“Fleabag” Soho Theatre
“Fleabag” Soho Theatre
Reżyseria: Vicky Jones
Realizacja nagrania: Tony Grech-Smith
Scenariusz: Phoebe Waller-Bridge
Kostiumy: Holly Pigott
Występuje: Phoebe Waller-Bridge
Tekst napisany na podstawie nagrania National Theatre Live.
oOo
Bohaterka swojej własnej historii
Na zrealizowaną przez National Theatre Live transmisję nagrania spektaklu “Fleabag” trafiłam bez wcześniejszej znajomości materiału, czy bazującego na nim serialu. Tyle tylko, że sam tytuł obił mi się o uszy. Nic więc dziwnego, że sztuka zaskoczyła mnie na wielu poziomach.
Fleabag (Phoebe Waller-Bridge) to młoda kobieta, której życie właśnie rozpada się na kawałki. Jej przyjaciółka nie żyje, prowadzona przez nią kawiarnia upada, właśnie zostawił ją też facet. Jeśli dodamy do tego wieczne problemy z relacjami rodzinnymi, skupienie na sobie czy obsesję na punkcie seksu, otrzymamy portret człowieka targanego wieloma emocjami, a przede wszystkim, bardzo samotnego.
Spektakl jest monogramem i ma formę rozmowy o pracę. Fleabag opowiada rekruterowi o swoim życiu, tłumacząc czemu zależy jej na pozycji, na którą aplikuje. To pierwsza oznaka tego, nad jakim problemem pochyla się spektakl. Przecież tylko ktoś bardzo samotny zacznie się zwierzać całkowicie obcej osobie. Jednocześnie, już na samym początku poznajemy bohaterkę jako osobę bardzo chaotyczną, co tylko podkreśla scena zdejmowania swetra.
Fleabag z powodzeniem zraża do siebie wszystkich bliskich sobie ludzi, a choć nigdy tego nie mówi, bardzo przeszkadza jej to odosobnienie, mimo że przecież boi się bliskości. Słyszymy o tym raz po raz, gdy pozwala nowopoznanemu człowiekowi na wszystko, by tylko jej dotknął, lecz odrzuca swojego chłopaka, bo ten chce związku bazującego na czymś więcej.
Ze sceny na scenę coraz lepiej poznajemy bohaterkę. Jednak, jak na niewiarygodnego narratora przystało, nie możemy jej w pełni wierzyć. Z początku ciężko jej nie lubić, w końcu w naturalny sposób czujemy sympatię do osoby, która prowadzi narrację. Potem jednak spektakl sprawnie stawia wszystko czego się dowiedzieliśmy do góry nogami i zmusza nas do spojrzenia na bohaterkę inaczej.
Siedząc na ustawionym na środku prawie pustej sceny, aktorka nie ma się za czym schować. Jest tylko ona i jej tekst. Na szczęście Phoebe Waller-Bridge raz po raz udowadnia, że nikt nie rozumie tej roli lepiej niż ona, autorka sztuki. Widać, że czuje się w tym materiale naprawdę komfortowo. Perfekcyjnie gra pod widownię, odnosząc się do reakcji widzów. Ma wspaniałe wyczucie komediowe, zawsze idealnie trafia w punkt, wywołując salwy śmiechu, potrafi też jednak sprawnie przeskoczyć od komedii do całkowitej powagi, by zaraz przełamać ponurą atmosferę. Zachwyca szczególnie odgrywając rozmowy między Fleabag, a innymi postaciami, z której każdej nadaje inny akcent, mimikę czy manieryzm. Nie straszna jej też gra samym wyrazem twarzy. To niewątpliwie rola jej życia, a umówmy się, niewielu aktorów wyszłoby z niej obronną ręką.
Kostiumolożka Holly Pigott wybrała dla Fleabag bardzo prosty kostium, stawiający przede wszystkim na wygodę. Dżinsy, oksfordy i rozciągnięty sweter sprawnie budują obraz postaci. Co ciekawe, choć w tekście pojawiają się opisy innych ubrań, które zakłada na siebie bohaterka, aktorka nigdy się nie rozbiera ani nie przebiera, co o tyle mnie zaskoczyło, że w innej produkcji tego tytułu wcale nie zadziwiłaby mnie nagość. Fleabag obnaża jednak swoje uczucia, a nie ciało.
Zachwyca gra świtałem, które różni się zależnie od sytuacji i dostosowuje do pory dnia. Gdy bohaterka informuje nas o nastaniu poranka, scenę zalewa ciepły blask. Równie dobrze wypada oprawa dźwiękowa. Niepokojące odgłosy dobrze budują atmosferę, a popiskiwania świnki w kluczowym momencie sprawiają, że miłośnikowi zwierząt łamie się serce.
Odpowiedzialny za realizację nagrania Tony Grech-Smith trafił w dziesiątkę decydując się na użycie głównie ujęcia ¾, które wymaga ustawienia kamery na tyle daleko, by rejestrowała większość sylwetki, wyłapując gestykulację czy nerwowe kręcenie się na krześle, ale i dość blisko by dało się dostrzec każdy szczegół mimiki. Dzięki temu uważnemu widzowi nie umknie żaden detal.
“Fleabag” to spektakl bardzo zabawny, który sprawnie łączy poważną tematykę z humorem. I choć jest to humor dość mroczny, który nie przyjdzie do gustu każdemu, świetnie sprawdza się w kontekście całego libretta. Duża w tym zaleta aktorki o świetnym wyczuciu komediowym, która potrafi perfekcyjnie przełamać ponurą scenę przy pomocy żartu. Mimo to, niektóre momenty wydały mi się zbędne, choć nigdy nie odczułam zażenowania.
Najbardziej kontrowersyjną sceną pozostaje jednak ta dotycząca świnki morskiej, którą Fleabag kupiła swojej zmarłej przyjaciółce. Zwierzątko jest symbolem lepszych czasów, jej pani bardzo ją kochała i czuła się przy niej szczęśliwa. Niestety jego wątek kończy się rozdzierającym monologiem bohaterki, w którym przeplatają się obrazowe opisy cierpienia nieszczęsnego zwierzątka i wspomniane już odgłosy. Choć rozumiem metaforę, którą próbowano wprowadzić, scena wydaje mi się zbyt długa i brutalna.
“Fleabag” to bez wątpienia sztuka wybitna, która jeszcze zyskuje na tym, że główną rolę gra właśnie Phoebe Waller-Bridge. Spektakl fenomenalnie napisany i świetnie zagrany, w którym nic nie odwraca uwagi widza od tematu i wybitnej aktorki. Gwarantowane 80 minut śmiechu i refleksji nad ludzkim życiem, rozpaczliwą samotnością i egoizmem.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
oOo
Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych spektakli znajdziesz tutaj.
Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie.





Komentarze
Prześlij komentarz