“Hawkeye Tom 3: L.A. Woman” scen. Matt Fraction, rys. Javier Pulido, Annie Wu

To jej czas!

Pisząc serię komiksów o Hawkeye’u nie wolno zapomnieć, że tytuł ten nosiły na przestrzeni lat dwie osoby. Skoro więc poprzednie tomy traktowały o Clincie Bartonie, czas najwyższy dać mu trochę spokoju i zająć się jego wspaniałą protegowaną. 

Kate Bishop już nie raz udowadniała, że nie da sobie w kaszę dmuchać. Więc gdy jej mentor i przyjaciel zaczyna zachowywać się jak ostatni kretyn, zabiera psa Fuksa i wyrusza do Los Angeles, miasta gdzie spełniają się sny. Choć w jej przypadku, chodzi raczej o koszmary.

Uważam, że wprowadzenie postaci Kate, to jedna z lepszych decyzji twórców tej serii. Dziewczyna nie tylko stanowi dobrą przeciwwagę dla Clinta, ale i potrafi doprowadzić go do porządku. W tym tomie jednak narracja skupia się całkowicie na niej, pozwalając czytelnikowi zajrzeć w głąb tej młodej, pyskatej bohaterki.  

Kim jest Kate Bishop? To pewna siebie młoda kobieta, która wie czego chce i będzie o to walczyć. Osoba lojalna do przesady, która nie boi się wypomnieć swoim bliskim ich błędów i nie potrafi trzymać języka za zębami. Energiczna młoda dama, która wierzy, że ze wszystkim sobie poradzi. Lecz choć serce ma po dobrej stronie, nie jest kryształowa. Uprzywilejowana i skora do gniewu, nie zastanawia się nas konsekwencjami swoich czynów i bez wahania odrzuca pomoc ojca, od której jest całkowicie zależna. 

Rolę głównej antagonistki pełni w komiksie Madame Masque, która ma na pieńku z Kate od sławetnej aukcji w Madripoorze. To postać wspaniale tajemnicza, która dzięki inteligentnemu kadrowaniu nigdy nie pokazuje twarzy, choć pojawia się w albumie bardzo często. Szczerze powiedziawszy to jedna z jej największych zalet. Choć znamy jej cel, nie mamy pojęcia jak daleko sięgają jej wpływy i do czego jeszcze się posunie, a inteligencja czyni z niej niebezpiecznego przeciwnika. 

“L.A. Woman” wprowadza też kilka ciekawych postaci pobocznych. Pojawiają się cudownie uroczy sąsiedzi Kate, którzy wspierają ją w wielu szalonych przygodach, a także Harold, dziennikarz, który podczas nocnych spotkań w sklepie wprowadza Kate w zawiłości mieszkania w mieście aniołów. To postać szczególnie złożona i bardzo interesująco skonstruowana. 

Przedstawiona w komiksie historia w naturalny sposób wynika z tego kto jest jej główną bohaterką. W obliczu problemów z ojcem i mentorem Kate ucieka do innego miasta, by tam odpocząć za pieniądze tego samego rodzica, z którym właśnie się posprzeczała. W bardzo dziecięcy sposób nie widzi nic złego w takim podejściu do życia, lecz komiks bardzo skutecznie sprowadza ją do parteru. 

Dziewczyna musi stać się nie tylko superbohaterką, ale i po prostu dorosłą osobą, stanąć na własne nogi i nauczyć się odpowiedzialności. I nie mówimy tu o sprawach związanych z bezpieczeństwem międzynarodowym. Matt Fraction po raz kolejny zderza swoich bohaterów z codziennymi problemami jak chociażby brak odpowiedniej karmy dla kota czy puste konto. 

Komiks ma formę kilku przeplatających się spraw detektywistyczno-superbohaterskich, których podejmuje się Kate. I choć wątki wydają się całkowicie ze sobą niepowiązane, trzeba pamiętać, że Los Angeles, to w gruncie rzeczy bardzo małe miasto. Fraction sprawnie prowadzi narrację, pokazując nam dokładnie tyle ile powinniśmy zobaczyć, by ostatecznie udowodnić, że w tym szaleństwie jest metoda. 

Komiks sprawnie porusza motywy dorastania, nauki odpowiedzialności, ale i zemsty. Pojawia się też tajemnica związana z przeszłością Kate, interesami jej ojca i Madame Masque. I choć o Kate rzadko mówi się w kontekście postaci, z którymi może się utożsamiać nastoletni czytelnik, lekcja, którą otrzymuje “L.A. Woman” przydałaby się wielu. 

Przyznam, że rysunki Javiera Pulido wykorzystane w pierwszym zeszycie nie trafiły w mój gust. O ile przyzwyczaiłam się do uproszczonej kreski z poprzednich tomów, nowy, jeszcze bardziej umowny styl zupełnie mi nie odpowiada. Na szczęście zaraz potem wkracza Annie Wu ze swoim o wiele bardziej realistycznym podejściem. Jej rysunki są po prostu śliczne i świetnie pokazują emocje postaci. 

Decyzja, by kolejny tom Hawkeye’a pokazać z punktu widzenia Kate to strzał w dziesiątkę. JW ten sposób wprowadzono do serii powiew świeżości, a ciekawa, ciepła historia o dorastaniu i nauce odpowiedzialności, dobrze pasuje do młodej Hawkeye. Świetnie sprawdza się też kreska wykorzystana w późniejszych zeszytach.  

Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna. 

oOo

Podobał ci się ten tekst? Recenzje innych książek i komiksów znajdziesz tutaj.

Chcesz dostawać powiadomienia o każdym nowym poście? Zaobserwuj mnie na instagramie

Komentarze

Popularne posty