"Pieśń prorocza" Paul Lynch

Orwell po irlandzku

Sięgając po “Pieśń proroczą” Paula Lyncha nie wiedziałam czego się spodziewać. Sam tytuł książki w żaden sposób nie sugeruje co znajdziemy w środku, podobnie okładka, a określenie ‘dystopia’ obejmuje zarówno powieści dla młodzieży, jak i klasyki literatury.

Pewnego dnia życie Eilish Stack, szczęśliwej żony i matki czworga dzieci drastycznie się zmienia. Jej mąż nie wraca z protestu przeciwko opresyjnym władzom, a Eilish musi nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości, w której niebezpieczeństwo czai się za każdym rogiem.

Któryś ze znawców określił “Pieśń proroczą jako “oszałamiająco oryginalną”. Niezmiernie bawi mnie to stwierdzenie. Żyjemy przecież w świecie, w którym istnieją książki Orwella, też przecież Brytyjczyka, który opisywał totalitarną Wielką Brytanię już kilkadziesiąt lat temu i to znacznie lepiej.

W 2023 roku Paul Lynch otrzymał za “Pieśń proroczą” prestiżową brytyjską nagrodę Bookera. Jak sam twierdzi, do napisania dystopijnej powieści zainspirowała go wojna domowa w Syrii oraz kryzys uchodźczy. I na tym właśnie polega największy problem tej książki. Z punktu widzenia zachodniego kręgu kulturowego “Pieśń prorocza” może się wydawać powieścią przełomową i wręcz wstrząsającą. Jak to, w cywilizowanym kraju, w dwudziestym pierwszym wieku, państwo łamie prawa swoich obywateli? Wystarczy jednak wyjrzeć poza swój własny kawałek świata, by zobaczyć, że takie rzeczy dzieją się na co dzień i nazywanie ich dystopią uwłacza pamięci prawdziwych ofiar.

Rozumiem jednak dlaczego Lynch wybrał właśnie Irlandię na miejsce akcji swojej powieści. Dzięki temu zabiegowi okrutne wydarzenia przestają być dla czytelnika odległe. To już nie coś co wydarzyło się dawno temu, komuś mieszkającemu tysiące kilometrów od cywilizowanego świata zachodu, tylko coś realnego i bliskiego, co mogłoby spotkać ich samych w dzisiejszych czasach.

Tyle tylko, że gdy za książkę zabierze się ktoś spoza tego kręgu kulturowego, ta szybko stanie się frustrująca. Ile państw zna takie wydarzenia z autopsji? Ilu ludzi jeszcze pamięta brutalne tłumienie strajków? Ilu internowanych działaczy wciąż żyje i opowiada swoje historie? Jeśli zestawimy Elish z historiami niezliczonej ilości prawdziwych ludzi, szybko dojdziemy do wniosku, że bohaterka jest po prostu głupia.

Z założenia kobieta wydaje się perfekcyjną narratorką historii o powolnym upadku państwa, które zwraca się przeciwko swoim własnym obywatelom. Nie jest bohaterką, tylko zwykłą kobietą, która skupia się na dobrobycie swojej rodziny, a nie ideałach. To samo w sobie nie powinno negatywnie wpływać na odbiór postaci. Problem polega na tym, że Eilish to postać całkowicie bierna.

Reklama książki sugeruje, że dowiemy się z niej, ile jest w stanie zrobić matka, by chronić swoją rodzinę. Tyle tylko, że Eilish nie robi praktycznie nic, choć raz po raz otwierają się przed nią kolejne możliwości. Nic więc dziwnego, że gdy zaczyna narzekać, że nie ma jak opuścić kraju, podczas gdy niedawno taką opcję odrzuciła, mamy ochotę porzucić lekturę z czystej frustracji. Przyznam jednak, że finał książki wybrzmiewa naprawdę fenomenalnie i aż nazbyt realistycznie. Szkoda tylko, że żeby do niego dotrzeć musiałam przebrnąć przez godziny bierności.

Te jednak jakoś bym zniosła. Eilish w widoczny sposób wypiera to w jaką stronę zmierza jej kraj, a to podejście jak najbardziej zrozumiałe. Niestety, jednocześnie nie może się zdecydować, czy chce schować głowę w piasek i się nie wychylać, czy zamierza walczyć z reżimem. W efekcie otrzymujemy postać, która w jednej scenie zabrania córce wyjść z domu ubranej w kolory protestujących, a w drugiej sama zabiera ją i jej młodsze rodzeństwo na demonstrację.

Dużym problemem jest też jednoznaczność świata przedstawionego. Wszyscy członkowie partii są jej równie oddani i święcie wierzą w jej racje, a wszyscy żołnierze świetnie spełniają swoje obowiązki. A przecież wydaje się oczywiste, że w każdej opresyjnej organizacji znajdą się ludzie, którzy próbują tylko chronić siebie i swoich bliskich, a nastolatki siłą wcielone do wojska nie będą najlepszymi żołnierzami. Tu plus dla Lyncha za pokazanie obu stron konfliktu jako równie niebezpiecznych. Niewątpliwie pasuje to do jego pesymistycznej wizji świata, w której zagrożenie goni zagrożenie i jest widocznym przejawem realizmu.

Szkoda tylko, że nadmiernie poetycki styl Lyncha zupełnie do tego nie pasuje i zamiast sprawić, że powieść nabierze podniosłego charakteru, w najlepszym razie męczy, w najgorszym bawi dziwacznym doborem słów i motywów. Nie pomaga fakt, że autor wielokrotnie wybiera przeintelektualizowane wywody ponad przyziemne problemy Eilish.

Przyznam, że nie miałam przyjemności zmierzyć się z niecodziennym formatowaniem książki, ale znalezione w internecie skargi na pozbawione akapitów rozdziały, w których ciężko odróżnić narrację od mowy sprawiły, że jeszcze bardziej doceniłam czytany przez Filipa Kosiora audiobook. Lektor po raz kolejny udowadnia swoje mistrzostwo, zapełniając świat Eilish niepowtarzalnymi głosami jego mieszkańców.

Podsumowując, rozumiem zachwyty nad powieścią Paula Lyncha. Nie bez powodu pisarz otrzymał nagrodę Bookera, jego poruszająca wizja życia pod rządami państwa totalitarnego z pewnością wstrząsnęła wieloma czytelnikami. Uważam jednak, że odbiór “Pieśni proroczej” bardzo zależy od kręgu kulturowego, z którego pochodzi czytelnik i wielu odbiorców nigdy nie zachwyci się nim tak jak Brytyjczycy.

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. Mocne 2 / 5. 

oOo

Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych książek i komiksów znajdziesz tutaj.

Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie

 może masz ochotę postawić mi kawę?

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Komentarze

Popularne posty