko pięknym głosem, ale i lektorskimi umiejętnościami, nadając każdej postaci własny głos i manieryzm. A trzeba zauważyć, że tym razem fabuła stawia przed nim nowe wyzwania. Niestety, pojawiły się pewne wpadki, które powinny zostać wyłapane podczas edycji.

Choć “Dzień Próby Doli” pozostaje niezaprzeczalnie uroczym opowiadaniem, które przypomina nam o weselszej stronie opowieści z Doliny i ojcowskiej twarzy Kociołka, ma też kilka wad, które trudno mi przeoczyć, z humorem i brakiem wsparcia małżeńskiego na czele. Stąd relatywnie niska jak na teksty Marcina Mortki ocena. Mam szczerą nadzieję, że kolejna opowieść z tego cyklu wypadnie lepiej.

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 3 / 5

oOo

Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych książek i komiksów znajdziesz tutaj.

Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.

A może masz ochotę postawić mi kawę?

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Komentarze

Popularne posty