"The Producers" Garrick Theatre

“The Producers” Garrick Theatre

Słowa i muzyka: Mel Brooks

Libretto: Mel Brooks, Thomas Meehan

Reżyseria: Patrick Marber

Choreografia: Lorin Latarro

Scenografia: Scott Pask

Kostiumy: Paul Farnsworth

Reżyseria świateł: Tim Lutkin

Fryzury i charakteryzacja: Betty Marini

Występują: Andy Nyman, Marc Antolin, Trevor Ashley, Raj Ghatak, Harry Morrison, Joanna Woodward, Alex Lodge, Kelsie-Rae Marshall, Ryan Pidgen, Megan Armstrong, Olly Christopher, Gabrielle Cocca, Nolan Edwards, Michael Franks, Matt Gillett, Esme Kennedy, Sinead Kenny, Josh Kiernan, Kate Parr, Emma Robotham-Hunt, Pierce Rogan,  Hollie Jane Stephens, Jermaine Woods

Tekst pisany na podstawie spektaklu z 8 września 2025

oOo

Musical w starym dobrym stylu

Kończący za rok sto lat Mel Brooks jest niekwestionowanym królem komedii, nic więc dziwnego, że napisany przez niego musical bazujący na jego własnym filmie z lat 60tych od dawna wywołuje salwy śmiechu.

Producent Max Bialystystok (Andy Nyman) opłakuje fatalną premierę swojej nowej sztuki, gdy na jego drodze staje księgowy Leo Bloom (Marc Antolin), który sugeruje, że więcej pieniędzy da się zarobić na scenicznej wpadce, niż hicie. Razem postanawiają wystawić najgorszy spektakl w historii i suto się przy tym obłowić. Nie pomoże im jednak obecność pięknej Ulli (Joanna Woodward), na którą obaj mają chrapkę.

Do roli Maxa Andy Nyman przechodzi całkowitą przemianę. Przybywa mu lat i kilogramów, co odzwierciedla to jak się porusza. Dysponuje przy tym nienaganną dykcją, co jest w tej roli nieodzowne. Ale co najważniejsze, sprawnie balansuje na granicy charyzmy i wstrętu, czyniąc Maxa odpowiednio obleśnym, lecz nie dość, by widz zupełnie znienawidził tę postać.

Marc Antolin jako marzący o zostaniu producentem księgowy, Leo Bloom zachwyca ruchowo. Świetnie oddaje nerwowy manieryzm swojego bohatera, ale potrafi też odtańczyć naprawdę imponujący stepowany numer, zachowując się przy tym niczym istny showman. W wykonaniu Antolina, Leo rozczula i czaruje na zmianę, jednocześnie zachowując wspaniałą dynamikę ze scenicznym partnerem.

Dzięki Joannie Woodward wreszcie zrozumiałam, jak powinno się odbierać postać Ulli. Aktorka podchodzi do niej z dużym dystansem, tworząc na scenie bohaterkę świadomą swojej urody, ale i nie bojącą się być sobą. To szczególnie widoczne podczas jej tańca, który jest wspaniałym pokazem radości i entuzjazmu, choć niespecjalnie umiejętności tanecznych bohaterki. Jest w tym niesamowicie charyzmatyczna.

Trevor Ashley jako reżyser Roger de Bris bawi od pierwszego pojawienia się na scenie. To cudownie przerysowana, pełna stereotypów rola, która uderza w nadmiernie egzaltowanych pseudo-artystów, kochających hałas i blichtr, a Ashley daje z siebie wszystko, by jak najmocniej wypunktować ich wady.

Harry Morrison w roli Franza Liebkinda buduje swoją rolę na zasadzie kontrastu. Niegroźny wygląd i wielkie serce do zwierząt, łączy z odrażającymi poglądami i niepokojącymi skłonnościami do przesady. Warto też pochwalić to jak Morrison konsekwentnie używa silnego, niemieckiego akcentu.

Lorin Latarro stworzyła widowiskową choreografię, odwołującą się do klasyki gatunku, z długimi stepowanymi partiami, które idealnie pasują do broadway’owskiej tematyki spektaklu. W pełni wykorzystała też scenografię, szczególnie w duecie Ulli i Leo, którzy raz po raz wskakują na ustawione z tyłu sceny ławki, w pokazie elegancji i współpracy.

Kostiumy Paula Farnswortha prezentują się świetnie. To nie tylko wiernie odwzorowania strojów z epoki, ale i małe dzieła sztuki w rodzaju pięknej sukienki, w której Ulla śpiewa duet z Leo. Największe wrażenie robi jednak prosty, acz bardzo kreatywny sposób wprowadzenia na scenę gołębi, pełniących kluczową rolę w utworze “Der Guten Tag Hop-Clop".

Scenografia Scotta Paska może się wydawać nieco zbyt uproszczona, lecz produkcja nadrabia to rekwizytami, które w mgnieniu oka pojawiają się na scenie. I tak gabinet Maxa nagle powiększa się o ścianę ze zdjęciami jego darczyńców czy sejf. Dodatkowo dzięki swojej prostocie konstrukcja z tyłu sceny może pełnić wiele zadań i tworzyć liczne przestrzenie przy minimalnym udziale tła, a zastosowanie aktorów w roli posągów to strzał w dziesiątkę.

Ogromną zaletą “Producentów” jest typowy dla Mela Brooksa humor. Spektakl może się wydawać obrazoburczy, lecz w tym szaleństwie jest metoda. Fenomenalny tekst w połączeniu ze świetnym wyczuciem komediowym aktorów i ich plastycznością, daje wręcz niesamowity efekt, a geniusz twórcy sprawia, że na widowni mieszają się ze sobą wszystkie grupy wiekowe.

W całym spektaklu nie pasowała mi tylko jedna rzecz: stylistyka zastosowana w wystawianym przez bohaterów musicalu, w którym od pierwszej sceny pojawiają się kuriozalne, upstrzone cekinami, kolorowe kostiumy i wszechobecna tandeta. W zestawieniu z nimi kreacja aktorska Rogera wcale nie dziwi, przez co jego pojawienie się na scenie nie zmienia tego jak widz patrzy na musical Franza Liebkinda. “Springtime” jest parodią od samego początku, a nie tylko od pojawienia się na scenie głównego bohatera. To jednakże zamysł widoczny już w libretcie.

To powiedziawszy, “Producenci” w Garrick Theatre są świetnie zrealizowanym spektaklem, który olśniewa blichtrem starego Broadway’u. Charyzmatyczni aktorzy i przezabawny tekst źródłowy zapewniają zabawę na cały wieczór, bez względu na grupę wiekową. 

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 

oOo

Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych spektakli znajdziesz tutaj

Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.

A może masz ochotę postawić mi kawę?

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Komentarze

Popularne posty